Artur Długosz: Zdradź wszystkim, jak obroniłaś piłki w ostatnim secie. Takie obrony zdarzają się rzadko.
Aleksandra Krzos: - Bardzo się cieszę, że mogłam chociaż w końcówce pomóc zespołowi, bo generalnie mecz nie należał do najlepszych. Nie powiem, że nie jest mi trochę wstyd za siebie, ale jest. Jestem bardzo zadowolona z tego pozytywnego akcentu, z tych kilku obron. Gdyby nie to pewnie mogłabym w tym momencie siedzieć na parkiecie i płakać i nikt by mnie nie zniósł z niego.
Aż tak krytycznie siebie oceniasz?
- Tak. Bardzo krytycznie. I nie chcę się tłumaczyć żadną kontuzją. Jeszcze muszę to nadrobić, te kilka dni wolnych, które przeleżałam.
Takiego zwycięstwa, jak to z PTPS Piła, tak wywalczonego, chyba bardzo potrzebowałyście?
- Oj tak. Generalnie w ogóle zwycięstwo było nam potrzebne. Takie za trzy punkty to już w ogóle mogłyśmy o tym pomarzyć, bo wiadomo, że zespół z Piły jest równym rywalem, są wyżej w klasyfikacji od nas. W związku z tym spodziewałyśmy się ciężkiego spotkania. Jeżeli udało nam się wywalczyć trzy punkty w tym meczu to... Zresztą było to widać, że ze łzami w oczach schodziłyśmy z boiska. To były wielkie emocje i wielka radość w końcu z wygranego meczu, po długim czasie.
To można powiedzieć, że teraz zacznie się nowa seria, tym razem zwycięstw? To było drugie z rzędu, bo niedawno wygrałyście w Challenge Cup.
- Teraz zagramy na trudnym terenie, w Sopocie. Wiadomo jakie tam zawodniczki grają. Na pewno będzie trudno, ale mam nadzieję, że zagramy po prostu dobry mecz, że nie poddamy się łatwo i zostawimy wiele zdrowia, wiele emocji i serca na parkiecie. Mam nadzieję, że po tym meczu, dobrze zagranym, będziemy mogły godnie przystąpić do następnego. Chodzi o to, aby nie zaliczyć żadnej wpadki. Tak to określę.
Męczy takie granie co parę dni? Bo tych spotkań ostatnio rozegrałyście wiele.
- Ja miałam teraz odpoczynku troszkę...
Nie zagrałaś między innymi w Challenge Cup.
- Na pewno jednak terminarz daje popalić. Jednak mecz to nie jest to samo co trening. Na trening się idzie, trochę się przestoi, trochę się wody napije. Nie ma takich emocji, a wydaje mi się, że zmęczenie psychicznie - jak dla mnie w moim przypadku - jest dużo gorsze niż fizyczne.
Nie ma też kiedy chyba tak właściwie potrenować?
- To prawda, z tym się też zgadzam. Cały czas jesteśmy albo na sali, albo w sali odpraw. Tego czasu jest bardzo mało. Trener Rafał Błaszczyk stara się jednak nam to tak zorganizować, żebyśmy jednak mogły mimo wszystko troszkę odpocząć.
Po zwycięstwie w Challenge Cup we Wrocławiu nie pozostaje teraz już chyba nic innego, jak tylko w Bułgarii przypieczętować awans do kolejnej rundy?
- Dziewczyny tutaj bardzo ładnie zwyciężyły z zespołem Maritza Płowdiw, ale nie można podchodzić z tak bardzo wysoko podniesioną głową do tego spotkania, które odbędzie się w Bułgarii ponieważ to nie zawsze tak wychodzi. Nie można być zbyt pewnym siebie. Trzeba szanować przeciwnika, zapomnieć, że tutaj w miarę gładko dziewczyny wygrały. Trzeba będzie na najwyższych obrotach zacząć ten mecz i miejmy nadzieję zwyciężyć.