- Trzeba pochwalić drużynę z Argentyny, bo grają w World Grand Prix pierwszy raz, a miałyśmy z nimi sporo kłopotów. Szczególnie ze sforsowaniem dobrej obrony. Przeciwniczki grały na bardzo wysokim poziomie i postawiły nam trudne warunki - od tych słów konferencję prasową po meczu Włochy - Argentyna rozpoczęła Martina Guiggi, kapitan Azzurrich, która podobnie jak większość ludzi zgromadzonych w Łuczniczce była zaskoczona ambitną postawą siatkarek z Ameryki Południowej, które zdołały urwać swojego pierwszego seta w cyklu.
Absolutny debiutant w World Grand Prix był przedstawiany jako jedna z najsłabszych ekip w rozgrywkach. Brak światowego ogrania nie pozwalał Horacio Bastitowi na odpieranie tego typu stwierdzeń. Razem ze swoimi podopiecznymi postanowił udowodnić na parkiecie, jak bardzo nieprzewidywalna i zaskakująca może być argentyńska drużyna. I zaskoczył.
Pierwszą ofiarą okazały się mistrzynie Europy i trzecia drużyna poprzedniego cyklu. - Nasze błędy nie wynikały z naszej słabej postawy, a bardziej z tego faktu dobrej dyspozycji przeciwniczek, którym chciałbym serdecznie pogratulować dobrego występu - komplementował występ Albicelestes Massimo Barbolini, szkoleniowiec Włoszek, który również przyznał się, że w jego technikach trenerskich jest sporo miejsca na szkołę... argentyńską. - To była dla mnie wielka przyjemność zagrać przeciwko Argentynie, bo mam wiele wspólnego z tamtejszą szkołą trenerską - dodał.
Bastit odpowiadał spokojnie, choć wiedział, że pierwszy ważny krok został wykonany przez jego zespół. - Jesteśmy umiarkowanie zadowoleni, bo przez długi czas udawało się prowadzić z tak znakomitą drużyną - przekonywał w bardzo spokojny sposób. Prawdziwa radość miała nastąpić prędzej, niż myślał.
Argentynki i ich trener mogą być zadowolone z debiutu w World Grand Prix / fot. Michał Sobczak
- Jesteśmy drużyną słabszą niż Dominikana, stąd nasze szanse na zwycięstwo nie są zbyt wielkie - twierdził zgodnie argentyński obóz skazany na kolejną porażkę. Zupełnie inne nastroje panowały na pomeczowej konferencji prasowej, na którą Argentynki trafiły prosto z parkietu, na którym z kolei odbywał się taniec radości. Pierwsze historyczne zwycięstwo stało się faktem, a Polska i Bydgoszcz miejscem historycznym dla żeńskiej siatkówki w Argentynie. - Ciężka praca się opłaca. Jesteśmy przeszczęśliwe - twierdziła Emice Sosa, kapitan Albicelestes.
- Jestem bardzo szczęśliwy i zadowolony z tego wyniku, ale trzeba przyznać, że mogliśmy wygrać nawet 3:1 - dodał zadziornie Bastit. - Mam poczucie, że od piątku zrobiliśmy naprawdę duży postęp. Nie tylko w wynikach. Naszym celem w turnieju jest poprawianie swojej gry, poprawianie swoich umiejętności - stwierdził.
Kilka komplementów padło również w stronę polskich kibiców, którzy pomagali Argentynkom w Łuczniczce. - Grać przy takiej publice to sama przyjemność. Nie chodzi o doping dla konkretnej drużyny, tylko o atmosferę dobrą dla sportu - twierdzi Sosa, która razem z koleżankami mogła liczyć na doping fanów w meczach, w których nie mierzyły się z gospodyniami.
Pierwszy turniej już wskazał zawodniczki, które mogą zrobić wielkie kariery. Na pierwszy plan rzuciła się Lucia Gaido. Występująca na co dzień w Boca Juniors siatkarka została sklasyfikowana na pierwszym miejscu pośród wszystkich libero pierwszego weekendu. Wiele pożytecznego w ataku potrafiła też zrobić Lucia Fresco. Widać, że w Argentynkach drzemie potencjał. Przed nimi jeszcze cięższe zadanie. Turniej w Zielonej Górze, gdzie rywale będą już mieli niezbędne materiały do rozpracowania wojowniczych Albicelestes.