Kielecka młodzież zdała egzamin - sezon 2013/14 w wykonaniu Effectora Kielce

Zespół Dariusza Daszkiewicza zrealizował swój cel, kończąc rozgrywki PlusLigi na ósmej pozycji. Droga do wywalczenia spokojnego utrzymania była jednak długa i bardzo wyboista.

W tym artykule dowiesz się o:

Przed sezonem

Okres poprzedzający start rozgrywek PlusLigi był w Kielcach niezwykle gorący, a wszystko to przez ogromne zmiany kadrowe. W zespole Effectora pozostało zaledwie trzech siatkarzy - Adrian Staszewski, Piotr Orczyk i Bartosz Sufa - którzy sezon wcześniej wywalczyli najlepsze w historii klubu, siódme miejsce. Dołączyli do nich w dużej mierze młodzi, perspektywiczni, ale jednocześnie niedoświadczeni gracze. W kieleckiej szatni znalazło się jednak też miejsce dla kilku bardziej znanych nazwisk, które miały stanowić trzon, zbudowanej praktycznie od podstaw, drużyny. Po prawie półtorarocznej przerwie siatkarski strój znów nałożył atakujący Sławomir Jungiewicz. Wypożyczony z Asseco Resovii Rzeszów został Dawid Dryja. Pojawili się też m.in. kapitan Piotr Lipiński, Łukasz Polański oraz dwaj Argentyńczycy - Cristian Poglajen i Bruno Romanutti - z którymi zarówno prezes Jacek Sęk jak i Dariusz Daszkiewicz wiązali duże nadzieje.
[ad=rectangle]
Biorąc pod uwagę zaistniałą rewolucję, nikt w stolicy woj. świętokrzyskiego nie wymagał od Effectora walki o najwyższe lokaty, wręcz przeciwnie. Świadomość ogromnej pracy, jaka była do wykonania - zwłaszcza w kontekście odpowiedniego zgrania zespołu - spowodowała, że za główny cel obrano sobie wywalczenie miejsca w fazie play-off, i tym samym pewne utrzymanie.

Wzloty i upadki

Początek sezonu ewidentnie nie należał do podopiecznych Daszkiewicza. Na inaugurację Effector gładko przegrał w Warszawie 0:3, by kilka dni później znów schodzić z parkietu w roli pokonanego. Wówczas taki scenariusz brano jednak pod uwagę, bowiem do Hali Legionów zawitał późniejszy mistrz Polski, PGE Skra Bełchatów. Przełamanie, w postaci pierwszego zwycięstwa, przyszło w trzeciej kolejce, w starciu z Lotosem Trefl Gdańsk. W kolejnych meczach fazy zasadniczej rezultaty osiągane przez ekipę Effectora przypominały sinusoidę. Kielczanie potrafili poradzić sobie bez większych problemów z beniaminkiem z Radomia, by następnie zanotować serię bezbarwnych występów.

Nie obeszło się oczywiście również bez wpadek. Za takie należy choćby uznać porażkę przed własną publicznością z AZS-em Częstochowa (0:3) czy wyjazdową z Transferem Bydgoszcz (1:3). Takie rezultaty, brak stabilności i widoczny gołym okiem problem z komunikacją, powodowały, że sytuacja Effectora w tabeli nie wyglądała najlepiej. Kielczanie przez cały sezon kotłowali się w dolnych rejonach stawki, nie potrafiąc z przytupem zasygnalizować, że interesuje ich walka o miejsce w najlepszej ósemce. To też sprawiło, że w kuluarach pojawił się temat ewentualnej zmiany trenera. W przeciwieństwie do kilku innych drużyn, w Kielcach skończyło się jedynie na spekulacjach.

Mimo problemów, grający niejako już z nożem na gardle, siatkarze Effectora pokazali jednak, że walczą do samego końca. Dzięki dwóm z rzędu wygranym - BBTS Bielsko-Biała i AZS Politechnika Warszawska - wiara w awans do fazy play-off odżyła na nowo. Kieleccy kibice z niecierpliwością oczekiwali na wynik rywalizacji w Bełchatowie, gdzie ich zespół kończył zasadniczą część sezonu, decydując równocześnie o swojej najbliższej przyszłości. Kielczanie po zaciętym, pięciosetowym boju, pokonali ekipę Miguela Falaski 3:2 i mogli świętować realizację wyznaczonego im celu.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!

