Nie ma łatwego życia w drużynie Jastrzębskiego Węgla, Mateusz Malinowski. Tylko kataklizm może spowodować, że w pierwszej szóstce "pomarańczowych" zabraknie Michała Łasko, przez co trener Lorenzo Bernardi znalazł atakującemu z Piły zupełnie inną rolę.
Bardzo mocny serwis staje się powoli znakiem firmowym byłego zawodnika Jokera Piła. Siatkarz jastrzębskiej drużyny wykorzystuje swoje opanowanie i silne uderzenie zza linii dziewiątego metra. - Wchodzę w różnych momentach meczu na zagrywkę, głównie zadaniowo. Mam z reguły pewne wytyczne od trenera. Akurat ostatni mecz z Effectorem Kielce nie jest najlepszym przykładem. Było bardzo trudno. Effector dobrze przyjmował i było ciężko się przedostać z tą zagrywką i zdobyć jakiś punkt. Czasem ważne jest samo odrzucenie rywali od siatki, żebyśmy mogli ustawić dobry blok - przyznaje Malinowski.
Rezerwowemu drużyny ze Śląska udało się już parę razy skończyć seta po swoim zagraniu. Choć, jak sam przyznaje, początki były trudne. - To prawda. Nie było łatwo. Teraz już się przyzwyczaiłem do takiej sytuacji. Wchodzę tylko na zagrywkę i muszę wykorzystywać każdą możliwość, którą dostanę od trenera. Myślę, że jeśli dostałbym szansę jako atakujący, to również sprawdziłbym się w tej roli - zaznacza leworęczny atakujący.
Przed zespołem Malinowskiego decydujące mecze w rywalizacji z Effectorem Kielce. - Bardzo bym sobie życzył krótkiego pobytu w Kielcach. Nasi rywale będą się starali wyrwać dwa zwycięstwa i doprowadzić do piątego meczu w Jastrzębiu. Myślę, że przeciwstawimy im się bardzo mocno. Jednak jest to bardzo trudny teren. W rundzie zasadniczej wygraliśmy 3:2. W zeszłym roku też sprawili nam trochę problemów. Jednak jedziemy z nastawieniem na wycieczkę jednodniową - kończy młody pilanin.