Ola Piskorska: Jesteś zadowolony z waszej pierwszej rundy?
Vital Heynen: Oczywiście, nawet bardzo zadowolony. Zwłaszcza z postępów, jakie zrobiliśmy w tym czasie. Nie wydaje mi się, żeby wiele osób wierzyło w szóste miejsce i 24 punkty, które mamy teraz, po naszym pierwszym meczu sezonu, u siebie z Politechniką. Patrząc z jakiego miejsca startowaliśmy dwa miesiące temu, nasz aktualny wynik jest bardzo dużym sukcesem. Jako jedyny zespół w PlusLidze nie mieliśmy podczas przygotowań trenera, czyli mnie (śmiech). I oczywiście Marian (Kardas, drugi trener - przyp. red.) wykonywał swoją pracę, zawodnicy fizycznie byli obecni na treningach, ale jednak obecność pierwszego trenera wiele zmienia i dodatkowo motywuje siatkarzy podczas przygotowań. Poza tym ja mam specyficzne metody pracy, raczej odmienne od pozostałych szkoleniowców, i jak przyjechałem do klubu, to zawodnicy musieli się do mnie i tych metod przyzwyczaić. To wszystko zajęło nam trochę czasu. Rozmawialiśmy tuż przed rozpoczęciem sezonu i mówiłem ci wtedy, że widzę wielki ogrom pracy do wykonania z tym zespołem. Przyznam, że mieliśmy szczęście, że w każdym prawie meczu na początku sezonu zdobywaliśmy punkty. Graliśmy źle i nie zasługiwaliśmy na te punkty. Ale mieliśmy jeden po meczu z Politechniką, dwa po meczu w Olsztynie i trzy po meczu w Będzinie. Pomiędzy meczami staraliśmy się poprawić naszą grę i widziałem postępy z każdym spotkaniem. To co graliśmy w ostatnich kolejkach tej rundy, to była już naprawdę siatkówka. Dlatego właśnie jestem bardzo zadowolony.
[ad=rectangle]
A te wygrane na początku nie utrudniły ci przekonywania zawodników do swoich, często niestandardowych, pomysłów i ciężkiej pracy? Bo po co coś zmieniać, jeżeli punkty są.
- Zawsze, w każdym zespole, od samego początku stawiam bardzo wysokie wymagania moim zawodnikom. I domagam się od nich wielu zmian, co nie jest proste. I nie mam problemów z przekonaniem ich do tych zmian, problemy są z przełożeniem chęci na czyny. Dlatego wszystkie konflikty jakie mamy są na poziomie sportowym, nie psychologicznym, czyli, że zawodnicy nie robią tego, co ja bym chciał. Sama atmosfera w drużynie jest fantastyczna, od początku. To jedna z niewielu rzeczy, których nie chcę poprawiać, bo jestem z niej bardzo zadowolony. Trenują ciężko i walczą. A za sportowe niedociągnięcia można też zawsze winić mnie, bo może ja chcę za dużo i za szybko, może stawiam poprzeczkę za wysoko. Ale chyba lepiej za wysoko niż za nisko (śmiech). Paweł Woicki ostatnio powiedział w wywiadzie, że dopiero teraz zaczyna rozumieć to, czego ja od nich żądałem na początku sezonu. I to też wynika z tego, że ja musiałem się nauczyć do nich docierać z moim przekazem, uczyliśmy się siebie wzajemnie.
Czyli możemy uznać, że 24 punkty po pierwszej rundzie to jest dobry wynik?
- Jak najbardziej! Jesteśmy dwa punkty za miejscem czwartym i sporo punktów nad miejscem dziewiątym, czyli idziemy zgodnie z planem, a nawet lepiej. Bo plan zakłada bycie w ósemce.
Ale po co w ósemce? W nowym systemie play off ósemka jest niezbędna tylko walczącym o medale.
