Sobala szeregi częstochowskiego klubu zasilił tuż przed inauguracją sezonu, gdy okazało się, że problemy zdrowotne wykluczyły z gry Radosława Kolanka na znacznie dłuższy czas, niż pierwotnie zakładano. 23-latek szybko kosztem byłego gracza bełchatowskiej Skry wskoczył do meczowego składu Akademików i deptał po piętach Łukaszowi Wiśniewskiemu i Piotrowi Nowakowskiemu. - Za mną pierwszy sezon w Częstochowie, ale nie ostatni - zapewnia były gracz Jastrzębskiego Węgla. - Po sezonie spędzonym w Jastrzębskim Węglu dość długo czekałem na decyzje dotyczącą mojej przyszłości, ale nie przedłużono ze mną kontraktu. Z menadżerem szukaliśmy jakieś alternatywy. Myśleliśmy również o AZS-ie, ale wówczas działacze zakontraktowali komplet środkowych. Okazało się jednak, że Radek nie był jeszcze zdolny do gry po kontuzji. Działacze zadzwonili do mnie i podpisaliśmy kontrakt - ujawnia swe kulisy przeprowadzki pod Jasną Górę.
23-latek w obliczu znakomitej gry Wiśniewskiego i Nowakowskiego, którzy mają już wyrobioną markę na krajowym podwórku niemal z góry stał na straconej pozycji w walce o miejsce w składzie. Jedyną furtką i okazją do przekonania do siebie trenera Marka Kardosa były dla Sobali głównie spotkania w europejskich pucharach. - Najwięcej występów zaliczyłem w Pucharze Challenge, gdy trener Kardos dał pograć zawodnikom z ławki rezerwowych. W lidze też pojawiłem się na kilka dłuższych zmian, z których jestem zadowolony, ale nie było ich zbyt wiele. Wiadomo, że każdy zawodnik chcę grać, jak najwięcej i jak najlepiej, aby pomóc drużynie w odniesieniu wygranej. Piotrek i Lukasz, to klasowi zawodnicy. Zdążyli już sobie wyrobić renomę na ligowych parkietach. Ja jeszcze ją buduję i być może w kolejnym sezonie będę miał więcej okazji, by pokazać na co mnie stać - mówi Sobala.
Wojciech Sobala
Częstochowianie długo byli rewelacją minionych rozgrywek PlusLigi. Zespół, w którym próżno było szukać wielkich nazwisk pod wodzą młodego, stawiającego dopiero pierwsze kroki w trenerskim fachu Marka Kardosa spisywał się znakomicie i w pewnym momencie zajmował nawet fotel lidera. Ostatecznie Akademicy sezon zakończyli na czwartej pozycji. - Na początku wiele osób skazywało nas raczej na walkę o miejsca 7-10, aniżeli grę w pierwszej czwórce. Okazało się, że nowy system nam odpowiadał. Po przeciętnym początku złapaliśmy wiatr w żagle i zaczęliśmy wyścig po punkty. Szkoda, że w półfinałach trafiliśmy na Skrę, bo jak widać niewiele zespołów było w stanie podjąć z nimi równorzędną walkę, a co dopiero wygrać trzy spotkania. W meczach z Resovią też mieliśmy swoje szanse, bo rzeszowianie byli rozbici po porażkach z drużyną z Kędzierzyna. Zabrakło nam jednak trochę szczęścia, zwłaszcza w pierwszym meczu. Czwarte miejsce możemy jednak uznać za sukces - podkreśla 23-latek.
Sobala jest jednym z kilku zawodników, którzy posiadają w dalszym ciągu ważne kontrakty z klubem i w przyszłym sezonie z całą pewnością zobaczymy go w barwach Akademików. - Podpisałem z klubem roczny kontrakt z opcją przedłużenia. Klub z tego skorzystał, więc na nigdzie się nie przenoszę - zapewnia.
Niektórzy zawodnicy w okresie wakacyjnym próbują swoich sił w grze na piasku, który jest dla nich znakomitym przerywnikiem wakacyjnego leniuchowania. Sobala rozważa wzięcie udziału w jakimś turnieju siatkówki plażowej, ale wolny czas posłuży mu przede wszystkim, aby nadrobić zaległości na uczelni. - Preferuję aktywne spędzanie wolnego czasu i moi znajomi na pewno zobaczą mnie w grze na piasku. Czy zdecyduje się wystąpić w jakimś turnieju, to jeszcze nie wiem. W czerwcu skupie całą moją uwagę na zaliczeniu kilku egzaminów i obronie licencjatu. Lipiec poświecę na regenerację sił i powoli rozpocznę przygotowywać się do sezonu - kończy Wojciech Sobala.