Mecz, będący jednocześnie ostatnim w karierze niezwykle doświadczonego sędziego Andrzeja Lemka, rozpoczął się od udanej akcji ze środka Ardo Kreeka, umożliwionej przez efektowną obroną libero warszawskiej ekipy. Po kilku premierowych akcjach nie trudno było jednak zauważyć w szeregach obu zespołów pewną dozę nerwowości - zarówno jedni, jak i drudzy byli bowiem świadomi wagi tego spotkania. Niejednokrotnie udane akcje przeplatały się z zerwanymi atakami i błędami na zagrywce.
W okolicach dziesiątego oczka Inżynierowie dwukrotnie podejmowali próbę ucieczki na dystans trzech punktów. Ich starania spełzły jednak na niczym, choć Zbigniew Bartman, zdopingowany grą przeciwko swojej byłej drużynie, starał się zrobić, co w jego mocy, by wyprowadzić Politechnikę na prowadzenie. Przy stanie 13:13 mogliśmy podziwiać niesamowicie zaciętą akcję, która - po licznych wymianach - padła za sprawą ataku Bartosza Janeczka łupem częstochowian. Wydawało się wtedy, iż team Tytana pójdzie za ciosem, lecz wynik uparcie oscylował w okolicach remisu niemal aż do samego końca otwierającej częstochowsko-warszawską konfrontację odsłony. W końcówce siatkarskim sprytem popisali się gospodarze, w szeregach których sporo krwi podopiecznym Radosława Panasa napsuł swoją zagrywką Piotr Nowakowski (25:23).
Na minimalnej porażce stołecznych zawodników mogło po części zaważyć nieco słabsze w kryzysowych momentach przyjęcie. Mimo to trener Panas nie zdecydował się na zmiany w składzie, jaki desygnował do gry w drugim secie. Zaufanie, jakim obdarzył przede wszystkim Wojciecha Żalińskiego, zaprocentowało świetnym blokiem na lewym skrzydle, który dał Politechnice minimalną przewagę nad zawodnikami Marka Kardoša.
Akcja ta zapoczątkowała funkcjonowanie warszawskiej ściany. Fakt ten na tyle podrażnił zespół z Częstochowy, iż odpłacił się on drużynie przyjezdnej pięknym za nadobne, szybko odrabiając trzy oczka straty i wychodząc na prowadzenie 13:12. Czarną serię teamu ze stolicy pogłębiły błędy podwójnego odbicia Salasa przy wystawach do środkowego Marcina Nowaka. Za sprawą buzujących na parkiecie emocji wywiązał nam się niebywale wyrównany pojedynek, w którym czołowymi postaciami byli dwaj libero - Damian Wojtaszek oraz Michał Dębiec.
Ostatnia prosta - mówiąc językiem lekkoatletycznym - zapowiadała się więc niezwykle fascynująco. Siatkarze obu zespołów nie zwalniali rąk, atakując zgodnie z zasadą: "siła razy ramię". Skuteczniejsi w tego typu zagraniach byli częstochowianie, którzy uzyskali bezcenne wręcz trzy oczka przewagi nad ekipą gości. - Spokojnie, wyluzujmy się! Chcemy bić na siłę, za mocno! - apelował do swoich podopiecznych stołeczny szkoleniowiec. Zawodników spod Jasnej Góry nic już nie było w stanie powstrzymać, nawet liczne dyskusje po obu stronach siatki ani nerwowa atmosfera na boisku. Tym samym częstochowianie mogli się cieszyć z wiktorii w drugiej partii.
Zdobycie co najmniej jednego punktu w ligowej potyczce dodało siatkarzom reprezentującym barwy Tytana AZS Częstochowa animuszu. Popisowe zawody rozgrywał nadal Fabian Drzyzga, który swoimi kombinacjami chciał zaczarować na siatce przeciwników z Warszawy. Ci jednak pragnęli pozostać w grze. Na boisku dwoili się i troili, lecz Dawid Murek i spółka wydawali się być już na starcie trzeciego seta po prostu nie do zatrzymania.
