Miałem ofertę z Trefla - rozmowa z Marcinem Wiką, przyjmującym Delecty Bydgoszcz

Marcin Wika jest jednym z najbardziej doświadczonych zawodników bydgoskiej Delecty. W rozmowie z naszym portalem opowiedział m.in. o swojej dotychczasowej karierze, a także o "profesorze".

Maciej Szeniawski: W swojej karierze grał pan m.in. w Jastrzębiu, Częstochowie oraz Rzeszowie. Przygodę z którym z tamtejszych zespołów wspomina pan jednak najmilej?

Marcin Wika: Gra w każdym z tych klubów to było dla mnie zupełnie inne doświadczenie. W Częstochowie zaczynałem swoją przygodę z największą siatkówką. W Rzeszowie natomiast był to jeszcze inny poziom grania, już ten najwyższy. Tak jak powiedziałem - różne miejsca, różne doświadczenia.

W każdym z tych trzech klubów odnosił pan jakiś znaczący sukces. Czy któryś z nich ma dla pana szczególną wartość?

- Nie da się ukryć, że te najpiękniejsze czasy spędziłem w Częstochowie. Dostałem wówczas szansę grania od trenera Panasa. Myślę, że wykorzystałem ją w stu procentach. Zaowocowało to zdobyciem Pucharu Polski i wicemistrzostwem kraju. Sądzę, że był to jak do tej pory najbardziej owocny dla mnie sezon.

Były reprezentant Polski przyznaje, że najlepsze momenty w swojej karierze spędził dotychczas w Częstochowskim AZS-ie
Były reprezentant Polski przyznaje, że najlepsze momenty w swojej karierze spędził dotychczas w Częstochowskim AZS-ie

A czy w którymś momencie pańskiej kariery pojawiła się oferta wyjazdu za granicę?

- Nie, do tej pory nie otrzymałem propozycji, by wyjechać z Polski i występować w jakiejś zagranicznej lidze.

Jest pan doświadczonym zawodnikiem, mającym na swoim koncie ponad 30 występów w reprezentacji Polski. Czy w składzie Delecty Bydgoszcz widzi pan gracza, który - teraz lub w niedalekiej przyszłości - byłby w stanie na stałe zagościć w kadrze naszego kraju?

- Ciężko powiedzieć. Na pewno wszyscy uczymy się Stephane'a Antigi. Nazywamy go "profesorem". Ja sam się wciąż sporo od niego uczę i staram się podpatrywać jego grę, bo jest się czego uczyć. Myślę, że dzięki niemu każdy siatkarz coś zyska. Zwłaszcza ci młodzi zawodnicy, którzy są w naszym zespole. Przez ciężką pracę i swój zapał do siatkówki mogą oni osiągnąć w niedalekiej przyszłości coś wielkiego. Z całego serca życzę im, by trafili do reprezentacji. Każdy sportowiec marzy o tym, żeby zagrać kiedyś z orzełkiem na piersi.

Pana pierwszym klubem w karierze był pucki Korab. Czy wobec tego mecze rozgrywane nieopodal Pucka, na terenie Trójmiasta, wywołują w panu jakieś dodatkowe emocje?

- Nie, emocji jakichś wielkich nie odczuwam. W Pucku stawiałem swoje pierwsze siatkarskie kroki i stamtąd się wybiłem. Gdybym przyjeżdżał grać akurat do mojego rodzinnego miasta, to na pewno byłby jakiś sentyment.

Niewielu jest zawodników urodzonych na Pomorzu, którym udało się zaistnieć w siatkówce na najwyższym poziomie. Jak pan myśli, z czego to wynika?

- To w dużej mierze nie zależy od samych chłopaków. Pamiętajmy o tym, że na Pomorzu nie ma zbyt wielkich tradycji związanych z siatkówką, tak jak ma to miejsce w Olsztynie czy Częstochowie. Ośrodki te widnieją na mapie siatkarskiej od ładnych kilkunastu lat. W Trójmieście dopiero niedawno pojawił się Trefl i myślę, że dla większości młodzieży jest to duża szansa na wybicie się. Do tej pory nie było raczej takiej odskoczni. Ja, Daniel Pliński oraz Michał Kaczmarek mieliśmy dużo szczęścia z tym, że udało nam się wyjechać w Polskę. Teraz na pewno będzie o to dużo łatwiej, bo jest taki ośrodek jak Lotos Trefl Gdańsk i na pewno trzeba się z tego cieszyć.

Przed sezonem w kuluarach mówiło się, że znajdował się pan na liście życzeń gdańskiego klubu. Rzeczywiście było coś na rzeczy?

- Tak, miałem ofertę z Trefla. Były między nami jakieś rozmowy, jednak nie doszło do żadnych konkretów. Zostałem w Bydgoszczy, z czego zresztą się cieszę.

Przejdźmy już do samego meczu z Treflem. Co może pan powiedzieć na temat postawy swojego zespołu w potyczce z gdańszczanami?

- Na pewno nie zaczęliśmy tak, jak byśmy tego od siebie oczekiwali. Z drugiej strony zdawaliśmy sobie sprawę, że Trefl na nas naskoczy. Zakładaliśmy, że będą w spotkaniu z nami upatrywać zdobycia swoich pierwszych punktów. Tak też było. W pierwszym secie Lotos dominował w każdym elemencie. Później jednak role się trochę odwróciły i to my wyjeżdżamy z Trójmiasta z trzema punktami, z czego jesteśmy bardzo zadowoleni.

Co takiego stało się w waszych szeregach, że w pewnym momencie przejęliście zdecydowaną inicjatywę i odwróciliście losy najpierw drugiego seta, a w konsekwencji całego meczu?

- Poprawiliśmy każdy z elementów. Zaczęliśmy grać na lepszym procencie. W pierwszym secie praktycznie wszystko szwankowało, graliśmy bardzo słabo w ataku. Później na szczęście poprawiliśmy swoją postawę. Skuteczniej blokowaliśmy oraz zagrywaliśmy, a to przełożyło się na końcowy wynik.

Wika jest zadowolony, iż Delecta wystarczająco szybko odpowiedziała na dobrą grę Trefla i w ostateczności wywiozła z Trójmiasta komplet oczek
Wika jest zadowolony, iż Delecta wystarczająco szybko odpowiedziała na dobrą grę Trefla i w ostateczności wywiozła z Trójmiasta komplet oczek

Już w czwartek czeka was rewanżowe spotkanie w Pucharze CEV przeciwko Halkbankowi Ankara. Jakie nastroje panują w drużynie przed tym meczem?

- Po spotkaniu w Bydgoszczy jedziemy do Ankary z dużymi nadziejami. Zobaczyliśmy, że jest to drużyna w naszym zasięgu. Na pewno nie będzie to jednak łatwy rewanż. W Turcji zawsze się ciężko grało i tym razem może być podobnie. Mimo to jedziemy tam po zwycięstwo i po awans do kolejnej rundy.

Za tydzień natomiast Delecta podejmie mistrza Polski, Asseco Resovię Rzeszów. Myśli pan już powoli o spotkaniu ze swoim byłym klubem, czy na razie koncentruje się tylko i wyłącznie na spotkaniu pucharowym?

- Nie, koncentruję się tylko na najbliższym spotkaniu. Teraz nie może być inaczej. Naszym następnym przeciwnikiem jest Halkbank, a nie Resovia. Póki co skupiamy się tylko na Turkach. Dopiero kiedy wrócimy z Ankary, zaczniemy myśleć o kolejnym meczu ligowym.

Komentarze (0)