Michał Hernes: Jak to jest z siatkówką w USA?
Bart Kowalski: Przede wszystkim nie ma tam profesjonalnej ligi siatkarskiej ani dla mężczyzn, ani dla kobiet. Męska siatkówka nie jest nawet popularna, no może poza obszarem południowej Kalifornii. Profesjonalnie można pograć jedynie na uniwersytecie. Na poziomie ogólnokrajowym trochę popularniejsza jest damska siatka, ale jak wspominałem nie przekłada się to zbyt mocno na profesjonalizm tej dyscypliny od strony organizacyjnej.
Dlaczego?
- W Ameryce sport to po prostu kolejny wielki biznes, co świetnie widać na przykładzie koszykarskiej ligi NBA, więc dla małych i niezbyt popularnych sportów takich jak właśnie siatkówka jest prawie niemożliwe, żeby się wybić. Trudno jej więc rywalizować z innymi sportami, których pozycja jest zwyczajnie niezagrożona. Z tego też powodu wszyscy zawodnicy, którzy chcą kontynuować swoją karierę po ukończeniu uniwersytetu muszą szukać szczęścia w Europie albo Ameryce Łacińskiej.
To czemu, wychowując się wśród Amerykanów, wybrał pan taki niszowy dla nich sport?
- Ponieważ pokochałem go od momentu, gdy po raz pierwszy zacząłem go uprawiać. Nigdy nie interesowały mnie inne dyscypliny. Trudno mi to wyjaśnić, po prostu szaleję na punkcie tego sportu. Od zawsze myślałem tylko o nim i wiedziałem doskonale, że był mi niejako przeznaczony.
Nie żałuje pan, że nie gra w Polsce?
- Może pana zaskoczę, ale naprawdę cieszy mnie to, jak potoczyła się moja kariera i nie zamieniłbym tego na nic innego. Oczywiście, byłoby cudownie występować w polskiej lidze, gdzie siatkówka jest tak popularna. O wysokim poziomie ligi już nawet nie wspominam, bo to przecież oczywiste. Z drugiej strony nie oznacza to, że boję się grać w ojczyźnie. Uważam się za wojownika i w każdym meczu walczę ze wszystkich sił, aby jak najlepiej się zaprezentować. Doskonale wiem, że nic nie dostaje się za darmo, więc gdybym otrzymał szansę gry w którymś z polskich klubów, to za wszelką cenę chciałbym udowodnić, na co mnie stać. Obawiam się, że gdybym został w Polsce to mimo wszystko skończyłoby się na grze w piłkę nożną, bo kiedy byłem młody na horyzoncie nie widziałem specjalnie klubów siatkarskich. To kapitalna sprawa, że trafiłem właśnie do Północnej Kalifornii.
Widzę, że mocno komplementuje pan polską ligę.
- Jako sportowiec i Polak jestem przeszczęśliwy, kiedy patrzę na poziom i popularność siatkówki. Jak wspominałem w Stanach Zjednoczonych wygląda to zupełnie inaczej i właściwie w ogóle nie pokazuje się jej w telewizji. Mam nadzieję, że kiedyś się to zmieni, jednakże podkreślam raz jeszcze - to jeden wielki biznes. Nikt nie zrobi więc niczego pod tym kątem, jeśli nie będzie stu procentowo pewny, że to mu się później zwróci z nawiązką. Przykre to, ale prawdziwe.
Naprawdę nie ma szans na przebicie?
- Zainteresowanie ogranicza się tylko do siatkarskiego środowiska, czyli zawodników, trenerów i ich rodzin. Inni ludzie nie znają tej dyscypliny, więc trudno mówić o jakimkolwiek zainteresowaniu z ich strony. Wiadomo, że największą siłę przebicia mają futbol amerykański i koszykówka, na które patrzy się z prawdziwą zazdrością. Nie zmienia to faktu, że w siatkarskim środowisku bardzo dużo mówi się o polskiej lidze i uważa się ją za jedną z najlepszych za świecie. Wielu zawodników, którzy mieli okazję grać w Polsce, albo przeciwko polskiej reprezentacji, zachwala atmosferę panującą na meczach. Macie najlepszych kibiców i to absolutnie nie podlega dyskusji. Przeczytałem gdzieś nawet, że szkoleniowiec amerykańskiej kadry, Hugh McCutcheon bardzo chciałby trenować reprezentację Polski. Chyba nie muszę tłumaczyć, dlaczego.
I dlatego w Polsce zostanie rozegrany siatkarski mundial.
