Marcin Olczyk: PLPS profesjonalna tylko z nazwy?
W środę w Bydgoszczy po ostatnim meczu sezonu zasadniczego PlusLigi padły mocne słowa. Szkoleniowcy Transferu i Lotosu, choć przemawiało przez nich rozgoryczenie, wydają się mieć jednak sporo racji.
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!
Teoretycznie to właśnie Transfer został najbardziej pokrzywdzony, gdyż to on zajął pierwsze miejsce poza "ósemką". Jego sytuacja w dwóch ostatnich kolejkach była faktycznie mocno niekomfortowa, gdyż w poprzedniej serii spotkań Effector mierzył się z AZS Politechniką Warszawską wiedząc już o tym, że bydgoszczanie stracili niezwykle ważne punkty w Częstochowie. W środę, z kolei, podopieczni belgijskiego trenera toczyli już w tym samym czasie korespondencyjny pojedynek z kielczanami, którzy w Bełchatowie goszczeni byli przez nie grającą już zupełnie o nic PGE Skrę. - Gdyby Skra grała w tym samym dniu, co Resovia, to grałaby o pierwsze miejsce nie znając wyniku. W naszym meczu wszystkie karty były już rozdane - słusznie zaznaczył Radosław Panas, którego podstawą nadziei na awans do play-off była porażka Effectora, co w normalnych okolicznościach byłoby pewnie bardziej niż prawdopodobne.
- Muszę powiedzieć to Niemcom, bo pewnie nie będą chcieli uwierzyć. To jest niemożliwe, żeby ostatnią kolejkę rozgrywać w różne dni. Jak mam potem powiedzieć: chodźcie chłopaki do Polski, to jest dobrze zorganizowana liga? - podkreślił Heynen, dając do zrozumienia, że takie podejście do ustalania terminarza dewaluuje poziom ligi i może mieć wpływ na jej odbiór również poza granicami kraju.Takie, a nie inne, rozłożenie zwłaszcza ostatniej kolejki, pozbawiło kibiców wielu emocji i dodatkowych wypieków na twarzy, które mogły spowodować np. większą frekwencję w halach czy przed telewizorami, co zarówno klubom jak i organizatorom rozgrywek przyniosłoby dodatkowe wpływy. A tak np. mecz ZAKSY z Indykpolem AZS-em był już typowym spotkaniem o nic, ponieważ ich sytuację rozwiązały w zupełności potyczki Asseco Resovii z Cerrad Czarnymi i Jastrzębskiego Węgla z AZS-em Częstochowa. W środę zaś, zgodnie z tym, co powiedział Panas, o nic zagrał drugi garnitur PGE Skry, czemu trudno się dziwić, skoro zaledwie trzy dni wcześniej bełchatowianie stoczyli ciężki bój w Pucharze CEV, a w planach mieli już rywalizację o Puchar Polski. Trudno rozkład gier ostatniej kolejki tłumaczyć planami transmisji, skoro pokazane w weekend mecze faworytów kończyły się po 3 setach, a zabrakło przekazów na żywo z Bełchatowa i Bydgoszczy, gdzie 3 z 4 zespołów gotowe były walczyć o zwycięstwo do ostatniego tchu. Kibice mogli za to obejrzeć w poniedziałek mecz AZS PW z czerwoną latarnią ligi, na który do hali pofatygowało się aż 800 osób. Ktoś musiał się mocno namęczyć, żeby tak wymyślnie to wszystko zaplanować...
Oczywiście na obronę organizatora rozgrywek, czyli Profesjonalnej Ligi Piłki Siatkowej S.A., trzeba wspomnieć o ograniczonych możliwościach wynikających z udziału polskich zespołów w kluczowych fazach europejskich pucharów. Terminarz Skry i Jastrzębskiego trudno na pewno było pogodzić z meczami ligowymi, ale czy było to niemożliwe? Ktoś może powiedzieć, że ostatnia kolejka to nawet nie wstęp do prawdziwej walki o medale, ale w przypadku gry o pierwsze i ostatnie miejsca w play-off konsekwencje konkretnych wyników mogą być naprawdę duże. Wypadałoby więc zapewnić wszystkim równe szanse i warunki, zrzucając tym samym nie tylko z organizatorów, ale również poszczególnych drużyn, podejrzenia o zachowania nie fair (od kibiców innych zespołów "oberwać" zdążyli już porządnie bełchatowianie).Mam więc jedną prośbę na przyszłość: myśleć, panowie szlachta! Pozostaje mieć nadzieję, że atmosfera wzajemnych pretensji i złośliwości wytworzona wokół ostatniej kolejki ligowej pozwoli w przyszłości uniknąć takich sytuacji i przyczyni się do wejścia PlusLigi na wyższy poziom organizacyjny tak, by Vital Henen mógł z czystym sumieniem polecać PlusLigę w każdym zakątku siatkarskiego świata.
Marcin Olczyk