Marcin Olczyk: Heynenowi musi się udać?

Belgijski szkoleniowiec pojawił się w PlusLidze z misją ratowania sezonu tańczącego na krawędzi Transferu Bydgoszcz. Czasu miał niewiele, ale pierwsze efekty jego pracy nie pozostawiają złudzeń.

Aktualny selekcjoner reprezentacji Niemiec do Bydgoszczy przybył niespełna dwa miesiące temu. Swój nowy zespół zastał na ostatnim miejscu w tabeli z jednym zwycięstwem na koncie. Mimo tak opłakanej sytuacji Vital Heynen start zaliczył idealny. Niespełna dwa dni od pojawienia się w Polsce wygrał swój pierwszy mecz w PlusLidze.

- Czasem potrzebny jest łut szczęścia. Dzień po rozpoczęciu przeze mnie pracy z Transferem pokonaliśmy BBTS Bielsko-Biała 3:0. Czy to znaczy, że jestem taki dobry? Sorry, to nie była kwestia moich umiejętności czy warsztatu. Na początku potrzebne jest właśnie szczęście. Ludzie mówią potem po wygranej, że przyszedł świetny trener, a prawda jest taka, że w dwa dni zmienić można jeden procent
– powiedział niedawno w rozmowie z serwisem SportoweFakty.pl Belg. Jego podopieczni uwierzyli chyba jednak, że trafił im się trener wybitny, bo nie tylko chwalą go na każdym kroku, ale też osiąganymi wynikami, a zwłaszcza swoją grą, dają świadectwo kunsztu jego warsztatu.

Czy Vital Heynen zostanie w Polsce na dłużej?
Czy Vital Heynen zostanie w Polsce na dłużej?

Transfer Heynena wygrał w lidze już 6 spotkań i zdobył 16 punktów. Dzięki temu na dwie kolejki przed końcem sezonu zasadniczego zajmuje upragnione 8. miejsce, a kalendarz pozostałych spotkań daje duże nadzieje na zachowanie tej lokaty i wyszarpanie awansu do play-off, co jeszcze nie tak dawno wydawało się zadaniem niewykonalnym.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!

Sympatyczny 44-latek, który dla dziennikarzy jest wymarzonym rozmówcą (choć ci, którzy akurat gdzieś się spieszą mogą być niemal pewni, że nie zdążą na czas…), potrafi rozbroić szczerością. W ostatnim wywiadzie dla naszego portalu przyznał, że jego zespół nie zasłużył na awans do play-off. Podczas tej samej rozmowy zaznaczył jednak, że Transfer, jeśli znajdzie się w "ósemce", grać będzie o mistrzostwo, bo przecież w innym wypadku nie byłoby w ogóle sensu wychodzić na boisko. I trudno mu nie wierzyć, bo na ogół wypowiada tylko te myśli, co do których jest pewien (a jest ich za każdym razem sporo), nie owijając przy tym w przysłowiową bawełnę.

W zakresie zrzucania presji ze swoich zawodników ma w sobie coś z Jose Mourinho. Podobnie jak Portugalczyk stara się ściągać odpowiedzialność z barków drużyny, którą dowodzi. Trener piłkarskiej Chelsea Londyn robi to jednak biorąc zwykle wszystko na siebie lub przerzucając na rywala, często wszczynając przy tym awanturę. Belg zaś odsuwa uwagę od własnego zespołu chwaląc po porażce rywali, a w przypadku wygranej, powołując się na niezbędne w sporcie szczęście. W ten sposób umiejętnie oddala dyskusję od niedociągnięć swoich podopiecznych, z których sam zdaje sobie doskonale sprawę. Skupiać nad nimi woli się jednak w zaciszu sali gimnastycznej podczas treningów, co nie przeszkadza mu drużynowo mierzyć zawsze w najwyższe cele.

Półtora roku temu uwierzyli mu reprezentanci Niemiec. Belg dokonał tego, co wcześniej w Polsce udało się Raulowi Lozano, a czego Argentyńczyk nie był w stanie później powtórzyć właśnie w kadrze naszych zachodnich sąsiadów: przekonał zawodników, że potrafią grać w siatkówkę i są takimi samymi ludźmi z krwi i kości, jak nawet najlepsi przeciwnicy. Jego zespół szybko dostosował się poziomem do gry na najwyższym poziomie i rzucił wyzwanie potentatom. Szczytowym osiągnięciem Niemców, jak na razie, pozostaje ogranie w pierwszej fazie mistrzostw Europy (na przestrzeni zaledwie dwóch dni!) złotych medalistów ostatnich igrzysk, czyli Rosjan i czwartego zespołu z londyńskich zawodów - Bułgarii. Te wyniki nie dały ostatecznie nawet awansu do półfinału polsko-duńskiego turnieju, ale pokazały, że dystans dzielący jeszcze rok czy dwa lata temu Georga Grozera i spółkę od światowego topu skurczył się do minimum.

Czy w Transferze może być podobnie? Bydgoszczanie mają już na rozkładzie wicemistrza Polski z Kędzierzyna-Koźla i rewelacyjnego beniaminka z Radomia. Wyżej, jak na siódme miejsce przed play-off już nie awansują, co oznacza, że w przypadku kwalifikacji do "ósemki" czekać bydgoszczan będzie rywalizacja z Asseco Resovią Rzeszów lub PGE Skrą Bełchatów. Heynen z tego powodu rozpaczać na pewno nie zamierza. Najpierw jednak ograć trzeba AZS Częstochowa

Marcin Olczyk

Komentarze (3)
Asseco Rzeszów
21.02.2014
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Nie może zostać w Bydgoszczy, bo my go chcemy w Rzeszowie! 
avatar
oyster
21.02.2014
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Świetny fachowiec, co do tego nie ma dwóch zdań. Odnośnie pytania pod zdjęciem: Heynen prawdopodobnie zostanie w Bydgoszczy i na kolejny sezon, o czym wspominał w którejś ze swoich wypowiedzi. Czytaj całość