LŚ: Zdobyty set, stracona ogromna szansa - relacja ze spotkania Brazylia - Polska

Kolejne kapitalne widowisko z udziałem reprezentacji Brazylii i Polski oglądało 11 tysięcy kibiców w Rio de Janeiro. Po raz kolejny bardzo blisko sprawienia dużej niespodzianki byli biało-czerwoni, którzy w każdej z partii grali jak równy z równym z najlepsza drużyną na świecie. Ostatecznie szansa na zwycięstwo czy jakikolwiek punkt została zaprzepaszczona. Jedynym pocieszeniem jest wywalczony set i doskonała postawa Bartosza Kurka.

W tym artykule dowiesz się o:

Po dobrym pierwszym spotkaniu w wykonaniu jednej i drugiej drużyny kibice oczekiwali na powtórkę. W kraju nad Wisłą liczono na upragnione przełamanie niekorzystnej passy gier w Lidze Światowej. - Kolejny mecz musimy otworzyć lepiej, ponieważ Polacy jeszcze bardziej będą chcieli wygrać - stwierdził Giba, gwiazda Canarinhos.

Już pierwsza akcja pojedynku pokazała, że Polacy zamierzają postawić się bardziej utytułowanym przeciwnikom. Łukasz Żygadło bardzo odważnie rzucił piłkę Marcinowi Możdżonkowi, który umieścił ją w ósmym metrze boiska. Trzeba przyznać, że kibice zgromadzeni w hali w Rio de Janeiro ponownie mieli okazję obejrzeć kawałek dobrej siatkówki. W pierwszym secie nie było mowy o jakiejkolwiek serii czy przestoju. Wszystko odbywało się regularnie, a drużyny grały punkt za punkt. Główną bronią gospodarzy był atakujący Vissotto, na którego nie można było znaleźć sposobu.

Po naszej stronie na wyróżnienia zasługiwali Bartosz Kurek i Zbigniew Bartman, którzy po raz kolejny trzymali grę w ataku polskiej reprezentacji. Bardzo wyrównana gra trwała aż do ostatniej akcji. Jako pierwsi szanse na zakończenie partii mieli bialo-czerwoni, ale w decydującym momencie zabrakło trochę szczęścia. Gra pod presją nie sprawiała żadnego problemu Brazylijczykom. Polacy nie mieli w górze żadnej piłki setowej. W decydujących akcjach pomylili się zarówno Kurek, jak i Bartman. Andrea Anastazi mógł mieć pretensje do swoich siatkarzy, którzy ulegli ostatecznie 26:28.

Po tej odsłonie włoski opiekun zdecydował się pozostawić na parkiecie Michała Kubiaka, który w końcówce pierwszej części zastąpił Michała Ruciaka. Siatkarz warszawskiej Politechniki doskonale odnalazł się w meczu z mistrzami świata, wnosząc wiele ożywienia w szeregi defensywne. Udało mu się zaistnieć również w bloku. Trzy kolejne „czapy” na Canarinhos pozwoliły po raz pierwszy odskoczyć na znaczną ilość punktów. Prawdziwe apogeum nastąpiło na drugiej przerwie technicznej. Po nieudanej kiwce Marlona przyjezdni mieli 5 oczek więcej od rywali.

Nikt nie miał wątpliwości, że podopieczni Bernardo Rezende nie będą przeżywać takiego kryzysu cały czas. Przewaga zaczęła powoli topnieć, a w decydującym momencie plany Polaków mogli pokrzyżować również sędziowie. Nie wiadomo czemu atak Zbigniewa Bartmana uznany został za autowy, mimo że trafił on w boisko metr przed końcową linią. Zamiast 23:19 zrobiło się 22:20 i nerwy towarzyszyły siatkarzom. Próbę nerwów w końcu przeszli siatkarze z Europy, którzy po ataku Kurka cieszyli się ze zwycięstwa 25:23.

Nieudana końcówka podrażniła gospodarzy, którzy lepiej spisywali się w drugim secie i po raz pierwszy w tym spotkaniu zdołali całkowicie zdominować Polaków. Monolit zaczął stanowić blok, a nasi siatkarze próbując go minąć często kierowali piłki w aut. Podobnie jak w poprzednim secie, na drugiej przerwie technicznej było 16:11. Tym razem dla Brazylii. Ambitni biało-czerwoni nie potrzebowali wiele czasu na odrobienie tych strat. Na zagrywce pojawił się Kubiak i długo męczył rywali. Opłaciło się to, bo po chwili na tablicy świetlnej pojawił się wynik 16:17 dla Polski. Ta seria przywróciła nadzieję w naszych kadrowiczach, którzy prowadzili grę aż do stanu 21:21. Wówczas genialną obroną popisał się Murilo, piłkę na skrzydle otrzymał środkowy Lucas i wywalczył kolejny punkt dla swojego zespołu. Hala oszalała. Na chwilę zdołał uciszyć ją Kurek atakiem na czystej siatce z szóstej strefy, ale to był jeden z ostatnich polskich podrywów. Końcówka szczególnie źle ułożyła się do Bartmana, który zaczął atakować miękko, co nie przynosiło efektów. Gdy zdecydował się na mocniejsze uderzenie, piłka poszybowała daleko poza końcową linię i zakończyła seta przy stanie 26:24.

Sytuacja z trzeciej części gry wyraźnie podłamała podopiecznych trenera Anastasiego. Poza Kurkiem nie było siatkarza, do którego Żygadło mógłby posyłać większą ilość piłek. Mecz dalej nie układał się po myśli Bartmana, który nie potrafił wykorzystywać nawet akcji, w której miał czystą siatkę. W kolejnej został zablokowany i musiał pogodzić się ze zmianą. Kanarkowi skutecznie utrzymywali dystans, nie chcąc dopuścić do kolejnych serii Polaków. O taką postarał się jednak najlepszy w polskim zespole Kurek, który swoimi piekielnie silnymi serwisami zdołał zmusić do błędu samego Sergio , który po raz kolejny grał wyśmienicie. Ze stanu 16:10 nagle zrobiło się 16:16.

Ponownie rozpoczęła się walka punkt za punkt. Rozpoczęło się nerwowe odliczanie do decydujących piłek. Brazylijczycy mieli szanse na wyjście na zdecydowane (dwupunktowe...) prowadzenie. Piłę w aut posłał Murilo, a po chwili blok na Lucasie dał prowadzenie przyjezdnym 22:21. Jednak szczęście ponownie nie było sprzymierzeńcem ekipy z Europy. Najpierw daleko w aut piłkę posłał Jakub Jarosz, piłki nie podbił Krzysztof Ignaczak, a w kolejnej akcji zablokowany został Michał Kubiak. Mecz zakończył się zwycięstwem gospodarzy 3:1.

Polskim siatkarzom po raz kolejny nie udało się wywieźć chociaż jednego oczka z Kraju Kawy. Cieszyć może jedynie bardzo dobra postawa Bartosza Kurka. Przyjmujący Skry Bełchatów zdobył aż 28 oczek dla naszej ekipy. Martwić musi jedynie czwórka punktujących zawodników w ataku.

Brazylia - Polska

3:1 (28:26, 23:25, 26:24, 25:23)

Brazylia: Bruno, Vissotto, Giba, Lucas, Murilo, Gustavo, Sergio (libero) oraz Wallace, Marlon, Bravo, Rodrigao

Polska: Żygadło, Ruciak, Kurek, Możdżonek, Kosok, Bartman, Ignaczak (libero) oraz Jarosz, Woicki, Kubiak

Komentarze (0)