Dopiero się siebie uczymy - rozmowa z Marcinem Możdżonkiem, środkowym reprezentacji Polski

Siatkarz reprezentacji Polski Marcin Możdżonek po meczach z USA w ramach pierwszego weekendu tegorocznej Ligi Światowej, opowiedział o dwóch, zupełnie różnych spotkaniach z mistrzami olimpijskimi i o treningach z nowym szkoleniowcem.

Piotr Ciesielski
Piotr Ciesielski

Piotr Ciesielski: Za Wami pierwsze dwa mecze w tegorocznej Lidze Światowej i to dwa zupełnie różne spotkania. Zacznijmy więc od pierwszego - bardzo pewnie pokonaliście w nim mistrzów olimpijskich i pokazaliście siatkówkę na wysokim poziomie.

Marcin Możdżonek: - W piątek zagraliśmy poprawnie. Mieliśmy dużo błędów, zwłaszcza w trzecim secie naliczyłem chyba 7 niewykorzystanych kontr, ale mimo to wygraliśmy i kontrolowaliśmy przez całe spotkanie wynik. Rzeczywiście, zwłaszcza jak na mecz inauguracyjny, można było być zadowolonym z gry, a z wyniku na pewno.

Amerykanie chyba jednak nieco zaskoczyli w tej pierwszej potyczce swoją postawą?

- Spodziewałem się, nie ukrywam, nieco lepszej gry Amerykanów, natomiast w żaden sposób nie chcę niczego nam ujmować. Graliśmy dobrze, walczyliśmy o każdą piłkę i zrealizowaliśmy wszystkie przedmeczowe założenia i dlatego zwycięstwo 3:0.

Przychodzi jednak drugi mecz i role się odwracają. Amerykanom wszystko wychodzi, Wam niewiele. Skąd tak diametralna zmiana w kilkanaście godzin?

- Rzeczywiście, można było odnieść wrażenie, że w drugim meczu graliśmy słabo. W porównaniu z piątkiem, mieliśmy gorsze przyjęcie i słabiej zagrywaliśmy. To jednak są mistrzowie olimpijscy. Były także w drugim spotkaniu momenty, że graliśmy z nimi na równi, co widać było zwłaszcza w trzecim secie. Mamy odmłodzoną, nową drużynę i dopiero się siebie uczymy. W sobotę na przykład bardzo dobrze radził sobie Zbyszek Bartman, dzień wcześniej Bartek Kurek - szukamy różnych rozwiązań.

Jaka jest Wasza realna forma na dzień dzisiejszy? Ta z pierwszego, czy może z drugiego spotkania?

- Trudno mi powiedzieć, jaka jest ta nasza forma. Wygraliśmy raz z mistrzami olimpijskimi, ale widać, że oni też są w początkowej fazie przygotowań, podobnie jak my. Wszystko zweryfikują kolejne występy.

Jesteście w tej komfortowej sytuacji, że w finale Ligi Światowej i tak zagracie. Amerykanie muszą o to walczyć.

- Tak. Dobrze, że możemy grać bez presji z tak silnymi przeciwnikami. Cieszymy się, że zagramy na pewno w turnieju finałowym i postaramy się wykorzystać te mecze grupowe, aby poprawić naszą grę, nauczyć się nowych rozwiązań i w ogóle poświęcimy ten czas na zgranie się w nowym, bo znacznie zmienionym w stosunku do poprzednich sezonów, składzie.

Przed Wami teraz jeszcze trudniejsze wyzwanie. Po USA spotkacie się z Brazylią, uda się wygrać choćby jeden mecz?

- Nie wiem, jak będzie w Brazylii. Przeciwnik na pewno bardzo ciężki, więc jedyne, co mogę obiecać, to po prostu walkę od początku do końca.

Jesteście już po pierwszym okresie treningów z nowym szkoleniowcem. Jak oceniłby Pan współpracę z trenerem Anastasim?

- Ostatnie treningi w Spale były i nadal są mordercze. Ja rozpocząłem zajęcia w tym tygodniu i jestem potwornie zmęczony. Z każdym treningiem uczymy się nowych rozwiązań. Na razie mamy przede wszystkim walczyć o każdą piłkę, wprowadzać założenia taktyczne na boisko i musi być coraz lepiej. Trener Anastasi ogromną wagę przykłada właśnie do tej walki i mogę obiecać, że do końca współpracy z nim na pewno żadnej piłki nie odpuścimy - co zresztą pokazaliśmy w trzeciej partii sobotniego meczu. Mimo że nie szło w tym spotkaniu, to do ostatniego punktu biliśmy się o wyrwanie rywalom choćby seta.

Chyba pierwszy raz podczas Waszych meczów w Łodzi, trybuny nie były wypełnione po brzegi.

- Nie da się ukryć, że atmosfera była nieporównywalnie inna, chociażby w stosunku do meczów Skry w Lidze Mistrzów. Nie było wypełnionych trybun - nie wiem, co jest powodem, nie mnie to oceniać.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×