W tym sezonie gracze Politechniki Warszawskiej już kilkakrotnie urwali punkty potencjalnie dużo silniejszym drużynom. Udało im się to m.in. w potyczkach ze Skrą Bełchatów oraz w meczu z Jastrzębskim Węglem i Asseco Resovią Rzeszów. W rewanżu jednak drużyna z Podkarpacia nie pozwoliła siatkarzom ze stolicy ugrać nawet seta.
- Zespoły z czołówki nabierają teraz takiego tempa, że trudno im teraz dorównać. Mają świadomość, że przed fazą play-off nie mogą już tracić punktów. Dużo łatwiej się z nimi grało w pierwszej rundzie. Chcieliśmy zmazać niemiłe wrażenie, które zostało po meczu z Kędzierzynem, ale - podobnie jak w meczu z ZAKSĄ - rywale bardzo dobrze zagrywali. W Rzeszowie zagraliśmy trochę lepiej, nawiązaliśmy walkę. W kilku sytuacjach sędziowie też nie pomagali – podsumował Krzysztof Wierzbowski.
Politechnika przyjechała do Rzeszowa osłabiona brakiem dwóch podstawowych zawodników: rozgrywającego Patricka Steuerwalda oraz atakującego Grzegorza Szymańskiego. - Takie problemy jednocześnie mobilizują i przeszkadzają. Nie ukrywajmy, że z Patrickiem to była inna gra. Z nim zgrywaliśmy się od początku sezonu, a teraz musimy nadrabiać te zaległości. Nie będziemy jednak załamywali głów i postaramy się zrobić wszystko, aby wykorzystywać piłki, które posyła nam Maciek. Na pewno nie przegrywamy przez niego, tylko przez słabą grę w przyjęciu. Ciężko coś zrobić rozgrywającemu, gdy musi biegać za piłką po całym boisku - wyjaśniał przyjmujący warszawskiego zespołu.
Dużymi krokami siatkarze występujący w PlusLidze zbliżają się do rozstrzygającej o mistrzostwie walki w play-offach. Politechnika skupia się jednak na razie na ostatnich meczach fazy zasadniczej. - Chcemy wygrać dwa najbliższe mecze. Najważniejszy będzie pojedynek z Częstochową, która jest naszym bezpośrednim rywalem w tabeli. Potem pozostanie jeszcze spotkanie z zespołem z Gdańska. Jeśli uda się pokonać obu przeciwników, to prawdopodobnie znajdziemy się na szóstym miejscu w tabeli i będziemy walczyć dalej. Być może będziemy musieli przyjechać ponownie do Rzeszowa, ale nie wybiegamy na razie tak daleko w przyszłość, bo możemy spaść nawet na ósme miejsce i to też nie będzie jakąś niespodzianką, ponieważ zespół z Kielc gra obecnie bardzo dobrze - analizował Wierzbowski.
Drużyna prowadzona przez Radosława Panasa radzi sobie bardzo dobrze w pucharach europejskich. Politechnika odprawiła już z kwitkiem Dynamo Krasnodar, a w ćwierćfinale Pucharu Challenge zmierzy się z mistrzem Ukrainy Lokomotivem Charków. - Nasz zespół był skazywany na okupywanie ostatniego miejsca w tabeli i jakąś masakrę finansową, a tymczasem wygrywa z potencjalnie lepszymi drużynami. Na razie w pucharach idzie nam bardzo dobrze. Mamy nadzieję, że uda nam się pokonać Lokomotiv, który wydaje się być - nie ujmując nic innym przeciwnikom - najlepszym zespołem w tych rozgrywkach - podkreślił zawodnik klubu z Warszawy.