Jako że o utrzymanie Effector mógł być już spokojny, trener i zawodnicy zaczęli otwarcie mówić o poprawieniu rezultatu z poprzednich rozgrywek. W licznych wypowiedziach argumentujących nowy plan przewijał się wątek ambicji, braku presji i chęć dostarczenia kibicom kilku emocjonujących pojedynków. Rzeczywistość okazała się jednak niezwykle brutalna, bowiem wspomniany mecz w Bełchatowie, był ostatnim zwycięskim w sezonie 2013/14. Rywalizacje kolejno z Asseco Resovią Rzeszów, Indykpolem AZS Olsztyn oraz Cerrad Czarnymi Radom zakończyły się porażkami i ósmym miejscem na koniec sezonu.
[nextpage]
Analiza

Z jednej strony w Kielcach wszyscy są zadowoleni i ciężko się temu dziwić. Najmłodszy zespół w stawce zrobił swoje i zapewnił sobie prawo gry w PlusLidze w kolejnym sezonie. Z drugiej jednak nie sposób przejść obojętnie obok stylu, w jakim udało się wywalczyć upragnione utrzymanie.
[ad=rectangle]
To, co najbardziej rzucało się w oczy, to brak stabilnej formy, w tym nieumiejętność gry końcówek setów. Ileż było spotkań w których gracze Daszkiewicza na własne życzenie wypuszczali zwycięstwo z rąk, co w późniejszych fragmentach meczu decydowało o końcowym niepowodzeniu? W tym aspekcie wiele zależało od dyspozycji psychicznej całej drużyny, ale też postawy poszczególnych zawodników. O ile rozegranie w kontekście całego sezonu prezentowało się całkiem nieźle, o tyle już problem z przyjęciem na odpowiednio wysokim poziomie mocno doskwierał kielczanom. Atak z kolei... Tej formacji należy poświęcić osobny akapit.

Ciężko ocenić postawę kieleckich atakujących całościowo. Wydaje się, że nawet nie da się tego uczynić, ponieważ różnica między Sławomirem Jungiewiczem a Bruno Romanuttim była ogromna. Jungiewicz, w którego poczynaniach początkowo było widać, że błyskawiczny powrót do 100 proc. formy po kilkunastu miesiącach rozbratu z siatkówką nie jest prosty, w końcu złapał odpowiedni rytm, dzięki czemu stał się motorem napędowym zespołu. 342 zdobyte punkty, najwięcej w zespole. Ta liczba, jak mało która, była widoczna podczas niemalże każdego spotkania. 24-latek nie bał się brać odpowiedzialności na swoje barki, często podejmował ryzyko, mobilizował kolegów. Nie miał jednak tego, co pozwoliłoby drużynie z woj. świętokrzyskiego oszczędzić swoim kibicom wielu niepotrzebnych nerwów. Mowa o równorzędnym partnerze. Bruno Romanutti, który miał być taką podporą, okazał się transferowym niewypałem, o czym zresztą napisaliśmy w TYM miejscu. Argentyńczyk nie wytrzymywał presji, zacinał się przy prostych piłkach, nie potrafiąc tym samym wyciągnąć zespołu z opresji.

Żeby wyłącznie nie krytykować, warto odnotować, że oprócz Jungiewicza całkiem nieźle zaprezentowali się m.in. Dawid Dryja, Piotr Lipiński, Adrian Staszewski, Łukasz Polański czy Bartosz Kaczmarek. To, co również jest plusem, to wola walki. Niby rzecz oczywista, gdy mamy do czynienia ze sportem, a jednak to właśnie jej obecność w dużej mierze przyczyniła się do tego, że dla Effectora wszystko skończyło się pozytywnie.

