O tym, że spotkanie było równie wielkim przeżyciem dla siatkarzy pokazała już pierwsza akcja. Niedokładności wkradły się zarówno w szeregi gospodarzy, jak i gości. Punktem przepłacili to jednak przybysze znad Bosforu, których środkowy fatalnie pomylił się atakując przechodzącą piłkę. Początkowe niepowodzenie nie zraziło podopiecznych Glenn Hoaga.
Sam początek nie był jednak godny półfinału Ligi Mistrzów. Pierwsza odsłona obfitowała w proste pomyłki, a większość serwisów obu ekip kończyła się na górnej taśmie. Nie brakowało również autowych ataków. Trzeba oddać, że przy takich zagraniach zdarzały się prawdziwe perełki. Początek pierwszej znaczącej przewagi mistrzów Polski wziął się z kapitalnej wymiany z pięknymi obronami, którą miękkim plasem wykończył Bartosz Kurek. Przyjmujący bełchatowian dodał jeszcze blok na gwieździe Arkasu, Libermanie Agamezie i na tablicy świetlnej pojawił się wynik 6:3.
To absolutnie nie zakończyło emocji w premierowym secie. Stroną wiodącą przez cały okres gry była Skra, ale nie przekładało się to na zdecydowane prowadzenie. Cztery oczka różnicy udało się wypracować dopiero tuż przed drugą przerwą techniczną, kiedy Marcin Możdżonek ponownie zablokował Agameza i zrobiło się 14:10. To zdecydowanie nie był dobry okres atakującego drużyny z Izmiru, który w tej odsłonie skończył jedynie 4 z 12 ataków.
Jednak to właśnie jego postawa była kluczowa dla tureckiego zespołu w końcówce. Arkas gonił bełchatowian przez całą odsłonę i był bliski całkowitego powodzenia w samej końcówce, kiedy jego dwa zbicia doprowadziły do stanu 22:21. Wówczas o czas dla swoich podopiecznych poprosił Jacek Nawrocki i ustawił kluczowe zagrania. Już po chwili tabliczka jego vis a vis została ofiarą złości po skutecznym ataku gospodarzy z szóstej strefy. O zwycięstwie Skry zadecydowało kolejne nieudane zagranie Agameza, który tym razem nadział się na potrójny blok żółto-czarnych.
Obraz gry znacznie poprawił się w kolejnej części. Blisko 13 tysięcy zgromadzonych widzów miało okazję oglądać więcej popisów i długich wymian z obu stron. Początek ponownie należał do Skry, ale trzy punkty różnicy rozeszły się bardzo szybko. Oba zespoły grały na podobnym poziomie skuteczności w ataku, co skutkowało wynikiem oscylującym w granicach remisu. Tak było na pierwszej (8:6) i drugiej (16:15) przerwie technicznej.
Sprawy w swoje ręce chciał wziąć Agamez. Udało mu się to tylko przez chwilę. Najpierw jego atak dał remis 20:20, a później atomowa zagrywka przełamała ręce Bartosza Kurka. Interweniować musiał Jacek Nawrocki, ale ponownie udało mu się odpowiednio ustawić swoich zawodników. Po powrocie na parkiet grali już tylko gospodarze prowadzeni wyniszczającymi serwisami Mariusz Wlazłego oraz świetnymi atakami podrażnionego Kurka. Skra ponownie udowodniła swoją wyższość, tym razem wygrywając 25:21. Do absolutnego wybuchu szczęścia fanów w Atlas Arenie brakowało bardzo niewiele.
Rozentuzjazmowanych fanów w żółto-czarnych barwach czekał zimny prysznic na starcie kolejnego seta, który dla ich ulubieńców rozpoczął się od stanu... 1:7! Na zagrywce różnorodnymi serwisami męczył Justin William Duff, a Emin Gok doskonale ustawiał blok. Ku uciesze publiczności, podopieczni Jacka Nawrockiego część strat odrobili jeszcze przed przerwą techniczną. Odpłaciłi się rywalom równie udaną serią bloków, ale wystarczyło to jedynie na doprowadzenie do stanu 5:8.
Turcy zwietrzyli swoją szansę na przedłużenie meczu. Coraz odważniejsze ataki, a przede wszystkim wykorzystywanie kolejnych potknięć Skry pozwalały im kontrolować sytuację na parkiecie. Do czasu. Przy stanie 12:15 na zagrywce pojawił się Miguel Angel Falasca i popisał się asem. Po chwili niezwykle długa wymiana zakończyła się szczęśliwym obiciem bloku przez Mariusza Wlazłego, a do wyrównania doprowadził Bartosz Kurek. Podczas regulaminowej minuty odpoczynku prowadzili co prawda przyjezdni, ale to wyzwoliło w żółto-czarnych jeszcze więcej energii.
Szczególnie odnosiło się to do podpory przyjęcia polskiej reprezentacji, Kurka, który niezwykle żywiołowo reagował po każdej akcji. Sprawy zwycięstwa ponownie rozstrzygnęły się w emocjonującej końcówce. Gospodarze na prowadzenie wyszli dopiero przy stanie 22:21 za sprawą udanego zagrania Wlazłego. Wydawało się, że wszystko toczy się po myśli podopiecznych Jacka Nawrockiego. Nagły zryw Arkasu poparty dwoma pomyłkami Kurka kosztował PGE piłkę setową. Team z Izmiru miał w sumie trzy szanse na zakończenie tej części gry, jednak nie udało się im to za żadnym razem. Tylko jedna taka okazja wystarczyła bełchatowianom. Profesorskie ataki Kurka dały zwycięstwo 28:26 i historyczny awans do finału Ligi Mistrzów Skrze!
Mecz nie był genialnym spektaklem, ale dla wypełnionej po brzegi Atals Areny nie miało to znaczenia. Pojedynek z turecką niespodzianką przejdzie do historii jako wielki, historyczny sukces podopiecznych Jacka Nawrockiego.
PGE Skra Bełchatów - Arkas Izmir 3:0 (25:23, 25:21, 28:26)
Skra: Wlazły, Falasca, Pliński, Możdżonek, Kurek, Winiarski, Zatorski (libero) oraz Kłos, Woicki.
Arkas: Perrin, Agamez, Bravo, Hansen, Gok, Duff, Sahin (libero) oraz Subasi, Hascan, Tendar.