- No właśnie, przecież my chcemy walczyć o medale. Więcej, o mistrzostwo Polski. I nie rób takiej miny, po co w ogóle grać w mistrzostwach kraju jeżeli się nie wierzy w zwycięstwo? Jeżeli nie masz w sobie wiary, to na pewno nie wygrasz, a jeżeli jest choćby jeden procent szans, to warto wierzyć. Pamiętasz, jak oceniano szanse reprezentacji Niemiec na zdobycie medalu w mistrzostwach świata? Na cztery procent. A jednak ten medal zdobyliśmy, jak sama dobrze wiesz. Dlatego byłbym wyjątkowo rozczarowany i zawiedziony, gdybyśmy nie zagrali w ćwierćfinałach, bo to jest pierwszy krok do mistrzostwa Polski, o które walczymy. Myślę, że Transfer Bydgoszcz ma takie same albo nawet większe szanse na medal mistrzostw kraju, jak mieli Niemcy na medal mistrzostw świata. Trzeba tylko wierzyć i ciężko pracować.
Z trzynastu spotkań pierwszej rundy, które uważasz za najlepsze, a które za najgorsze?
- Trudne pytanie.
Jak to trudne? Na pewno był taki jeden mecz, po którym sobie pomyślałeś "wow, gramy dokładnie tak jak chciałem, jest super"?
- Ależ skąd! (śmiech). Zawsze może być lepiej i wiesz, że ja nigdy nie jestem zadowolony. Właściwie to zadowolony bywam tylko po ostatnim meczu rozgrywek, kiedy osiągamy założony cel.
No dobrze, to mecz, po którym pomyślałeś "o, to wyglądało o wiele lepiej, niż się spodziewałem"?
- Taki był. Z PGE Skrą Bełchatów u nas. Graliśmy bardzo dobrze i jedyny problem, był taki, że nie byliśmy gotowi na wygraną z mistrzem Polski. W naszych głowach. Dwa sety były przegrane o włos i pokazaliśmy o wiele lepszą siatkówkę, niż się spodziewałem. Byłem tym pozytywnie zaskoczony.
A najgorszy?
- Trzy dni później w Rzeszowie (śmiech). Ani przez chwilę im nie zagroziliśmy przez całe spotkanie, mieli je od początku do końca pod kontrolą. To jest właśnie takie interesujące w sporcie swoją drogą, jednego dnia gra się fantastyczne zawody, a trzy dni później jest kompletna klapa i nic nie wychodzi. Wtedy byłem bardzo zły, bo w ogóle nie wyszliśmy na boisko. Przeszliśmy obok meczu i daliśmy się bić. Można przegrać, ale po walce, a nie tak.
Widziałeś już wszystkie zespoły w PlusLidze. To szóste miejsce, które zajmujecie, odzwierciedla wasz potencjał na tle innych?
- Nigdy nie będę zadowolony z szóstego miejsca. Jak jesteś zadowolony z szóstego, to na szóstym zostajesz (śmiech). To wy, dziennikarze, możecie oceniać, czy odzwierciedla czy nie. Dla mnie, jako trenera, szóste jest o pięć za nisko. Na pewno mamy potencjał, żeby ograć każdą z pozostałych drużyn ligowych. Moi zawodnicy zrobili ogromne postępy w ciągu pierwszej rundy i sam jestem ciekaw, gdzie zatrzyma się ich rozwój, bo mogą być jeszcze lepsi. Na przykład Konstantin Cupkovic właściwie nie grał przez ostatnie 3 lata. Teraz gra regularnie i ma mecze słabe, przeciętne i świetne. Nie wiem, jak on się będzie dalej rozwijał, bo to jest nieprzewidywalne. I właściwie to samo mógłbym powiedzieć o każdym z moich siatkarzy. Nasza ostateczna pozycja będzie zależała właśnie od tempa i kierunku rozwoju tych chłopaków, a także od tego, jak ten sam proces będzie przebiegał u naszych przeciwników. Dlatego nie jest takie ważne, jak dobrzy jesteśmy dzisiaj, tylko jak dobrzy będziemy za 2 miesiące i później.
[nextpage]Nie bierzecie udziału w rozgrywkach Ligi Mistrzów, to jest wasz atut?
- Dzięki temu mamy więcej czasu na treningi, czyli na pracę, która daje postępy. Zespoły z czołówki będą miały o wiele mniej czasu pomiędzy meczami, zwłaszcza jak zaczną się spotkania play off w pucharach europejskich. I wtedy takie drużyny jak my, Lotos Trefl Gdańsk czy Cuprum Lubin, nie wspominając już o reszcie, będą miały szansę powalczyć z tymi najlepszymi. Bo te w międzyczasie będą wciąż się rozwijać i podnosić swój poziom, zamiast podróżować po całym kontynencie.
