Biorę wszystko na siebie - rozmowa z Piotrem Makowskim, selekcjonerem reprezentacji Polski kobiet

Opiekun biało-czerwonych w obszernym wywiadzie dla naszego serwisu podsumowuje zakończony już dla jego podopiecznych sezon kadrowy i opowiada o potencjale drużyny.

Marcin Olczyk: Jak podsumuje pan sezon reprezentacyjny w wykonaniu zespołu?

Piotr Makowski: W Lidze Europejskiej graliśmy w dużej części młodzieżowym składem, choć niektórzy mają co do tego zupełnie inne zdanie. Tam mieliśmy cel, by wejść do czterozespołowego finału. W międzyczasie zmieniono zasady (ostatecznie rozegrano tylko mecz o złoto, w którym spotkali się zwycięscy grup - przyp.red.). Oczywiście zdarzyły nam się wypadki z Grecją czy Niemcami. Z tym pierwszym zespołem graliśmy naprawdę bardzo młodym składem, z juniorkami czy nawet jedną kadetką. Trzeba było gdzieś w międzyczasie dać niektórym dziewczynom wolne, po dwa, nawet trzy tygodnie. Nie jest prostym zadaniem to wszystko poskładać. [ad=rectangle]

Z drugiej strony do World Grand Prix przystępowaliśmy dobrze przygotowani. Fajnie zaczęliśmy. Szybko jednak wypadło nasze główne ogniwo, czyli Joanna Wołosz, która zaczęła grać bardzo szybko na skrzydła, nad czym pracowaliśmy, z przerwami, od trzech miesięcy. Praktycznie po tygodniu przygotowań, do grania wskoczyła Iza Bełcik i było to bardzo trudna sytuacja dla niej, ale też dla zespołu i dla mnie. Dyskomfort był duży, niemożność treningu w przyzwoitych warunkach (często na hali było zimno lub po prostu padał deszcz). Mam nadzieję, że ktoś jest w stanie to zrozumieć, jeśli nie, to trudno, bardzo mi przykro i przyjmuję wszystko na klatę.

Abstrahując od wyników, czy według pana praca z tym zespołem zmierza w zakładanym kierunku?


- Warunkiem dobrej gry w reprezentacji jest gra na wysokim poziomie w klubie, a z tym mamy olbrzymi problem. Jeśli pojawiła się w kadrze Malwina Smarzek, Agnieszka Kąkolewska czy Ola Wójcik i wszystkie trzy mają więcej meczów rozegranych w kadrze niż klubie to niech pan sobie odpowie na to pytanie. Czeka nas długa i żmudna praca, zanim zaczniemy osiągać sukcesy, bo tak naprawdę nie istnieliśmy w ostatnich latach w World Grand Prix czy mistrzostwach świata. Nigdy nie znaleźliśmy się na podium tych pierwszych rozgrywek i tak naprawdę od wielu lat nie pokazaliśmy nic w igrzyskach olimpijskich, mimo że skład był optymalny, z najlepszymi zawodniczkami Europy.

Mamy jakieś nieuzasadnione aspiracje. Oczywiście, wszyscy mówią, że można, da się zrobić. Problem w tym, że większość trenerów, którzy zajmowali się kadrą kobiet, w ogóle teraz nie pracuje, co pokazuje, jakie to jest trudne i stresujące zajęcie. Ja chcę kontynuować moje zadanie, ale potrzebuję troszeczkę więcej komfortu, zwłaszcza jeżeli chodzi o krytykę. Patrzę na to, co się dzieje w lidze, jakie dziewczyny grają, ile mają lat. Jeśli tylko one zapragną razem zagrać i powiedzą: tak chcemy, mamy po 30-34 lata i będziemy razem, ale nie z tym trenerem, to ja jestem gotów odejść. Jeżeli taka grupa się zbierze, pojawi się trener i stwierdzi, że zagramy na mistrzostwach Europy i zdobędziemy medal, a PZPS to zaakceptuje, to wtedy ja ustąpię.