- Tak, to w ogóle wspaniała informacja, która absolutnie nie dziwi zważywszy na to, jaka atmosfera panuje właściwie na wszystkich spotkaniach. Polska wielokrotnie udowodniła, że jest wielką siatkarską potęgą, więc wybranie jej do organizacji mistrzostw świata było tylko kwestią czasu. Niestety, ta impreza prawdopodobnie nie będzie pokazywana przez telewizję w USA, która jeśli już coś z niej pokaże, to pewnie tylko kilka spotkań w środku nocy i ludzie tego nie obejrzą.
U nas zarywali by noce.
- Doskonalę zdaję sobie z tego faktu sprawę. Rzecz jasna marzę o grze w ojczystym kraju, ale jednocześnie wiem, że podpisanie tam kontraktu nie należy do rzeczy łatwych i trzeba naprawdę reprezentować pewien wysoki poziom. Dla mnie fajny byłby powrót do ojczyzny, gdzie się urodziłem i gdzie przecież wciąż mieszka spora część mojej rodziny. Zobaczymy, jak to się ułoży.
Jakim cudem reprezentacja Stanów Zjednoczonych odnosi takie sukcesy w siatkówce?
- Myślę, że chociaż w USA nie ma profesjonalnych rozgrywek ligowych, to jednak poziom ligi akademickiej jest naprawdę bardzo wysoki. Jak wspominałem po ukończeniu studiów najlepsi przenoszą się w poszukiwaniu klubów do Europy albo Ameryki Łacińskiej, w lecie wracają zaś do domu i trenują z kadrą. Poza tym muszę przyznać, że trenerzy pracujący w reprezentacji są rewelacyjni. Moi przyjaciele, którzy mieli przyjemność trenować pod ich okiem, wypowiadają się o nich w samych superlatywach. Dodatkowo w Ameryce jest dużo młodzieżowych siatkarskich klubów. Dzieciaki zaczynają grać w takich klubach znajdujących się blisko miejsca ich zamieszkania. Średnia wieku początkujących graczy to przeważnie dwanaście lat, ale zdarzają się też młodsi. Na ogół trenują dwa razy w tygodniu, zaś w weekendy grają z innymi drużynami. Wspominałem, że najlepiej wygląda sytuacja w Północnej Kalifornii. Wynika to z faktu, że jest tam sporo dużych miast, w których postawiono na takie właśnie kluby. W innych miejscach jest ich niestety znacznie mniej. Drużyny z innych miast nie biorą udział w tylu turniejach. Wszyscy zawodnicy mogą spróbować się zakwalifikować do Juniorskich Igrzysk, które rozgrywa się co roku w kilku kategoriach wiekowych: 12,13 14, 15,16,17 i 18, ale w każdym z tych zespołów mogą grać młodsi. Byleby tylko nie byli starsi, niż to jest wymagane. Dzieci same wybierają gdzie chcą grać i jeśli marzy im się przejście do silniejszej ekipy, to nie ma z tym żadnego problemu. Koszty występowania w drużynie to około 2-4 tysięcy dolarów za sezon za jednego gracza. Kiedy młodzi kończą szesnaście lat, to zaczynają być pilnie obserwowani przez trenerów akademickich. Trenerzy wybierają się na wszystkie możliwe turnieje, gdzie szukają talentów. Werbuje się ich w momencie, gdy wkroczą w pełnoletność. Podpisują wtedy umowy z wybranymi uniwersyteckimi zespołami, gdzie rozpoczynają też studia i mogą liczyć na różne sportowe stypendia. Niestety, siatkarskie drużyny akademickie dostają tylko 4-5 pełnych stypendiów rocznie. Większość z nich dostaje więc niewielkie kieszonkowe i musi liczyć na wsparcie swoich rodziców. Aha, muszę jeszcze koniecznie wspomnieć, że poziom klubów amatorskich jest naprawdę wysoki i talentów nie brakuje. Często zresztą trenerzy albo zawodnicy akademiccy trenują drużyny juniorskie, więc łatwiej idzie im szukanie odpowiednich zawodników. Warto również odnotować, że częstokroć studenci uprawiają więcej niż jeden sport. Jakby tego było mało proces ich rozwoju jest dokładnie monitorowany. Jeśli jednak mają problemy z nauką i czegoś nie zaliczą, to automatycznie są dyskwalifikowani. Nawet na cały sezon.
Jak to wygląda z damską siatkówką?
