Michał Biegun: Pomimo gorszych warunków fizycznych wasi czescy rywale sprawili wam sporo problemów.
Georg Grozer: Naprawdę trzeba przyznać, że VK Ostrava bardzo dzielnie walczyła. W niektórych momentach meczu potrafili zaryzykować i z pewnością zagrali lepiej niż w poprzednich spotkaniach. Mieliśmy trochę problemów ze zmianą stref czasowych i dosyć sennie weszliśmy w mecz. Cieszę się, że wygraliśmy bez straty seta.
Do Czech przyjechaliście w mocno okrojonym składzie.
- Travica się rozchorował rano w hotelu i w ogóle nie przyjechał do hali. Siergiej Tietiuchin dostał wolne, a Taras Chtiej nie jest gotowy do gry. Miał operację i powoli zaczyna wracać do zdrowia. Liczę, że uda mu się wrócić na decydujące mecze sezonu.
Jak podchodzicie do spotkań z takimi zespołami jak VK Ostrava?
- Takie mecze nigdy nie są proste. Moment dekoncentracji może cię wiele kosztować. Te drużyny nie mają niczego do stracenia i dają z siebie maksimum. Dla nich takie mecz to świetna nauka i okazja do zdobycia doświadczenia.
Patrząc na wasz skład mam wrażenie, że interesuje was tylko finał Ligi Mistrzów.
- Oczywiście. Chcę wygrać Ligę Mistrzów! To moje wielkie marzenie. Medalu z tego turnieju brakuje w mojej kolekcji. Bardzo chcę zostać w Biełgorodzie. Z drużyną, która ma takie możliwości, możesz walczyć o wszystkie najważniejsze trofea. Mam już srebro za Puchar CEV z Resovią, więc teraz pora na więcej.
Czy zdążył się pan już zaaklimatyzować w Biełgorodzie?
- Drugi rok w Rosji jest o wiele lepszy niż pierwszy. Zdążyłem już dobrze poznać miasto i nie mam takich problemów jak na początku. W tym sezonie dołączyło do nas więcej zawodników mówiących po angielsku i nie mam kłopotów z komunikacją. Mam nadzieję, że skończyły się już moje problemy z ramieniem i mogę normalnie trenować.
To gdzie jest lepiej: w Rzeszowie czy Rosji?
- (śmiech) Nie mogę odpowiedzieć na to pytanie. Jeśli chodzi o walory sportowe, to są to miasta na pewno na podobnym poziomie.
Wielu zawodników przyznaje, że gra w rosyjskiej Superlidze jest bardzo trudna.
- To prawda. Mentalnie to bardzo wymagające rozgrywki. Pierwszy rok był naprawdę ciężki. Za każdym razem musisz zagrać na najwyższym poziomie. Do tego dochodzi presja rezultatu oraz częste i dalekie podróże. Człowiek sobie nawet nie zdaje sprawy ile w Rosji jest stref czasowych! Tak wyglądają te realia i jeśli chcesz tam grać to musisz je zaakceptować.
Jak wygląda pana komunikacja z kolegami z zespołu? Czy próbował się pan uczyć rosyjskiego?
- W ogóle się za to nie zabierałem (śmiech). To bardzo trudny język. Trochę próbowałem uczyć się polskiego, ale nawet z nim sobie nie dawałem rady. Jak już wspomniałem, to do zespołu dołączyło sporo ludzi, którzy mówią po angielsku. W ubiegłym roku miałem o wiele więcej problemów z komunikacją. Teraz w szatni naprawdę potrafi być wesoło. Bardzo dobrze dogaduję się z drugim obcokrajowcem, Draganem Travicą. Trochę się zakumplowaliśmy.
A jaki naprawdę jest Dmitrij Muserski? Większość z nas zna go tylko jako zimnego gracza z boiska.
- To tylko pozory! W rzeczywistości Muserski jest bardzo ciepłą i miłą osobą. Naprawdę bardzo go lubię i mam z nim dobre relacje. Na początku mojego pobytu w Biełgorodzie bardzo mi pomógł, dzięki jego biegłej znajomości angielskiego. Wiedziałem, że jak mam kłopot, to mogę się do niego zwrócić o pomoc.
Czy po mistrzostwach Europy miał pan czas na odpowiednie przygotowanie się do gry w klubie?
- To jest dla mnie bardzo intensywny rok. Najpierw po lidze miałem przerwę na zaleczenie kontuzji przed Euro. Potem robiłem wszystko, żeby na tym turnieju zagrać i trochę przyspieszyłem z treningami. Teraz nareszcie mam okazję zarówno do gry, jak i na regeneracji. Teraz do 27 listopada mamy przerwę, więc będzie szansa na zbudowanie mojej normalnej i optymalnej formy.
W Ostravie rozmawiał,
Michał Biegun
Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!