W Koszalinie na konferencji po meczu z Portoryko pojawiły się przytyki dotyczące pewnych nieprzyjemnych komentarzy ze strony ekspertów. Czy miał pan na myśli konkretne osoby?


- Nie chcę o tym mówić. Po prostu, jeżeli ekspert myli nazwiska zawodniczek, naszą libero nazywa Ratajczyk, a o Emilii Kajzer mówi, że ma 193 cm wzrostu, to jak traktować to poważnie? Jeżeli wygrywamy z Hiszpanią w Lidze Europejskiej, mając na przyjęciu tegoroczną i zeszłoroczną juniorkę i ktoś porównuje to do rzeźbienia w g…, resztę można sobie dopowiedzieć. Proszę się zastanowić, co ja czy zawodniczki możemy sobie myśleć. Pewnie, że to nie było to, co chcielibyśmy tak naprawdę grać. Mieliśmy powroty po urlopach i bardzo trudny start. Początek sezonu graliśmy praktycznie bez przygotowania.

Chcieliśmy rozegrać jak największą liczbę meczów. Te ponad 30 spotkań w różnych warunkach czy temperaturach, przy 6 tysiącach kibiców, to dla nas bezcenne doświadczenie. 20 z 31 gier wygraliśmy. Oczywiście były momenty dobre, były też złe. Z tego zdajemy sobie sprawę, ale mimo wszystko takie komentarze, jak ten wspomniany, nie powinny się zdarzać w momencie, kiedy ktoś sam kiedyś prowadził zespół. Uważam, że jakaś solidarność musi być. Jasne, że konstruktywna krytyka jest wskazana, ale nie porównywanie do rzeźbienia w masie plastycznej, którą można sobie nazwać zupełnie inaczej.

Piotr Makowski po sezonie kadrowym ma o czym myśleć, ale jest też zdeterminowany, by kontynuować swoją pracę
Piotr Makowski po sezonie kadrowym ma o czym myśleć, ale jest też zdeterminowany, by kontynuować swoją pracę

Jak z porażkami radziły sobie w trakcie sezonu pana podopieczne? Czy głosy krytyki lub nieprzychylne komentarze miały wpływ na ich zachowanie, postawę na treningach i w meczach?

- O tym mówiłem wcześniej. Różnie z tym bywało. Generalnie po porażkach udawało nam się podnieść, szukamy również klucza do rozwiązania trudnych sytuacji. Wiele lat przyglądałem się pracy kadry Łukasza Kruczka. Dzisiaj można powiedzieć, że praca mentalna przyniosła efekty, ale trochę to trwało.

Czy doświadczone zawodniczki powołane do kadry spełniły swoją funkcję?


- Niech pan pyta młodsze dziewczyny. Ja uważam, że spełniły. Awansowaliśmy do mistrzostw Europy, a bez ich pomocy byłoby to raczej nie możliwe.

Czy w przyszłym roku ta sama grupa zawodniczek będzie brana pod uwagę przy ustalania składu kadry?


- Bardzo duża część z obecnych reprezentantek powinna znaleźć się w drużynie narodowej w przyszłym roku. Warunkiem jest gra w klubie na dobrym poziomie.

Czy są jakieś nazwiska, które definitywnie pan już skreślił, w związku z ich specyficznym stosunkiem do gry w drużynie na narodowej?


- Różne powody decydują o poszczególnych nieobecnościach. Czasem absencja spowodowana jest kontuzją, ktoś inny może nie pasować charakterologicznie. Może być też tak, że z którejś z dziewczyn zrezygnowałem w eliminacjach do mistrzostw świata i być może jest na mnie obrażona. Przyczyn jest na pewno wiele.

