Ćwierćfinał Pucharu Polski rozstrzygnął się bez niespodzianki. Większa szansa na taką mogłaby być, gdyby do Rzeszowa przyjechała pełna kadra zespołu Jakuba Bednaruka. W stolicy Podkarpacia pojawiło się tylko 8 zawodników Politechniki.
[ad=rectangle]
- Nie mamy na tyle szerokiego składu, aby walczyć na wszystkich frontach. Wiedzieliśmy z jakim przeciwnikiem będziemy się mierzyć. Trener dał odpocząć podstawowym graczom. Wiadomo, długa podróż, 300 kilometrów w jedną stronę trochę męczy. Skupiamy się przede wszystkim na lidze, żeby znaleźć się w ósemce. To jest nasz priorytet. Resovia zagrywała mocno, ale my też zrobiliśmy w tym elemencie trochę punktów. Popełnialiśmy głupie błędy. Tu ktoś nie dograł prostej piłki, a ten stał nie tam, gdzie trzeba. To zadecydowało, szczególnie w drugim secie - mówi Bartłomiej Mordyl.
AZS Politechnika Warszawska była blisko wygrania drugiej partii, w której prowadziła już 24:22. Potem jednak przyjęcie Inżynierom utrudnił Nikołaj Penczew, a decydujące akcje skończył Paul Lotman. - Widać w nas cały czas brak doświadczenia. W końcówkach popełniamy głupie błędy. Mieliśmy dwie piłki setowe, których nie wykorzystaliśmy i Resovia nas za to skarciła. To jest dla nas cenne doświadczenie. Musimy swoje poprzegrywać, aby w przyszłości zachowywać chłodną głowę w końcówkach - twierdzi środkowy.
Mordyl gra w stołecznym zespole na zasadzie wypożyczenia z Asseco Resovii Rzeszów. Dla młodego zawodnika występ na Podpromiu był wyjątkowy. - Dla mnie to jest coś niesamowitego. Trzy lata spędziłem w rzeszowskim liceum sportowym. Grałem w juniorskich drużynach Resovii. Zawsze, gdy przychodziłem na Podpromie, moim marzeniem było tutaj kiedyś zagrać. Gdy tutaj tylko wszedłem, to aż mnie ciarki przeszły. Emocje było ogromne - przyznaje 19-latek.