Wynik niedzielnego spotkania pod Jasną Górą nie odzwierciedla do końca jego przebiegu. Bełchatowianie co prawda triumfowali w trzech setach, ale gdyby nie proste błędy w końcówkach drugiej i trzeciej partii w szeregach gospodarzy, spotkanie mogło potoczyć się zupełnie inaczej. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że częstochowianie mogli pokusić się w tym meczu o jakąś zdobycz punktową. - Brakuje tego, co ma Skra Bełchatów, czyli dokładnej, spokojnej i bezbłędnej gry w końcówkach. Ona umożliwia im wygrywanie setów, gdy gra się na przewagi. Tak naprawdę żaden zespół w Polsce nie potrafi ich przełamać i wygrać z nimi w końcówkach - zauważa Miłosz Hebda, przyjmujący częstochowskiego zespołu.
Akademicy długo nie potrafili przełknąć goryczy porażki odniesionej w takim stylu. Podopieczni Marka Kardosa w dwóch odsłonach mieli wygraną dosłownie na wyciągnięcie ręki. Ostatnie słowo za każdym razem należało jednak do bełchatowskiego potentata. - To nie był mecz, który musieliśmy wygrać - podkreśla Hebda. - My mamy przede wszystkim skupiać się i wygrywać z zespołami, które są koło nas w tabeli. Myślę, że presji nie było. Zawsze jakaś adrenalina przed meczem i w jego trakcie się pojawia, ale ciśnienia na to spotkanie na pewno nie było. Szkoda, że nie udało się urwać choćby jednego punktu rywalom.
Mecz z bełchatowskim zespołem zapoczątkował dla ekipy spod Jasnej Góry serię spotkań z rywalami z najwyższej ligowej półki. W następnych dwóch kolejkach częstochowianie spotkają się z drużynami z Kędzierzyna-Koźla i Rzeszowa. Z tą drugą w pierwszej części sezonu niespodziewanie wygrali na wyjeździe. Akademicy nie mają nic do stracenia i niewykluczone, że i tym razem pokuszą się o sprawienie niespodzianki. - Bardzo bym sobie tego życzył, ale na pewno będzie ciężko powtórzyć wynik z Rzeszowa. Na pewno zrobimy wszystko, aby z tymi zespołami z czołówki ugrać punkt, czy dwa i wtedy będzie naprawdę dobrze. Takie punkty najbardziej cieszą w meczach, w których teoretycznie nie powinno się ich uciułać - mówi 21-letni przyjmujący.
Najpierw jednak częstochowski zespół czeka rewanżowy pojedynek z Unicają Almeria, którego stawką jest awans do grona ćwierćfinalistów Challenge Cup. Pierwszy krok do awansu Akademicy postawili na własnym parkiecie, wygrywając 3:1. Rewanż w Andaluzji może jednak wyglądać zupełnie inaczej. - Spodziewamy się ciężkiego meczu. Na pewno łatwo nie będzie. Cały czas ciągnie się za nami ten złoty set. To, że wygraliśmy u siebie, daje nam jedynie przewagę psychiczną. Przegramy tam mecz, potem złotego seta i tak naprawdę ta wygrana nic nam nie da. Musimy wygrać tam spotkanie i zrobić wszystko, by nie doprowadzić do tego dodatkowego seta. Chcemy wrócić do domu ze spokojnym awansem - zapowiada Hebda.
Można śmiało powiedzieć, że w ostatnim czasie 21-latek jest prawdziwym odkryciem częstochowskiej ekipy. Były gracz drużyny z Bełchatowa w zeszłym sezonie nie miał zbyt wiele do powiedzenia i był w zupełnym cieniu Bartosza Janeczka. W tegorocznych rozgrywkach Hebda postanowił przekształcić się w przyjmującego i wyszło mu to na dobre. Po Hebdę coraz częściej zaczyna sięgać szkoleniowiec, Marek Kardos. - Nie będę ukrywał, że cieszę się, że gram na przyjęciu. Na razie jest nie najgorzej, ale zobaczymy, co będzie dalej. Chciałbym, aby ta pozycja była już moją ostateczną. Na tej pozycji chcę pozostać, kształcić się i robić jak największe postępy - kończy Miłosz Hebda.