Czy te starsze, doświadczone zawodniczki stanowić mają w dłuższej perspektywie ważny element zespołu, czy jednak ich obecność służyć ma przede wszystkim nabraniu pod ich okiem doświadczenia przez młodsze dziewczyny?


- Myślę, że dwie, trzy doświadczone zawodniczki w kadrze to dobry pomysł. Iza Bełcik to bardzo dobry wzór do naśladowania dla młodszych dziewczyn, zawsze gotowa pomagać kadrze.

Selekcjoner reprezentacji Polski przyznaje, że kontuzja Joanny Wołosz okazała się dla kadry olbrzymim ciosem
Selekcjoner reprezentacji Polski przyznaje, że kontuzja Joanny Wołosz okazała się dla kadry olbrzymim ciosem

Czy jest pan zadowolony z eksperymentowania z pozycjami zawodniczek i próbami gry na dwie atakujące? Czy to może być pomysł na przyszłość tego zespołu?

- Na pozycji przyjęcia mamy duży problem, ale to wiąże się z występami w klubach, z grą w szóstce na wysokim poziomie. Jeżeli rozegrasz cały sezon, zdobędziesz medal w klubie to jest szansa, że w kadrze będzie podobnie.

Czy w turnieju w Koszalinie Polska mogła wypaść lepiej, czy po stracie Joanny Wołosz w tak krótkim czasie nie było szans wycisnąć z zespołu czegoś więcej?

- Jestem daleki od wydawania pochopnych opinii. Zagraliśmy na tyle, na ile było nas stać w danym momencie. Zawsze można zrobić coś lepiej.

Czy po tym, co pokazywały pana podopieczne na treningach i w meczach reprezentacji, uważa pan, że mogą już w tym sezonie być ważnymi ogniwami swoich zespołów klubowych? Czy zmiany organizacyjne w Orlen Lidze mogą przyczynić się do ich rozwoju?


- Wierzę, że dziewczyny wykorzystają doświadczenie, jakie zdobyły w rozgrywkach międzynarodowych.

Obecna reprezentacja to zupełnie nowy projekt. Czy powołując go do życia miał pan w głowie jakąś konkretną perspektywę czasową? Kiedy ten zespół może osiągnąć poziom, który odpowiadać będzie pana oczekiwaniom?


- Czeka nas długa i żmudna praca, tego jestem pewien. Powstały projekty, takie jak SOS czy SMS Szczyrk (gdzie jednym z trenerów będzie Wiesiek Popik), co ma niebagatelne znaczenie dla przyszłości żeńskiej siatkówki. Na efekty trzeba będzie poczekać. Jeśli ktoś twierdzi inaczej, to jest populistą. Polskie zawodniczki grające na wysokim poziomie w klubach, to warunek dobrej gry na arenie międzynarodowej.

Czy ten sezon reprezentacyjny zmienił coś w pana podejściu do drużyny lub w planach związanych z jej rozwojem? Zdarzyło się coś, co będzie mieć wpływ na zmianę lub weryfikację pierwotnych założeń?

- Jestem w bezpośrednim kontakcie z działaczami PZPS. Oczywiście konstruktywna krytyka ekspertów jest bardzo ważna, ale jeśli pierwszy turniej w Limie ktoś ocenia jako przyszłościowy, a dwa tygodnie później wszystko jest źle, to ja wolę spokojną długofalową pracę w oparciu o zaufanie. Patrzę na to, co dzieje się w środowisku i coraz częściej dochodzę do wniosku, że zawiść, zazdrość, chęć dowalenia za wszelką cenę czy rozgrywania swoich interesów, bierze górę nad logicznym myśleniem. Byłem świadkiem wielu zdarzeń w ostatnich latach, m.in. końca kariery zawodniczej czy trenerskiej, czy też utraty zdrowia ludzi związanych z siatkówką. Dlatego z tego miejsca pozdrawiam wszystkich, którym dobro polskiej siatkówki leży na sercu.

Źródło artykułu: