Trudne w odbiorze: Tauron MKS - operacja czy kosmetyka?

Świeżo upieczony wicemistrz Orlen Ligi stoi przed dylematem dotyczącym modelu drużyny: czy nadszedł czas na zdecydowane zmiany? A może opłaca się kontynuować metodę małych kroków do sukcesu?

Michał Kaczmarczyk
Michał Kaczmarczyk
Ostatnio w Dąbrowie Górniczej wydarzyło się sporo dziwnych rzeczy, dlatego nikogo nie powinien dziwić ten paradoks: nikt z ekipy Tauronu MKS nie otwierał butelek szampana, przeznaczonego na świętowanie tytułu mistrzowskiego, a mimo to tuż po ostatnim meczu finałowym Orlen Ligi wszyscy w tym klubie obudzili się z poważnym kacem. Po kilku dniach od feralnego finału ból głowy pewnie osłabł, ale pozostały nie najlepsze wspomnienia. Zagłuszyć je pomaga medialna karuzela transferowa, podczas której przerzuca się wciąż najróżniejszymi plotkami: odejdzie trener Waldemar Kawka! Wraz z nim połowa składu! Wielkie czyszczenie! Wielkie gwiazdy! Wielkie aspiracje! Szum wokół klubu trzeba usprawiedliwić, w końcu mowa o wicemistrzu Polski i jednym z czołowych zespołów w polskiej siatkówce kobiet, który w pięciu ostatnich meczach dostarczył tylu emocji, co wszystkie spotkania rundy zasadniczej ligi.

Może jednak warto przestać trzymać dąbrowski MKS na transferowym celowniku i pomyśleć, co stoi za hasłami i przewidywaniami przebudowy zagłębiowskiej drużyny. Bardziej zdecydowane określenia typu "wietrzenie szatni" lub "czystka" raczej nie pasują w kontekście tej ekipy, bo wicemistrz Polski 2013 po prostu ich nie zna. Dąbrowski klub od momentu awansu do najwyższej klasy rozgrywkowej spokojnie i konsekwentnie ewoluował i rósł w siłę najpierw poprzez wzmacnianie składu klasowymi siatkarkami, następnie przez silnych sponsorów, gwarantujących finansową stabilność, potem przez promocję marki wśród rosnącej liczby kibiców z całej Polski, kończąc na doświadczeniach gry w krajowych i europejskich rozgrywkach. Zaowocowało to imponującym dorobkiem jak na ledwie sześć sezonów przygody z ekstraklasą: dwoma Pucharami Polski i brązowymi medalami ligi, Superpucharem, awansem do fazy play-off Ligi Mistrzyń i półfinału Pucharu CEV, w końcu srebrnym medalem... Czy jest na co narzekać?

Może gdyby Zagłębianki przegrały wyraźnie wszystkie meczem finału z Atomem Trefl Sopot, nie byłoby o czym dyskutować: były gorsze, widocznie zasłużyły na srebro. Problem w tym, że (cytując klasyka) "cała Polska widziała", że Tauron MKS absolutnie nie był słabszy od rywala, mało tego, od samego początku sezonu przygotowywał się do tego, by zdobyć pierwszy tytuł mistrzowski i parł do niego aż do momentu... Właśnie, czego? Dekoncentracji? Strachu? Załamania formy? Paniki? Dziwić mogą słowa libero Krystyny Strasz, która twierdziła: - Może jeszcze nie dorosłyśmy do tego, żeby być mistrzyniami Polski... Kiedy, jeśli nie po trzech przegranych walkach o wejście do finału? Po półfinałowym (sopockim!) koszmarze z sezonu 2011/12, po którym żaden kibic już nie powie: "Wynik 0:8 w tie-breaku? Tego nie da się odrobić"? Jeżeli tak drastycznie wpływające na morale zespołu wydarzenia nie zdołały go zahartować, to co w takim razie może to zrobić? Przegrane na własne życzenie mistrzostwo Polski?

Warto zaufać spostrzeżeniom ikony dąbrowskiej siatkówki, która zna swój klub jak mało kto. Może da się jakoś wytłumaczyć ten permanentny "brak dojrzałości"? Nawet, jeśli jest to zadanie skazane w góry na niepowodzenie, z pewnością należy pokusić się o wstępną diagnozę. Wydaje się, że MKS w najważniejszym momencie sezonu padł ofiarą swojej autorskiej koncepcji budowy drużyny, zakładającej poświęcenie obecności w drużynie gwiazd i liderek na rzecz szerokiego i wyrównanego składu. To, co sprawdzało się na krótkim dystansie Pucharu Polski, nie zdało egzaminu podczas finałowego maratonu, gdzie w trudnych chwilach czasem potrzeba po prostu siły i wytrwałości. Być może zabrakło takiej zawodniczki, jaką była w sezonie 2011/12 Izabela Kowalińska (wtedy jeszcze Żebrowska), która regularnie zdobywała ponad dwadzieścia punktów w spotkaniu?

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×