Trzeci raz w tym sezonie Dariusz Daszkiewicz musiał tłumaczyć się po porażce swojego zespołu. Tym razem Effector dość szybko stracił trzy sety w meczu z bydgoszczanami. Gospodarze tym samym nadal pozostają z dorobkiem jednego punktu. - Transfer był zespołem lepszym - przyznał bez owijania w bawełnę. - W każdym secie przychodził moment, w którym goście odjeżdżali nam na kilka punktów, a potem kontrolowali przewagę - zauważył 46-latek.
[ad=rectangle]
W środowym pojedynku nie brakowało ciekawych akcji w obronie. Obie drużyny walczyły o każdą piłkę, co mogło się podobać zasiadającym na trybunach kameralnej hali "Pod Basztami" kibicom. - Było wiele długich wymian, dużo udało nam się wygrać, ale nic to nie dało. Szkoda, bo mogliśmy bardziej powalczyć - kontynuował swój komentarz wyraźnie niepocieszony Daszkiewicz, który zdradził, że jedyny atakujący Effectora narzeka na problemy z barkiem. - Mieliśmy utrudnione zadanie, bo z kontuzją grał Sławomir Jungiewicz. Jeśli uraz 25-latka okaże się poważniejszy, kielczanie będą mieli ogromny kłopot. - Mamy trochę problemów zdrowotnych. Nasz drugi atakujący, Bartosz Krzysiek, ciągle nie nadaje się do gry w pełnym wymiarze czasowym.
Zespół z woj. świętokrzyskiego liczył, że jego przewagą może być tymczasowa hala, w której rozegra jeszcze dwa domowe mecze. Dość skromne warunki do gry w Chęcinach nie stanowiły jednak żadnego problemu dla siatkarzy Transferu. - Ta hala nie była naszym atutem. Inna sprawa, że Bydgoszcz to nie jest zespół złożony z 22-latków, tylko bardzo doświadczona drużyna, utytułowana, która grała już na wielu halach - przyznał opiekun Effectora.
Po trzech kolejkach kieleccy kibice nie mogą mieć powodów do radości. Sezon jest jednak bardzo długi, dlatego sztab szkoleniowy zachowuje spokój i wierzy, że zła karta w końcu się odwróci. - To dopiero początek rozgrywek. Punktów musimy szukać gdzie indziej - zakończył Daszkiewicz.