A jak oceniasz pozostałe zespoły polskiej ligi? Jakieś zaskoczenia?
- Zespół z Gdańska na pewno mnie zaskoczył. Ale nie faktem, że mają tyle punktów i trzecie miejsce w tabeli, tylko tym, że potrafili nawiązać walkę z każdą drużyną z czołówki, zwłaszcza z mistrzem i wicemistrzem Polski. Myślałem, że te dwa zespoły będą nieosiągalne dla nikogo innego. A Lotos pokazał, że jest im równy i tym im zaimponował. Wyróżniłabym także Cuprum Lubin. Mało kto na nich stawiał przed sezonem, a ten beniaminek zbudował ciekawą, dobrze zbalansowaną ekipę. Może nie aż na medal, ale na dobrym poziomie, mogącą sprawić kłopoty każdemu innemu. Nikt nie weźmie łatwo punktów w meczach z nimi. Warszawska Politechnika z kolei, to nie jest dla mnie żadne zaskoczenie. To są fantastyczni, utalentowani, młodzi siatkarze, którzy mają przed sobą wielką przyszłość. Oddali nieco za dużo punktów w tej pierwszej rundzie, ale to pewnie z powodu młodości, trzeba zapłacić frycowe przy zdobywaniu doświadczenia. Zazdroszczę Polsce, że macie taki potencjał i Stephanowi Antidze, że ma taki wybór.
Wróćmy do twoich zawodników. Któryś z nich cię zaskoczył? Masz sporo nowych siatkarzy w Bydgoszczy.
- Sporo?! Prawie wszyscy są nowi (śmiech). Nie lubię wyróżniać nikogo indywidualnie, jak wiesz. Wszyscy mnie zaskakują pozytywnie tym, jak ciężko pracują i jakie robią postępy. Mam wielu świetnych siatkarzy, a ja muszę podejmować trudne decyzje, jak którego z naszych czterech środkowych posadzić na trybuny. W zeszłym sezonie Janek Nowakowski świetnie się rozwinął, ale ponieważ jest najmłodszy, to zwykle on tam trafia, nad czym bardzo ubolewam. Ale przecież nie zdejmę z boiska Wojtka Jurkiewicza, który gra sezon życia, notabene w wieku 37 lat. Mógłbym mówić i mówić o każdym z moich zawodników, bo naprawdę świetnie się z nimi wszystkimi pracuje, ale ten wywiad chyba nie ma być taki długi?
Raczej nie, może na koniec rozgrywek. To może powiedz mi bardziej ogólnie co po tych trzynastu meczach uważasz na największą siłę, a co za największą słabość swojego zespołu?
- Naszą największą słabością niewątpliwie jest przyjęcie. To było jasne i widoczne od pierwszego dnia i nadal tak jest, mimo, że nad tym pracujemy. A naszą siłą jest wyrównany szeroki skład. Zawsze mam możliwość zmiany na pozycji i ta zmiana bardzo często wnosi wiele dobrego do gry drużyny. Mam czterech świetnych środkowych, a na przyjęciu obaj zmiennicy, Marshall i Waliński, mogą w każdej chwili wejść i pomóc. To jest duży luksus dla trenera. I myślę, że im dłużej będą trwały rozgrywki, tym cenniejsza będzie ta nasza cecha.
Jaki jest twój cel na drugą rundę fazy zasadniczej? Poza oczywiście wejściem do ósemki, aby zdobyć mistrzostwo kraju.
- Grać jak najlepiej w każdym spotkaniu, niezależnie od rywala. Liga jest bardzo równa, a w tej rundzie pewnie będzie jeszcze bardziej wyrównana. Wystarczy chwila dekoncentracji, kilka słabszych spotkań i już można wypaść poza ósemkę. Chciałbym, i to mówiłem moim zawodnikom na początku sezonu, żebyśmy grali każdy mecz lepiej od poprzedniego. I oczywiście nie traktuj proszę zbyt poważnie moich słów o zdobyciu mistrzostwa. Trzy pierwsze zespoły w tabeli są zdecydowanie i wyraźnie od nas lepsze w każdym elemencie, więc raczej trudno sobie wyobrazić, żebyśmy je wszystkie pokonali. Ale może jeden z nich nam się uda... (śmiech).
