W trzecim meczu półfinału play-off PlusLigi PGE Skra Bełchatów przegrała na własnym parkiecie 0:3 z Lotosem Treflem Gdańsk. Ekipa z Trójmiasta już wcześniej pokazała, że jest w stanie ograć mistrza na wyjeździe, ale rozmiary środowego zwycięstwa na pewno uznać można za niespodziankę.
[ad=rectangle]
- Myślę, że wyglądaliśmy w tym meczu tak, jakbyśmy głowami byli już w Berlinie. Mimo tego, że mówiliśmy sobie, żeby się skupić na tym właśnie spotkaniu, a o Final Four Ligi Mistrzów myśleć od jutra, wyglądało to tak, jakbyśmy duchem i głową już tam byli - próbował wyjaśniać bolesną porażkę swojego zespołu cytowany przez stronę skra.pl Andrzej Wrona.
Bełchatowianie w żadnym z setów nie przekroczyli bariery 21 punktów. Jak na obrońcę tytułu i ekipę, która awansowała do najlepszej czwórki Champions League, jest to osiągnięcie dość nietypowe. - W środę zagraliśmy bardzo "równy" mecz, chyba ostatnio przytrafił nam się taki z MKS-em Banimexem Będzin u siebie. Wyglądało to strasznie - zaznaczył reprezentant Polski.
- Uważam, że ciągle mamy szansę na awans. Może my musimy grać z nożem na gardle? Mam nadzieję, że jak teraz będziemy pod tą wielką presją, a tak właśnie będzie już w każdym meczu, to będziemy grali dużo lepiej - dodał środowy PGE Skry, który w środę zdobył cztery punkty.