Sovia teraz albo nigdy?
Nic dwa razy się nie zdarza - głosi powiedzenie. Siatkarze Asseco Resovii Rzeszów znaleźli się we właściwym miejscu o właściwym czasie i być może druga taka szansa na mistrzowski tytuł już w najbliższych latach im się nie przydarzy. Wydarzenia tak boiskowe, jak i te pozameczowe układają się dla rzeszowian znakomicie.
Czerwono-biało-czarne barwy Asseco Resovii Rzeszów, a w tych kolorach wielki napis "I love Sovia" - taki ogromny transparent wywiesili na trybunach w hali Podpromie w Rzeszowie podczas jednego ze spotkań z PGE Skrą rzeszowscy fani. Szczelnie wypełniający trybuny w trakcie sezonu zasadniczego, również w sobotę gromadnie zjawią się, aby dopingować swoich pupili. To będzie wieczór szczególny. Sovia, jak mówi się w skrócie na drużynę siatkarską z Rzeszowa, stanie przed niepowtarzalną szansą na zdobycie mistrzostwa kraju i zdetronizowanie po siedmiu latach niepokonanej dotychczas na naszym podwórku bełchatowskiej Skry. To, co wydawało się mało realne przed tegorocznym play off, ziszcza się na naszych oczach.
Nie ma w tej chwili w Rzeszowie chyba nikogo, kto wątpiłby w sukces Asseco Resovii w rywalizacji o złoto mistrzostw Polski. Jej finałowy rywal - PGE Skra Bełchatów, obrońca tytułu - znalazł się w bardzo trudnej sytuacji. Część obserwatorów powiedziałaby w tym miejscu: na własne życzenie. Trudno jednak zgodzić się z takim stwierdzeniem. Choć w ostatnich dniach tematem numer jeden było i jest zachowanie (awantura!) siatkarzy i sztabu szkoleniowego Skry po drugim meczu finałowym, mało kto rozpisuje się o grze rzeszowian - mądrej, konsekwentnej, kombinacyjnej i skutecznej.
Szorstko o bełchatowianach wypowiada się były selekcjoner reprezentacji Polski siatkarzy, Wiktor Krebok. - Skra za państwowe pieniądze zrobiła "kapelę". Nigdy nic nie wygrali. Zawsze dostawali się do finałów tylnymi drzwiami. Ja się cieszę, że Jacek Nawrocki nie został trenerem reprezentacji. Były takie przymiarki - mówi w specjalnej rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.
Dla podopiecznych Andrzeja Kowala tegoroczne play off ułożyło się wyśmienicie. Wygrana 3:0 w pierwszym meczu półfinałowym z ZAKSĄ na terenie rywala pozwoliła ze spokojem myśleć o świętowaniu awansu już w hali Podpromie. Choć rozpoczynając walkę finałową ze Skrą w Bełchatowie rzeszowianie wydawali się być na straconej pozycji, to dwukrotne zwycięstwa po 3:1 zmieniły perspektywę. Rozzłoszczeni po drugim meczu mistrzowie Polski z ubiegłego sezonu nie wytrzymali. A Grozer i spółka mogli z uśmiechem wracać do Rzeszowa i ze spokojem przygotowywać się u siebie do trzeciego spotkania. - Ja bym postawił duże pieniądze, że Skra nie wygra dwa razy w Rzeszowie. Resovia już tego nie odpuści, tym bardziej, że chłopcy uwierzyli w siebie. Grozer przechodzi sam siebie. W ogóle grają wspaniale - chwali tegorocznych finalistów pucharu CEV trener Krebok.Resovia świętuje, ale to święto bardziej okazyjne, sporadyczne. Rzeszowianie zdają sobie z tego z pewnością sprawę; z tego, jaki dostali prezent od losu, i że nie mogą go nie przyjąć. Tym bardziej, iż w przyszłym sezonie mogą stracić wielu mniej lub bardziej kluczowych graczy. Mówi się o odejściu Grozera, Achrema, Krzysztofa Ignaczaka czy Rumuna Adriana Gontariu. Ich następcy nie muszą być tak dobrzy. Dlatego właśnie Asseco Resovia nie zamierza budzić się z tego pięknego snu.
Paweł Sala