Nadszedł czas na ostatnią konfrontację w światowym tournee biało-czerwonych. Jednak nie oznacza to, że Amerykanie są najsłabszym przeciwnikiem w grupie A, nawet siatkarski laik nie przychyliłby się do takiej opinii. Celem gospodarzy było, oczywiście, sześć punktów. A Polaków? Ugrać jak najwięcej.
W wyjściowym składzie gospodarzy pojawił się mało znany rozgrywający Brian Thornton, określany numerem cztery w kadrze na tej pozycji. Mimo to pojedynek rozpoczął bardzo dobrze. Na parkiecie toczyła się zacięta walka, w której Polacy powoli zaczynali przeważać. Ten stan szybko minął, bo z dwupunktowej przewagi nie zostało nic oprócz... jednego "oczka" straty. Nasi reprezentanci nie bali się ryzykować zwłaszcza na kontrach, dzięki czemu utrzymywali na tablicy wyników remis. Zespoły zdobywały punkty małymi seriami wykorzystując niemal każde najmniejsze potknięcie rywali, więc prowadzenie przechodziło z rąk do rąk. Gdy Polacy odskoczyli na dwa "oczka" Alan Knipe zdecydował się wziąć czas (12:14). Więcej radości w grze było po polskiej stronie siatki, co pozwoliło naszym zawodnikom na powiększenie przewagi. Pięciopunktową serię przerwał dopiero William Priddy (12:16). Spokojna gra i utrzymywanie takiego dystansu punktowego mogło zagwarantować wygraną, ale w pole zagrywki wszedł Clayton Stanley, który uruchomił swój słynny serwis i doprowadził do remisu po 20. Ten sam zawodnik zakończył seta, zaatakował bowiem w aut.
Drugą odsłonę Polacy rozpoczęli z wysokiego C, co najwidoczniej trochę zaskoczyło gospodarzy. Największe wrażenie wywarły na nich mocne zagrywki Bartosza Kurka, które bardzo pomogły w zbudowaniu prowadzenia już na samym początku (3:8). Amerykanie po kilku akcjach odpowiedzieli tą samą bronią, ale dołączyli do niej kontratak, dzięki czemu zniwelowali straty do dwóch punktów. Szybka gra oraz szczelny blok Polaków pozwalały na utrzymywanie przewagi, a niedokładności po stronie rywali na jej powiększanie. Jednak podopieczni Andrei Anastasiego również popełniali błędy, więc Amerykanie cały czas pozostawali w grze. Gospodarze odpowiadali na udane zagrania biało-czerwonych mocnymi ataki. A problemy w przyjęciu oddalały wizję doprowadzenia do remisu, set zbliżał się bowiem ku końcowi, a różnica punktowa ciągle wynosiła trzy "oczka". Niuanse pozwoliły Polakom w znakomitym stylu zwyciężyć.
Pytanie przed trzecią partią samo cisnęło się na usta - czy Amerykanie zdołają zatrzymać tak dobrze grających rywali? W polskiej machinie każdy element funkcjonował lepiej niż ktokolwiek śmiał oczekiwać, w bloku świetnie spisywał się zwłaszcza Marcin Możdżonek, w ataku wszyscy skrzydłowi, a grą wyśmienicie dyrygował Łukasz Żygadło.
Słaba gra w bloku zaowocowała zmianą w amerykańskich szeregach, Ryana Millara zastąpił Russell Holmes, który za zadanie miał między innymi zatrzymać dobrze spisującego się Zbigniewa Bartmana, grającego przez cały mecz na bardzo wysokim procencie skuteczności. Jednak ten siatkarz miał najmniejszy udział w dobrym początku gospodarzy, którzy wypracowali sobie dwa punkty przewagi, czym jasno dawali znać, że nie zamierzają oddać wygranej bez walki. Musieli zwolnić tempo już po pierwszej przerwie technicznej, gdy kłopoty sprawił im serwis Piotra Nowakowskiego. Dzięki temu Polacy zdobyli inicjatywę punktową. Serwis pozwolił doprowadzić do remisu, pozwolił również na wypracowanie bezpiecznej przewagi w postaci trzech "oczek". Fantastyczna gra biało-czerwonych działała na Amerykanów deprymująco, zaczęli bowiem popełniać banalne, wręcz szkolne, błędy. Wszystko wskazywało więc na szybkie zwycięstwo naszych reprezentantów. Szkoleniowiec USA starał się pomóc swojemu zespołowi nie tylko wskazówkami, wprowadził bowiem na parkiet Donalda Suxho. Jednak na ratowanie gry, a co za tym idzie wyniku, było już za późno, więc nawet Suxho nie mógł okazać się zbawieniem dla gospodarzy. Porażka 0:3 wisiała nad amerykańską drużyną i tylko czekała na końcowy gwizdek sędziego.
A tuż po nim w amerykańskiej hali wybuchła euforia. Polska publiczność przez całe spotkanie dopingowała podopiecznych Anastasiego, którzy grali fenomenalnie. Należy dodać, że w końcówce meczu w hali słychać było wyłącznie Polaków, którzy wypełnili halę niemalże do ostatniego krzesełka.
0:3 (22:25, 19:25, 20:25)
USA: Brian Thornton, Clayton Stanley, David Lee, Ryan Millar, Matthew Anderson, William Priddy, Richard Lambourne (libero) oraz Scott Touzinsky, Evan Patak, Paul Lotman, Russell Holmes, Donald Suxho.
Polska: Łukasz Żygadło, Zbigniew Bartman, Marcin Możdżonek, Piotr Nowakowski, Bartosz Kurek, Michał Kubiak, Krzysztof Ignaczak (libero) oraz Jakub Jarosz, Paweł Woicki.
Drugi mecz odbędzie się w nocy z soboty na niedzielę. Jego początek o godzinie 2 w nocy czasu polskiego.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)