Radomianie przebudzili się z letargu dopiero po dziesięciominutowej przerwie. Wcześniej przewaga siatkarzy AZS-u Częstochowa nie podlegała żadnej dyskusji i nic nie wskazywało na to, że ekipa Roberta Prygla będzie w stanie cokolwiek wskórać. Impulsem okazała się jednak końcówka trzeciej partii, w której radomianie zafundowali sobie horror na własne życzenie. Goście prowadzili już 22:16, ale częstochowianie odrobili straty i mieli nawet po swojej stronie piłkę meczową. Ostatnie słowo należało jednak do beniaminka PlusLigi, który po zwycięstwie w trzeciej odsłonie rozpoczął marsz po zwycięstwo. - Pomogła nam rozmowa w szatni, kiedy trener nas zmobilizował. Chcieliśmy pokazać, że potrafimy grać nie tylko od początku spotkania, ale po dwóch przegranych setach zaczęliśmy mecz od nowa. Udało nam się zagrać potem bardzo dobre spotkanie - podkreśla w rozmowie ze SportoweFakty.pl, środkowy radomskiego zespołu, Bartłomiej Grzechnik.
20-latek skorzystał na nieobecności borykających się z kontuzjami Jozefa Piovarciego i Adama Kamińskiego i do spółki z Michałem Ostrowskim stworzyli parę środkowych. Obaj wypełnili lukę po wspomnianej dwójce i dołożyli swoją cegiełkę do końcowego triumfu. - Moim zdaniem mamy bardzo dobrą ławkę rezerwowych. Na pewno "Józek" (Jozef Piovarci) z Adamem zagraliby podobnie albo jeszcze lepiej. To jest PlusLiga i każdy gra na najwyższym poziomie. Wszystko zależy od niuansów. Od dyspozycji dnia w danym elemencie - tłumaczy młody wychowanek Cerradu Czarnych.
Radomianie radzą sobie bez kompleksów w najwyższej klasie rozgrywkowej, a trener Robert Prygiel coraz częściej stawia na młodych graczy. W Częstochowie w pierwszej szóstce Czarnych pojawili się Grzechnik, Jakub Wachnik, Bartłomiej Bołądź i Adam Kowalski, a bardzo dobrą zmianę dał Michał Kędzierski, który zajął w drugiej partii miejsce Bartłomieja Neroja. Młodzi zawodnicy odpłacili się szkoleniowcowi dobrą grą i dwoma punktami, które zasiliły konto zespołu w tabeli PlusLigi. - Mamy kilku bardzo młodych graczy, ale pragniemy grać w siatkówkę na jak najwyższym poziomie. Staramy się i dajemy z siebie wszystko, a trener to docenia. Daje nam szansę i pewnie każdy z nas mu za to podziękuje. Na pewno będziemy grać coraz lepiej - zapewnia Bartłomiej Grzechnik.
Nie ulega wątpliwości, że określanie ekipy z Radomia mianem "czarnego konia" rozgrywek i bynajmniej nie tylko z nazwy, nie jest przesadzone. Grzechnik stara się jednak powściągliwie podchodzić do sprawy i podkreśla, że wszystko zweryfikuje runda play-off. - Uważam, że na takie sformułowania jest jeszcze za wcześnie. Mamy dopiero drugą rundę rozgrywek. Potem w play-offach dopiero okaże się, które miejsce zajmiemy - puentuje młody środkowy Cerradu Czarnych Radom.
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!