Wojciech Potocki: Który to już rok pani "prezesowania" Politechnice?
Jolanta Dolecka: Już szósty, z czego pięć spędziłam wspólnie z siatkarzami w PLS, a od tego sezonu w PlusLidze.
A kiedy miała pani tego serdecznie dość? W ubiegłym sezonie?
- Ja mniej więcej co dwa miesiące mam tego dość. Potem jednak przychodzi chwila zastanowienia i znów zabieram się do pracy. Musze jednak przyznać, że są momenty, kiedy po prostu ręce opadają. Głownie chodzi o finanse.
No właśnie. Ktoś nawet powiedział, ze macie najdłuższa nazwę i najmniejszy budżet w PlusLidze. To prawda?
- Jeśli chodzi o nazwę to tak (śmiech). A kasa? Niecałe 2 miliony złotych, to na pewno jest jeden z najskromniejszych budżetów.
Czy naprawdę tylko budżety decydują o miejscu w lidze?
- Gdyby tak było to już dawno byśmy z niej spadli, a przecież w ubiegłym, fatalnym roku, utrzymaliśmy się pokonując w heroicznym boju dużo bogatszą Delectę Bydgoszcz. Więc z tymi pieniędzmi to nie do końca prawda. Dużo łatwiej buduje się jednak zespół mając zagwarantowane na przykład 10 milionów na sezon. Nie trzeba wtedy godzinami szukać najtańszych rozwiązań.
W ubiegłym sezonie postawiliście na "tanich weteranów".
- No i ten wariant się nie sprawdził. Teraz stawiamy na "młodych gniewnych". Jesteśmy najmłodszą drużyną PlusLigi, ale na pewno nie będziemy najgorszą (śmiech).
Od kilku sezonów gwiazdą Politechniki jest jednak "staruszek" Rybak.
- Radek jest wspaniałym zawodnikiem i staje się powoli ikoną naszego klubu. Kilka razy już ratował nas z wielkich opresji, a gra Politechniki opierała się na jego punktowych atakach. Teraz, podczas memoriału Ambroziaka, wszyscy zobaczyli trochę innego Radka. Oprócz - wciąż zabójczych ataków - wybronił kilkanaście trudnych piłek. Myślę, że to młodzi zawodnicy tak na niego wpłynęli. Po prostu uznał, że nie może być od nich gorszy.
Znowu poprowadzi zespól jako kapitan…
- Tak, Radek będzie kapitanem. Na boisku na pewno spisze się doskonale, ale nie jestem przekonana jak to będzie poza parkietem. Boję się czy sobie poradzić mentalnie. On jest skoncentrowany na własnej grze i chyba nie ma zbyt wielu cech przywódcy grupy.
Młodzi zawodnicy z entuzjazmem mówią o nowym sezonie. Nie dopuszczają myśli o spadku, a pani? Nie boi się pani, ze znowu powtórzy się sytuacja z ubiegłego roku i J.W. Construction zamknie kurek z pieniędzmi?
- Boję się! Oczywiście, że się boję. Wierzę jednak, że umowy będą realizowane do końca. Pan prezes Wojciechowski, jest jednak dość nerwowym człowiekiem i nikt nie wie kiedy powie "dość" i zablokuje wypłaty. Aż się boję pomyśleć jak to może być.
Zakładając, że wszystko będzie OK. Ósemka to szczyt możliwości tej drużyny? A może powalczycie o coś więcej?
- Kiedy widzę entuzjazm zawodników, ale i poziom ich gry to myślę sobie, że możemy być czarnym koniem tych rozgrywek. Proszę mi wierzyć, że w tym nowym zestawieniu chłopcy grają bardzo dobrze i nie ma w tym naprawdę ani słowa przesady. Jestem jakoś dziwnie spokojna, że to będzie doby sezon Politechniki. Byle tylko były, te skromne, pieniądze…
Oprócz finansowych mieliście ostatnio perturbacje z halą.
- To prawda. Z tego powodu pierwszy mecz rozegramy w Częstochowie. Dyrekcja hali początkowo potraktowała nas bardzo rygorystycznie, ale później uzyskaliśmy jednak bardzo dobre warunki sprawa została załatwiona.
Macie już pewność, że żadni "karatecy", czy też inne występy "Świętych Mikołajów" nie wygonią was z ursynowskiej Areny?
- Mamy kapitalizm i jeśli ktoś zapłaci dziesięć razy więcej niż my, to dyrekcja hali pewnie będzie próbowała nasze mecze przełożyć. Na razie jednak nie ma takiego niebezpieczeństwa. Trenujemy w doskonałych warunkach i wierzę, że będziemy w Arenie wygrywać.
Jest pani ogromną optymistką…
- Jestem, bo gdyby było inaczej to już dawno rozmawiałby z pan kim innym.