Sławomir Jungiewicz udanie wrócił na siatkarski parkiet
Sławomir Jungiewicz udanie wrócił na siatkarski parkiet

Ważne słowa

Nie sposób zacząć inaczej, jak od wypowiedzi trenera Daszkiewicza po meczu o siódme miejsce w Radomiu. - Możliwości mamy takie, jakie mamy. Nasz budżet jest najniższy, a zespół najmłodszy. Jeżeli na początku przygotowań ktoś by powiedział, że będziemy w "ósemce", ale nie uda nam się wygrać żadnego meczu, to myślę, że wzięlibyśmy to z pocałowaniem ręki. Choć słowa te ukazują zadowolenie, to w trakcie sezonu nie brakowało tych pełnych goryczy, rozczarowania, czy bezsilności. - Nie sztuką jest grać do dwudziestego punktu. Najważniejsze jest grać skutecznie w końcówce - mówił szkoleniowiec kielczan po listopadowej porażce z Resovią 0:3.

Nieciekawie w obozie Effectora było na początku stycznia, kiedy to zespół notował serię porażek. Po kolejnej z nich - z AZS Częstochowa - Piotr Lipiński stwierdził. - Musimy to wszystko załatwić we własnym gronie, bo siedzi coś w naszych głowach. Wtórował mu Daszkiewicz. - Nie walczyliśmy z AZS-em, ale sami ze sobą. Myślę, że nie ma dla nas żadnego wytłumaczenia. Zagraliśmy katastrofalnie. Ogólnie trener Effectora dał się zapamiętać ze swoich wypowiedzi. Najmocniejsze słowa padły po trzeciej porażce z Resovią w play-offach. - Mam wrażenie, że niektórzy przeszli obok meczu - nie owijał w bawełnę.

Bywały jednak i dużo milsze momenty. - Chłopaki z Kielc pokazali jak się gra w siatkówkę. Pokazali ambicję, wolę walki, czyli to, czego zabrakło w naszym zespole - przyznał opiekun ZAKSY Kędzierzyn-Koźle, Sebastian Świderski. - Można powiedzieć, że to było naszym głównym celem i marzeniem, żeby znaleźć się w najlepszej ósemce. Udało nam się to zrealizować i z tego jesteśmy bardzo szczęśliwi - to już słowa Dariusza Daszkiewicza, po wspomnianym wcześniej meczu z PGE Skrą Bełchatów.

Garść statystyk:

Najstarszy i najmłodszy zawodnik: Piotr Lipiński (35), Mariusz Wacek (19)
Najwięcej rozegranych setów: Piotr Lipiński, Łukasz Polański (102)
Najwięcej zdobytych punktów: Sławomir Jungiewicz (342)
Najwięcej asów serwisowych: Cristian Poglajen (18)
Najwięcej punktów zdobytych blokiem: Dawid Dryja (50)
Najlepsze przyjęcie: Adrian Staszewski (29,55 proc. przyjęcia perfekcyjnego)
Średnia frekwencja na trybunach: 2428

Co dalej?

Najbliższe tygodnie w kieleckim zespole prawdopodobnie, tak jak przed rokiem, upłyną pod znakiem zmian personalnych. Te nie dotkną jednak sztabu szkoleniowego, ponieważ wszystko wskazuje na to, że Dariusz Daszkiewicz przedłuży wygasający z końcem maja kontrakt. Wiadomo natomiast, że barw Effectora reprezentować nie będą już Bruno Romanutti i Cristian Poglajen. Ponadto do Rzeszowa z wypożyczenia wraca Dawid Dryja. Być może klub zmienią też libero Bartosz Sufa, któremu za kilkanaście dni kończy się umowa, oraz środkowy Łukasz Polański - w tym przypadku wiele zależy od jego żony Gabrieli, i tego w jakiej drużynie będzie chciała kontynuować karierę. Jeżeli natomiast chodzi o wzmocnienia, to nieoficjalnie mówi się, że do stolicy woj. świętokrzyskie wróci Nikołaj Penczew, który, podobnie jak Dryja, miałby zostać wypożyczony z Resovii.

Włodarze klubu z Hali Legionów zapowiadają, że będą chcieli wyrównać ewentualne straty kadrowe. Wiele jednak będzie zależeć od sytuacji finansowej. Ta, choć nie jest zła, w chwili obecnej mocno ogranicza jednak pozyskiwanie zawodników, którzy z marszu byliby w stanie podnieść poziom zespołu, a właśnie tylko takie działanie pozwoli Effectorowi rywalizować w następnym sezonie o wyższe cele.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!

Źródło artykułu: