Wojciech Żaliński: W przypadku kontuzji mamy w drużynie godnych zastępców

20 + 3 = 23. Po wykonaniu tak prostego obliczenia wiemy już, ile punktów uzbierali na swoim koncie po czternastu kolejkach PlusLigi zawodnicy AZS Politechniki Warszawskiej. Wszystko to za sprawą środowej wiktorii nad ekipą Delecty Bydgoszcz, której kulisy przybliżył nam Wojciech Żaliński, warszawski przyjmujący.

Trzy sety, zaledwie 78 minut walki - z pozoru starcie AZS Politechniki Warszawskiej i Delecty Bydgoszcz było widowiskiem nad wyraz jednostronnym. W rzeczywistości jednak obraz tej potyczki należałoby uznać za nieco inny... Dlaczego? Ponieważ o końcowym zwycięstwie decydowały w głównej mierze końcówki poszczególnych partii, w których lepsi i bardziej konsekwentni byli Inżynierowie.

- Wygraliśmy mecz za trzy punkty, lecz pojedynek z Delectą nie był wcale taki łatwy, jakby się mogło wydawać - zgodził się z tezą postawioną przez portal SportoweFakty.pl Wojciech Żaliński, przyjmujący Politechniki. - Trzeba przyznać, że nie zagraliśmy swojej najlepszej siatkówki, lecz nasi przeciwnicy również nie ustrzegli się błędów. Spotkanie było trochę szarpane, ale na szczęście to nam udało się przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść - nie ukrywał radości spowodowanej ósmym już triumfem w tegorocznym sezonie PlusLigi.

W środę w oczy zgromadzonych w warszawskiej hali sympatyków volleya rzucił się z pewnością Krzysztof Wierzbowski, który jako jedyny w stołecznej drużynie wchodził w meczu z Delectą na zmiany. To właśnie jego zagrywki i obrony poprowadziły Inżynierów do zwycięstwa w drugim secie. - W drugiej partii dobrą zmianę dał Krzysiek Wierzbowski, który pojawił się w polu serwisowym. To on "wyciągnął" nam tego seta, broniąc na czystej siatce atak Grzegorza Szymańskiego. A potem ruszyła maszyna i... wygraliśmy! - sympatyczny zawodnik uśmiechnął się na potwierdzenie naszych słów. - Żaden z graczy drużyny przeciwnej nie rzucił mi się w oczy, Delecta zagrała słabo jako zespół i z tego też względu nam uległa - dorzucił po chwili.

Przy temacie "Cisoli" można pokusić się o stwierdzenie, że jego świetne zastępstwo pod nieobecność Michała Kubiaka zmobilizowało "Miśka" do szybkiego powrotu na parkiet. - Myślę, że Michał się na mnie nie zdenerwował - śmiał się przyjmujący, zapytany o swoje relacje z klubowym kolegą. - Jego pozycja w drużynie jest chyba niepodważalna. Pokazał to zarówno mecz pucharowy przeciwko ekipie z Olsztyna, jak i ligowy pojedynek z bydgoszczanami - tłumaczył już na poważnie. - Michał nie musi się obawiać o miejsce w składzie, aczkolwiek nutka rywalizacji na pewno każdemu z nas się przyda. Gdyby, odpukać, dopadła któregoś z nas jakaś kontuzja, miałby go kto zastąpić - skwitował z optymizmem w głosie.

Przez podopiecznymi Radosława Panasa pierwszy ligowy pojedynek w nowym roku. Na pierwszy ogień pójdzie Indykpol AZS UWM Olsztyn, który stołeczni zawodnicy nie tak dawno niemal zmietli z boiska w konfrontacji rozgrywanej w ramach Pucharu Polski. Czy i tym razem będzie podobnie? - Oczywiście liczymy w Olsztynie na powtórkę z rozrywki. Jedziemy tam tylko i wyłącznie po komplet punktów! - zapowiedział bez owijania w bawełnę Wojciech Żaliński.

Komentarze (0)