W ćwierćfinałowej rywalizacji PGE Skry Bełchatów z Asseco Resovia Rzeszów Michał Bąkiewicz wydaje się być szczęśliwym talizmanem wicemistrza Polski. W inauguracyjnym meczu play-off grał tylko moment, a jego zespół uległ przeciwnikowi zdecydowanie (1:3). W kolejnej potyczce spędził na parkiecie już znacznie więcej czasu i mało brakowało, a Skra to spotkanie by wygrała. Co się jednak odwlecze to nie uciecze. W pierwszym bełchatowskim spotkaniu Bąkiewicz na parkiet wszedł już w pierwszej partii i miał spory udział w pościgu i wyprzedzeniu Resovii na samym finiszu. W potyczce numer cztery wszedł do gry po zdobytym przez przeciwnika secie, i rzeszowianie więcej w Bełchatowie już nie ugrali. Wygląda więc na to, że skreślany przez wielu zawodnik wciąż stanowi bardzo ważne ogniwo wicemistrzów Polski. - Daj Boże żeby było tak jak najdłużej. Najważniejsze jednak, że wygrał zespół i nadal liczymy się w walce o awans do półfinału. W Rzeszowie damy z siebie wszystko i mam nadzieję, że zaowocuje to upragnionym zwycięstwem - podkreśla przyjmujący Skry.
Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!
Po tylu bezpośrednich meczach w krótkim odstępie czasu oba zespoły wiedzą już o sobie wszystko. Tym bardziej trudno przewidzieć, kto z tej rywalizacji wyjdzie górą i będzie miał szansę powalczyć o medale PlusLigi. - Nasze drużyny znają się doskonale. Po tych czterech meczach nie ma mowy o niespodziankach czy tajemnicach. O końcowym wyniku ostatniego meczu zadecyduje postawa na boisku. Musimy zagrać najlepiej jak potrafimy i ustrzec się prostych błędów. Wtedy powinno być dobrze - twierdzi Michał Bąkiewicz - Każdy mecz był inny, dlatego nie ma co gdybać odnośnie tego decydującego spotkania. W Rzeszowie wszystko się może zdarzyć - dodaje urodzony w Piotrkowie Trybunalskim siatkarz.