Wiktor Gumiński: Mistrzowie nokautu z różnych kategorii wagowych

Gdy Georg Grozer w pojedynkę demolował w czwartym meczu finałowym PGE Skrę Bełchatów, wydawało się, że jego osiągnięcie pozostanie nieosiągalne na wieki. Konkurencja wyrosła mu już po dwóch latach.

Magiczny spektakl poprzedzony nutą goryczy 

- Tak, to prawda, opuszczam drużynę po sezonie. Związałem się jednorocznym kontraktem z zespołem rosyjskiej ligi Lokomotiwem Biełgorod - te słowa padły z ust Grozera tuż po zakończeniu trzeciego spotkania o złoty medal PlusLigi w sezonie 2011/2012, przegranego przez Asseco Resovię Rzeszów 1:3. Owe dwa zdania zasiały duży niepokój w głowach rzeszowskich fanów tym bardziej, że kolejna bitwa o prymat w Polsce miała się rozegrać już następnego dnia. Zastanawiano się, czy po ujawnieniu tej informacji niemiecki zawodnik myślami nie będzie już bliżej swojego nowego pracodawcy niż decydujących starć w lidze. - Nie mogłem już wytrzymać, gdy kolejne osoby pytały mnie, czy zostanę w Rzeszowie. Dziennikarze, koledzy, znajomi - wszyscy. Musiałem być szczery, nie mogłem dusić tego w sobie - wyjaśniał sam zainteresowany.

Georg Grozer dawał rzeszowskim sympatyków wiele powodów do radości
Georg Grozer dawał rzeszowskim sympatyków wiele powodów do radości

Niecałe 24 godziny później, licznie zgromadzeni kibice w hali Podpromie zobaczyli przedstawienie, którego nie zapomną do końca życia. Był to teatr jednego aktora. Grozera. Niemiec zdemolował bełchatowian praktycznie samemu, prowadząc swoją drużynę do zwycięstwa 3:0 i kończąc spotkanie z niewiarygodnym dorobkiem 31 punktów! Na boisku był po prostu wszędzie. Atakował z imponującą, 70-procentową skutecznością, zanotował 4 bloki oraz 4 asy serwisowe. Co więcej, fenomenalnie prezentował się także w obronie, podbijając kilka niewiarygodnie trudnych piłek. Ostatni występ siatkarza w barwach "Pasów" okazał się zdecydowanie najlepszym w jego wykonaniu. Poprowadził Resovię na szczyt po 37 latach przerwy, więc stolicę Podkarpacia opuszczał w roli superbohatera. Wyrównanie jego indywidualnego osiągnięcia pozostawało w sferze niespełnionych marzeń. Jak się okazało, na zbliżenie się do niej nie trzeba było zbyt długo czekać.

Kapitański hat-trick 

- Dobrze, że nie jestem przyjmującym. Moi koledzy, grający na tej pozycji, robili co mogli, aby odebrać serwisy Wlazłego, które w decydujących momentach nas załatwiły - skomentował po pierwszym półfinałowym spotkaniu PGE Skry Bełchatów z Jastrzębskim Węglem środkowy Pomarańczowych, Rob Bontje. To właśnie seria zagrywek bełchatowskiego bombardiera w ogromnej mierze pozwoliła jego ekipie na odwrócenie losów tego meczu, ze stanu 1:2. Kolejne dwa starcia zakończyły się już pewnymi triumfami podopiecznych Miguela Falaski (dwukrotnie 3:0), co równało się z awansem zespołu z województwa łódzkiego do wielkiego finału. "Szampon" we wszystkich starciach 1/2 finału zademonstrował bardzo dobrą formę, ale najlepsze numery zostawił dopiero na czas walki o złoto.

Skra zwyciężyła w bojach o mistrzostwo kraju przeciwko Resovii w identycznych rozmiarach, co w półfinale z jastrzębianami. Wlazły rozprawił się natomiast z drużyną Andrzeja Kowala znacznie bardziej efektownie niż z ekipą prowadzoną przez Lorenzo Bernardiego. Warto przytoczyć statystyki atakującego w każdym ze spotkań finałowych, ponieważ tym razem zdecydowanie one nie kłamią.

Mecz nr I (3:2 dla Skry): 26 pkt. (23 atakiem - skut. 51 proc., 2 blokiem, 1 zagrywką)

Mecz nr II (3:0 dla Skry): 20 pkt. (18 atakiem - skut. 69 proc., 1 blokiem, 1 zagrywką)

Mecz nr III (3:0 dla Skry): 23 pkt. (14 atakiem - skut. 78 proc., 3 blokiem, 6 zagrywką)

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!

