Dominika Pawlik: Udało wam się pokonać PGE Skrę Bełchatów po raz pierwszy w historii klubu i przy okazji awansować do play-offów. Czy to podwójne szczęście?
Adrian Staszewski: To ogromne szczęście! Myślę, że pokazaliśmy, mimo tego, że PGE Skra wyszła na mecz drugim zespołem, iż potrafimy stawić czoła nawet w takim dniu i takiej sytuacji, jaką mieliśmy.
Sytuacja była trudna, ale też wszystko było w waszych rękach. Zwycięstwo Transferu Bydgoszcz albo Lotosu Trefla Gdańsk nie przekreślało waszych szans na play-offy, jeżeli zdołalibyście pokonać PGE Skrę, co ostatecznie się udało. Tamte zespoły były zależne od wyniku waszego meczu w Bełchatowie.
- Jeżeli chodzi o sytuację punktową, to do samego końca nie wiedzieliśmy, jaki jest wynik w Bydgoszczy. Mieliśmy nóż na gardle, można tak śmiało powiedzieć. Staraliśmy się nie myśleć, że nasza sytuacja jest tragiczna, bo jedziemy do bardzo silnego zespołu, ale każdy w głowie myślał: "może właśnie dzisiaj", "może to będzie ten dzień, kiedy uda się pokonać PGE Skrę Bełchatów". Nie można mówić, że szczęśliwie udało się nam wygrać, ale wydaje mi się, że nasza gra była na przyzwoitym poziomie. Oczywiście, popełniliśmy dużo błędów, może ten mecz powinien skończyć się inaczej, ale w tym momencie to nie jest najważniejsze. Mamy ten upragniony awans!
Nie mieliście zupełnie żadnych przecieków o tym, co dzieje się w Bydgoszczy, czy ten mecz jeszcze w ogóle trwa?
- Każdy ze sztabu szkoleniowego chciał to ukryć, żebyśmy nie uciekli myślami na niewłaściwe boisko. To akurat było dobre dla nas, bo zajęliśmy się wyłącznie naszym przeciwnikiem, doprowadziliśmy do tie-breaka i dokończyliśmy to, co powinniśmy zrobić.
Sztab, kibice i dziennikarze mieli do wyników dostęp, więc nerwowo przeliczali, jaki wynik, komu da awans. Wcale nie pomagaliście, bo sytuacja na boisku zmieniała się jak w kalejdoskopie.
- Myślę, że emocje były wszędzie, począwszy od pierwszego rzędu na trybunach, do ostatniego, włącznie z parkietem (śmiech).
Kilka dni przed środowym meczem można było się spodziewać, że PGE Skra nie zagra najmocniejszą szóstką. Spodziewaliście się, że wystawią aż tak rezerwowy skład?
- Oni mieli pewne miejsce, więc nie mieli nic do stracenia. Myślę, że ostatni mecz (z Guberniją Niżny Nowogród - przyp. red.) dał się we znaki zawodnikom z pierwszej szóstki, dlatego chcieli też odpocząć, zregenerować siły, może wyleczyć jakieś drobne kontuzje. Szansa gry pojawiła się dla reszty zespołu i to, że PGE Skra wyszła drugą szóstką, nie znaczyło, że podłoży się czy będzie grać źle. Pokazali, że są w całości znakomitym zespołem, więc niczego im nie umniejsza to, że grała druga szóstka.
W środowym spotkaniu w pełnym wymiarze mogli zaprezentować się Jędrzej Maćkowiak i Łukasz Pietrzak. Ciężej się gra przeciwko tak młodym i przede wszystkim mniej znanym siatkarzom, którzy głównie występują w Młodej Lidze?
- Nie możemy założyć czegoś, nawyków czy podejść taktycznie do takiego zawodnika, nie wiedząc jak gra, nie obserwując go wcześniej. To na pewno utrudnienie, ale tutaj liczy się obserwowanie na boisku: jakie są jego ulubione ataki czy kierunki ataków. Na pewno takiemu siatkarzowi gra się łatwiej, tak mi się przynajmniej wydaje, nie ma na nim żadnej presji. Chce po prostu się pokazać, więc niezależnie od tego, ile ma lat, będzie grał na najwyższym poziomie. Ciężko rozszyfrować takiego zawodnika, ale nic na to nie poradzimy, trzeba grać (śmiech).
Przed wami starcie z Asseco Resovią Rzeszów, to trudny rywal, ale morale pod zwycięstwie nad PGE Skrą na pewno wzrosły?
- Rzutem na taśmę weszliśmy do tej finałowej ósemki. Wiadomo, Resovia ma jasny cel postawiony od początku sezonu. Jeżeli im stawimy czoła, nie dopuścimy do wielopunktowego odjazdu i zaprezentujemy swoją dobrą grę, zmusimy ich do walczenia punkt za punkt z nami, to wynik może być różny. To będzie naszym celem, żeby nie zbudowali sobie zbyt szybo przewagi. Na pewno będziemy musieli odrzucić ich zagrywką od siatki. Mają wielu wspaniałych zawodników, to wielokrotny mistrz Polski. Oni muszą wygrać, my niekoniecznie, ale to nie znaczy, że położymy się na parkiecie.
Gdyby nie to, że kolejny mecz jest tak szybko, to po takim zwycięstwie, jak to z PGE Skrą, należałby wam się odpoczynek?
- Maksymalnie jeden dzień (śmiech), ale myślę, że siatkówka jest takim sportem, gdzie liczy się powtarzalność wielu ruchów, więc dłuższa przerwa, przynajmniej na mnie, nie wpływa za dobrze. Myślę, że każdy zawodnik powie podobnie. Trening może być lżejszy, ale na pewno go potrzebujemy. Nie możemy osiąść na laurach.
[b]Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! [url=https://twitter.com/SiatkowkaSF]Na Twitterze też nas znajdziesz!
[/url][/b]