W pierwszym spotkaniu grupy A Serbowie po niemalże dwóch godzinach gry, pokonali reprezentację Japonii. Pojedynek był dość wyrównany, o czym może świadczyć zbliżona liczba punktów zdobyta przez obie ekipy blokiem czy zagrywką.
Podopieczni Igora Kolakovicia mieli prawo nie spodziewać się siatkarskiego pazura po zawodnikach z Kraju Kwitnącej Wiśni, bowiem ci w tegorocznej edycji Ligi Światowej nie wygrali jeszcze żadnego spotkania. Taki stan rzeczy podziałał mobilizująco na Japończyków, którzy w inauguracyjnej partii odnieśli zwycięstwo. I na tym się nie zakończyło, bowiem Serbowie przystąpili do wymiany ciosów.
Japończykom udało się doprowadzić do komfortowej sytuacji, kiedy to objęli prowadzenie w całym spotkaniu 2:1. Jednakże nie potrafili wykorzystać przewagi i w ostateczności polegli wynosząc punkt z potyczki z Serbią. Obydwie drużyny miały w swoich szeregach po dwóch liderów. U Serbów byli to Milos Nikić i Uros Kovacević, z kolei w japońskiej reprezentacji najwięcej punktów zdobywali Yuya Ageba i Yusuke Ishijima.
Serbia - Japonia 3:2 (23:25, 25:19, 19:25, 25:19, 15:10)
Serbia: Mitić, Podrascanin, Kovacević N., Atanasijević, Rasić, Nikić, Rosić (libero) oraz Kovacević U., Terzić, Starović, Lisinac.
Japonia: Kondoh, Tomimatsu, Yoneyama, Ishijima, Matsumoto, Shimizu, Nagano (libero) oraz Suzuki, Ageba, Fukuzawa.
***
- Gra zespołu dała mi pożywkę do myślenia. Największym utrapieniem jest aspekt techniczny. Byłoby dobrze zagrać w Final Six. To byłaby dobra praktyka przed igrzyskami olimpijskimi - przyznał po spotkaniu Władimir Alekno.
Jednakże szkoleniowiec Rosjan optymistą w kwestii awansu do turnieju finałowego Ligi Światowej mógł być jeszcze w sobotę, nie zaś po porażce 1:3 z reprezentacją Kuby, która to odcięła Sbornej drogę do Sofii. Z kolei Kubańczycy mają powody do zadowolenia, gdyż dzięki trzem zwycięstwom w Kaliningradzie, umocnili się na pozycji lidera grupy A i tylko wyjątkowo fatalny zbieg okoliczności (porażka we wszystkich spotkaniach, jakie pozostały do rozegrania) sprawiłby, że podopiecznych Orlando Samuels Blackwoosa zabrakłoby w Final Six.
Starcie gospodarzy turnieju z Kubańczykami było pojedynkiem atakujących obu drużyn. Z jednej strony Wilfredo Leon, a w szeregach Sbornej Maksim Michajłow. Indywidualnie minimalnie, bo zaledwie o jeden punkt, lepszy okazał się rosyjski atakujący (22 oczka).
Kuba - Rosja 3:1 (25:23, 25:22, 24:26, 25:20)
Kuba: Diaz, Mesa, Bell, Leon, Quintana, Cepeda, Gutierrez (libero) oraz Estrada, Leyva, Bisset.
Rosja: Uszakow, Muserskij, Biriukow, Michajłow, Abrosimow, Bierieżko, Sokołow (libero) Apalikow, Siwożelez, Ilinych, Krugłow.