Nowy-stary reprezentant Polski zakończył każdy z wymienionych pojedynków ze statuetką MVP, kompletując tym samym klasycznego hat-tricka. Zdecydowanie najdłużej w pamięci wszystkich sympatyków pozostanie ostatnie z wymienionych spotkań, w szczególności rozwój wypadków w końcówce drugiego seta. Kiedy Wlazły udał się w nim na zagrywkę, Skra przegrywała 19:20. Ostatecznie siatkarze z Bełchatowa wygrali ... 25:20, a kapitan popisał się w tym czasie 4 asami i 2 serwisami uniemożliwiającymi rywalom wyprowadzenie zaskakującej akcji. Ostatnia partia przypominała już rzeź niewiniątek.

Mariusz Wlazły jest murowanym kandydatem do tytułu najlepszego siatkarza sezonu 2013/2014
Mariusz Wlazły jest murowanym kandydatem do tytułu najlepszego siatkarza sezonu 2013/2014

30 kilogramów różnicy wyznacza styl

Porównując Wlazłego z Grozerem, nie sposób opędzić się od wrażenia, że to dwa kompletnie różne typy atakujących. Reprezentant Polski, mierzący 194 cm wzrostu i ważący zaledwie 75 kilogramów, jest stworzony do szybkiej, kombinacyjnej gry. Swoją efektywność zawdzięcza przede wszystkim niesamowitej dynamice. Idealnie pasuje mu styl rozegrania prezentowany przez Nicolasa Uriarte, oparty na niekonwencjonalności i olbrzymiej ilości szybkich wystaw. Kapitan Skry nie jest bowiem stworzony do bezproblemowego wykańczania wysokich piłek, co potwierdza fakt, iż w pewnym momencie sezonu zasadniczego był, według statystyk, najsłabszym zawodnikiem w lidze na swojej pozycji pod względem kończenia akcji sytuacyjnych. W najważniejszym momencie sezonu wnioski zostały jednak wyciągnięte, choć realizacja najbardziej istotnego założenia nastąpiła jeszcze przed startem rozgrywek. Chodziło o bezwzględne przywrócenie Wlazłego na pozycję atakującego.

Warunki fizyczne "Dżordża" (201 cm, 104 kg) automatycznie sprawiają, że piłki do niego posyłane muszą iść w nieco wolniejszym tempie. Niemiec lepiej prezentuje się z kolei od Polaka w aspekcie siłowym. Jeśli trafi na swój dobry dzień, nie stanowi dla niego różnicy, czy atakuje z piłki wysokiej czy rozegranej. W przeszłości stosunkowo często zdarzały mu się wahania formy, co nierzadko zamieniało się w bezsensowne bicie głową w mur. Wraz z upływem czasu, stabilność formy Grozera zaczęła jednak rosnąć, co spowodowało, że obecnie jest jednym z filarów dream teamu z Biełgorodu.

Pomimo tego, że między obydwoma siatkarzami możemy znaleźć bardzo wiele różnic, z miejsca na myśl przychodzi jedno uderzające podobieństwo. Zarówno jeden, jak i drugi są w stanie rozstrzygnąć losy spotkania na korzyść swojego zespołu praktycznie w pojedynkę, w dowolnym momencie trwania widowiska. A taka wartość po prostu przyporządkowuje ich do zawodników z kategorii bezcennych.

Komentarze (8)
Damian 123
29.04.2014
Zgłoś do moderacji
7
0
Odpowiedz
avatar
MWflower
29.04.2014
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Mam wrażenie,że paradoksalnie niby stracony sezon na pozycji przyjmującego jednak pomógł Wlazłemu.Stał się chyba jeszcze bardziej wszechstronny.Nawet w obronie jakoś lepiej się ustawia.Trudno b Czytaj całość
avatar
MDmaster
29.04.2014
Zgłoś do moderacji
5
0
Odpowiedz
No, jemu powoli zaczyna chyba brakować półek na te wszystkie statuetki MVP :) Gra bardzo efektownie i efektywnie, w takiej formie można go zaliczać do najlepszych na świecie i oby ta forma utrz Czytaj całość
avatar
jaet
29.04.2014
Zgłoś do moderacji
7
0
Odpowiedz
Uczciwie trzeba powiedzieć, że Mariusz Wlazły z finałów, to już ten stary dobry Szampon z czasów kadry Lozano. Nie sądziłem, że wróci do takiej dyspozycji, ale się myliłem. Oby tylko teraz taka Czytaj całość
avatar
rbk17
29.04.2014
Zgłoś do moderacji
5
0
Odpowiedz
To jednak ma znaczenie komu się kibicuje. Jak wygrywała Resovia to komplementowałem Grozera ponad niebiosa. Jak wygrała Skra to interesuje mnie tylko fakt, że Resovia przegrała. Mogę powiedzie Czytaj całość