Wiele osób narzeka, że czternaście zespołów to jest za dużo i nieoficjalnie rozważa się powrót do dwunastu. A jaka jest twoja opinia?
- Wystarczy spojrzeć na kalendarz reprezentacyjny następnego sezonu, żeby zrozumieć, że ligi w obecnej formule po prostu nie da się utrzymać. Mistrzostwa Europy kończą się w połowie października, a na wiosnę są piekielnie ważne kwalifikacje olimpijskie. Albo robi się mecze trzy razy w tygodniu, co zabije zawodników, albo trzeba coś zmienić. Ja w ogóle uważam, ze my żądamy zbyt wiele od siatkarzy. Moi chłopcy z reprezentacji Niemiec po niezwykle ciężkim trzytygodniowym mundialu mieli siedem dni odpoczynku i potem zaczęli grać mecze co trzy dni i tak będą grali do maja. A potem prosto na kadrę. Tego nie wytrzyma nikt. To jest problem nie tylko PlusLigi, ale i całej siatkówki europejskiej. Natomiast Polska, jako mistrz świata i zespół z czołówki, z szansami na medale na wszystkich imprezach, powinna się wyjątkowo starannie zastanowić, czy wykańczanie swoich siatkarzy we własnej lidze ma sens.
Ale mówisz tylko o aspekcie zmęczenia czy uważasz też, że niektóre zespoły z czternastu nie dorastają poziomem do reszty?
- Tylko o zmęczeniu. Poziom sportowy zespołów jest dobry i nawet MKS Banimex Będzin pokazał, że nie jest tylko dostarczycielem punktów. Nie mówiąc już o drugim beniaminku. Poziom sportowy rozgrywek jest istotnie wyższy niż w zeszłym sezonie. Taki Effector Kielce w minionym sezonie był w ósemce, w tym gra lepszą siatkówkę, a jest na dole tabeli. Poza tym poziom drużyny podnosi się poprzez trenowanie, a jak gramy co trzy dni, to kiedy mamy trenować? Dlatego najlepiej wypadają zespoły z klasowymi zawodnikami, których poziom był wysoki jeszcze przed rozpoczęciem sezonu. Cała reszta powinna ciężko pracować na treningach, żeby się poprawić. A jak się głównie jeździ po kraju z meczu na mecz, to brakuje czasu na spokojne trenowanie. Dlatego tak się cieszę, że w moim zespole mimo napiętego grafiku, udało się zrobić taki wyraźny krok naprzód w rozwoju. Polska liga ma zawodników i wszystko co trzeba na czternaście dobrych zespołów, problem w tym, że nie ma czasu. I to jest wielka szkoda, bo ktoś będzie musiał odpaść.
A jak ci się podoba cały nowy system play-off? Po poprzednim sezonie narzekałeś mi na bezsens grania o dziewiąte miejsce.
- Podoba mi się, oczywiście. Cztery zespoły grają o medale, a reszta o piąte miejsce, to oznacza ciekawe mecze i znacznie większą motywację zawodników. W ćwierćfinałach gra się do dwóch zwycięstw, więc przy dużym pechu i faworyt może wypaść z gry. Poza tym podoba mi się, że w pozostałych spotkaniach liczą się punkty, a nie zwycięstwa. To jest bardziej sprawiedliwe, bo wygranie w tie breaku i wygranie do zera nie powinny być równorzędne. Mam nadzieję, że ten system wypali i runda play-off będzie bardzo emocjonująca.
rozmawiała Ola Piskorska
Na pozór cięzka sprawa, bo osobiście szkoda byłoby pożegnać czy to Będzin, B-B czy Kielce, a może nawet Olsztyn lub Czewę.
Ciekawe czy faktycznie nawet te drużyny, które nie grają w pucharach nie mają czasu na treningi, bo z całym szacunkiem dla Heynena - nie wiem czy jest on obiektywny w tej sprawie ;) Czytaj całość
Ma kto szarpać faworytów ;-)