Sprawy w swoje ręce postanowił więc wziąć Wojciech Żaliński, który wysunął się w warszawskim teamie na pierwszy plan. Im dłużej jednak utrzymywało się prowadzenie częstochowian, tym bardziej związane nogi wydawali się mieć przyjezdni. Swoistym przełamaniem była jednak akcja w wykonaniu Marcina Nowaka, który posłał na stronę swoich rywali zagrywkę niezdatną do przyjęcia. Chwilę później na tablicy świetlnej pojawił się wynik 16:15 dla AZS Politechniki Warszawskiej.
Przejęcie przez stołecznych siatkarzy inicjatywy w secie rozbudziło nadzieje około sześćdziesięcioosobowej grupki kibiców z Warszawy. As serwisowym popularnego "Zibiego" dodatkowo podwyższył temperaturę na parkiecie, zmuszając trenera Kardoš do wzięcia czasu. Mimo to goście nie mogli czuć się bezpiecznie. Każde zagranie miało w tym momencie kluczowe znaczenie dla losów częstochowsko-warszawskiej rywalizacji. Dowodem tego był as serwisowy Łukasza Wiśniewskiego i atak Wojciecha Żalińskiego w aut. Walka - za sprawą zmieniających co chwila oblicze gry akcji - rozgorzała więc na nowo. Ostatecznie więcej zimnej krwi zachowali gracze ze stolicy którzy z dalekiej podróży powrócili do walki o końcowy triumf. Trzecią partię zakończył zdobyty przez Bartmana punkt z zagrywki.
Początek kolejnego seta był swoistym teatrem błędów. Zawodnicy obu teamów starali się pozbyć napięcia, jakie nagromadziła w nich partia numer trzy. Z siatkarskiego letargu szybciej otrząsnęli się Akademicy, których blok stanowił zaporę niesamowicie trudną do przejścia. O natychmiastową odpowiedź pokusił się jednak Michał Kubiak, którego efektywne zagrywki doprowadziły tuż przed pierwszą przerwą techniczną do remisu. Spory wpływ na obraz gry pojedynku wywarła także ambitna postawa Zbigniewa Bartmana. W akcjach ze skrzydła wtórował mu także Robert Prygiel. Dobra aura, jaka niewątpliwie sprzyjała w tym fragmencie gościom, znalazła swoje odzwierciedlenie w wyniku - zawodnicy dowodzeni przez Radosława Panasa wyszli bowiem na prowadzenie.
Gospodarze nie zamierzali jednak odpuszczać. Wejście Miłosza Hebdy zdecydowanie ożywiło ich poczynania, wprowadzając zamieszanie w szeregi Inżynierów. Na fali udanych akcji młodego atakującego, częstochowianie zniwelowali dystans do swoich rywali, odbierając graczom ze stolicy nadzieje na doprowadzenie do tie-breaka. Wszystko to za sprawą trzech punktowych zagrywek Dawida Murka z rzędu, które sprawiły, że nerwy warszawskich siatkarzy znalazły się w strzępkach. Siatkarze spod Jasnej Góry - mimo gorącej końcówki - nie oddali już prowadzenia aż do samego końca, triumfując w całym pojedynku 3:1.
Tytan AZS Częstochowa - AZS Politechnika Warszawska 3:1 (25:23, 25:22, 26:28, 25:23)
AZS Częstochowa: Gierczyński, Nowakowski, Murek, Drzyzga, Janeczek, Wiśniewski, Dębiec (libero) oraz Hebda, Oczko, Gradowski, Sobala.
AZS PW: Żaliński, Nowak, Salas, Bartman, Prygiel, Kreek, Wojtaszek (libero) oraz Wierzbowski, Neroj, Statsenko, Kubiak.
MPV: Dawid Murek.