- Zupełnie inaczej. Jest sto razy więcej klubów i koszta są znacznie niższe. Grająca dziewczynka musi płacić rocznie tylko 2 tysiące dolarów, turniejów jest znacznie więcej i jeszcze dodatkowo na uniwersytecie dla kobiecej drużyny jest aż dwanaście pełnych stypendiów na rok. Mecze drużyn kobiecych są nawet czasem pokazywane w telewizji!
A siatkówka plażowa?
- Niewątpliwie uważa się ją za bardziej popularną niż jej halowe odpowiedniki. W USA jest liga AVP, która ma bardzo wysoki poziom i dostanie się tam nie należy do rzeczy łatwych. Poza tym z roku na rok mają coraz więcej sponsorów i dlatego telewizja bardzo lubi ich pokazywać. Co ciekawe w Kalifornii jest Kalifornijskie Stowarzyszenie Siatkówki Plażowej (CBVA), w ramach której organizowane są rozliczne turnieje. Biorą w nich udział także juniorzy, gracze akademiccy oraz seniorzy. Grając w tych turniejach można się wybić.
Skąd taka popularność w tym regionie?
- Wydaje mi się, że kluczową sprawą jest duża liczba plaż i pogoda. Można w nią grać praktycznie przez cały rok i ludziom naprawdę się to podoba. Nawet jeśli traktują grę w siatkę plażową tylko jako rodzinną zabawę. Plaże w Santa Monica, na Manhattanie czy San Diego mają setki publicznych siatkarskich boisk, gdzie może grać każdy, kto tylko ma na to ochotę. Miłość do siatkówki w tej części Ameryki zaczęła się już w latach siedemdziesiątych i przechodzi niejako z pokolenia na pokolenie. Dzięki temu ludzie zaczęli coraz częściej uprawiać ją w szkołach, i to niewątpliwie przyczyniło się do jej rozwoju. Niestety, w innych częściach Stanów dominują kobiece drużyny i siatkówkę uważa się za damski sport.
A jak to jest z piłką nożną?
- Od kilku lat stara się być bardziej popularna i odnosi na tym polu sukces. Wciąż nie wygląda to najlepiej, ale taki David Beckham bardzo pomaga w promocji. Mają też ligi młodzieżowe. W ogóle wielu sportowców, z którymi rozmawiałem mówiło mi, że właśnie nożna była pierwszym uprawianym przez nich sportem. Nie zmienia to faktu, że wraz z wiekiem często tracili nią zainteresowanie i przerzucali się na popularniejsze dyscypliny takie jak koszykówka czy baseball.
Proszę powiedzieć coś więcej o systemie szkoleniowym w Ameryce.
- Wielu znajomych, z którymi grałem w Europie mówiło mi, że europejska siatkówka nie jest zbyt techniczna. Teraz, grając w Europie, zaczynam rozumieć co mieli na myśli, ponieważ zawodników wyróżnia to, że każdy z nich ma swój własny styl. Myślę, że spora część amerykańskich szkoleniowców nazwałoby to złymi nawykami. Przez ponad osiem lat trenowałem w Santa Barbara siatkarzy od najniższego do najwyższego poziomu wieku wśród juniorów i starałem się im wpoić bardzo techniczną i twardą grę. Chodziło o to, by nauczać ich prawidłowego reagowania na to, co się dzieje na parkiecie i próby kontrolowania tego, co się robi. Bycie trenerem sprowadza się do uczulania graczy na stawianie na całą masę ważnych umiejętności. Oczywiście każdy trener ma swój własny system i stara się robić wszystko, żeby był dla siatkarza jak najbardziej zrozumiały, czytelny i przede wszystkim efektywny. Poza tym normalką jest nagrywanie każdego treningu. Przykładowo nagrywa się, jak zawodnik robi dziesięć bloków z każdej możliwej strony i zanim zrobi to jeszcze raz, wcześniej ogląda swoje poczynania i omawia wszystko wraz ze szkoleniowcem. Szkoleniowiec analizuje wraz z nim, czy prawidłowo stawia stopy, jak ustawia ręce i tak dalej. Kiedy rozmawia się z zawodnikiem indywidualnie, jest to bardzo pomocne. Gracz widzi bowiem, co robi źle i trener tłumaczy mu, jak powinien to zmienić. Oczywiście trening nie sprowadza się tylko do nacisku na sprawy techniczne. Poza tym jest dużo gry sześciu na sześciu, co sprzyja rywalizacji. Szczególnie, że punkty są zapisywane, a przegrani muszą po treningu sporo biegać.