Mecz rozpoczął się wyrównanie, ale jeszcze przed pierwszą przerwą techniczną Brazylia odskoczyła na 8:6, a chwilę później zwiększyła prowadzenie do trzech oczek (10:7). Kilkupunktowa przewaga Canarinhos utrzymywała się niemal do końca seta, kiedy to po ataku Andersona USA zbliżyły się do rywala na jedno oczko (20:19). Po czasie na żądanie Bernardo Rezende, w końcówce dzielili i rządzili już tylko goście.
Theo, który w pierwszym secie pojawiał się tylko na zmiany, od drugiej partii pozostał na stałe na boisku i zaliczył świetny występ, zdobywając w sumie 24 oczka. Druga partia meczu była znacznie mniej wyrównana niż pierwsza. Przy zagrywce Lucasa Brazylia odskoczyła na 11:6 i utrzymała cztery oczka przewagi do drugiej przerwy technicznej. Amerykanie zdołali się zbliżyć do rywala na trzy oczka (20:17), ale nic więcej nie byli w stanie w tej partii zrobić.
Wydawało się, że goście pójdą za ciosem i zwyciężą również w trzeciej partii. Brazylia szybko odskoczyła bowiem na 5:2. Amerykanie nie zamierzali jednak odpuszczać, po dwóch atakach Claytona Stanleya wyrównali na 5:5, a chwilę później, po bloku Ryana Millara prowadzili już 6:5. Kilka minut później, po dwóch udanych blokach Davida Lee przewaga Amerykanów wzrosła już do trzech oczek (13:10). Chociaż Canarinhos dwoili się i troili nie byli w stanie dogonić rywala, który po drugiej przerwie technicznej zwiększył jeszcze prowadzenie na 18:13 i ostatecznie pewnie wygrał tą partię.
Podrażnieni takim obrotem spraw Brazylijczycy zwarli szyki w czwartym secie. Schodząc na obie przerwy techniczne prowadzili odpowiednio 8:6 i 16:12 i wygrali tego seta zdecydowanie, do 19.
USA - Brazylia 1:3 (21:25, 20:25, 25:21, 19:25)
USA: Anderson, Lee, Priddy, Millar, Thornton, Stanley, Lambourne (libero) oraz Lotman, Holmes
Brazylia: Bruno, Vissotto, Giba, Murilo, Santana Rodrigo, Lucas, Sergio (libero) oraz Theo, Marlon, Dante Amaral
na Instagramie 
na Facebooku 
