Niedzielna wygrana 3:2 nad Stalą Mielec przywróciła nadzieję, że PlusLiga Kobiet zostanie w Białymstoku. - Spotkanie mogło się podobać, było bardzo emocjonujące. W sobotę też tak było tylko, że dziś na szczęście wygrałyśmy i walczymy dalej - powiedziała rozgrywająca AZS-u, Ewa Cabajewska. Akademiczkom udało się podnieść, choć po sobotniej porażce 2:3 można było powątpiewać, czy im to się uda. - Wiedziałyśmy, że żadne spotkanie nie będzie łatwe. Po prostu trzeba wychodzić na parkiet walczyć i cieszyć się z gry i z tego, że wychodzą nam fajne akcje. Dziś walczyłyśmy o każdą piłkę, a to uskrzydla - mówiła Cabajewska.
Na wielki plus po niedzielnej potyczce białostoczanki mogą zapisać swoją postawę. Podopieczne Czesława Tobolskiego w końcu pokazały charakter na parkiecie. - I z tego powodu bardzo się cieszymy. Szkoda tylko, że jesteśmy obciążone dwoma wcześniejszymi porażkami ze Stalą. Ale gra się do czterech zwycięstw i spotkań może być jeszcze bardzo dużo. Będziemy próbować wyeliminować błędy własne i skupić się tylko i wyłącznie na naszej dobrej grze. Musimy przeanalizować to, co nam wychodzi i jeszcze bardziej to uskutecznić - dodała zawodniczka AZS-u. Cieniem na grę Podlasianek w niedzielnym starciu kładzie się sytuacja z trzeciej partii. Gospodynie prowadziły już sześcioma punktami i mogły wygrać mecz 3:0, ale tak jednak się nie stało. - W środkowej fazie seta w nasze poczynania wkradł się bałagan. Popełniłyśmy za dużo błędów, a ekipa z Mielca nas przycisnęła. My co prawda w końcówce jeszcze obudziłyśmy się, ale nie udało nam się postawić kropki nad i. Doprowadziłyśmy do remisu, ale nie potrafiłyśmy wygrać. Szkoda, bo musiałyśmy znów grać pięć setów. Cieszymy się jednak ze zwycięstwa, a takie mecze tylko budują drużynę. Mam nadzieję, że to zaprocentuje w kolejnych starciach. Po dzisiejszej wygranej łatwiej będzie nam pojechać do Mielca i dalej walczyć. Na pewno będzie ciężko, bo mielczanki postarają się napsuć nam sporo krwi swoją zagrywką, co im się nawet udawało w naszej hali - stwierdziła rozgrywająca w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.
Za tydzień, tym razem na wyjeździe, Akademiczki ponownie zmierzą się ze Stalą. - Nasz plan minimum to jedna wygrana, ale oczywiście chcemy triumfować dwa razy. Nikt z nas się nie poddaje. Musimy trochę odpocząć i zresetować się. Ze Stalą gramy taki miniturniej, wciąż spotykamy się z tą samą drużyną. Najważniejsze teraz będą nerwy i to kto lepiej zdrowotnie wytrzyma te zmagania. Na szczęście większe kontuzje nas omijają. Nie czujemy się nawet tak bardzo zmęczone. Zobaczymy, jak zespół z Mielca wytrzyma rywalizację oraz czy nie będzie jakiś roszad taktycznych przyszykowanych przez trenerów - powiedziała Cabajewska. Sporym atutem mieleckiej ekipy w kolejnych pojedynkach może być jej hala, w której bardzo wiele zawodniczek nie lubi występować ze względu na jej specyfikę. - Halę w Mielcu nazywamy hangarem. Ostatnie nasze spotkanie było tam bardzo złe, bo wyszłyśmy jakieś sparaliżowane. Mam nadzieję, że to się już nie powtórzy. W tej sali dziwnie się gra, ale jeżeli nie pozwolimy się rozegrać przeciwniczkom, to wszystko będzie dobrze. Już tam kiedyś wygrywałyśmy 3:2, więc nie powinno być źle - przekonywała zawodniczka z Białegostoku.
Niedzielna wygrana sprawiła, że sprawa utrzymania w lidze wciąż jest otwarta, co powinno przełożyć się na oczyszczenie i poprawienie klimatu wewnątrz białostockiej drużyny. - Jeżeli się przegrywa, to atmosfera jest nie najlepsza. Dzieją się wokół klubu rożne rzeczy, ktoś odchodzi, ktoś przychodzi. Ale każdy chce dograć ten sezon do końca jak najlepiej dla kibiców i dla siebie. Atmosfera u nas na hali jest fantastyczna, dużo osób jest za nami. Mam nadzieję, że zwyciężymy tę rywalizację - dodała na koniec Cabajewska.