Drużyna, którą skompletowano w Bydgoszczy przed sezonem, była pełna niewiadomych. Trener Vital Heynen zapewniał jednak, że to zespół składający się z zawodników o ogromnym potencjale, mogący zagrozić najlepszym. Opinię tą bydgoszczanie potwierdzili w trakcie rozgrywek, jednak mimo zajęcia 5. miejsca na zakończenie sezonu, odczucia zawodników i sztabu szkoleniowego były mieszane. Zdaniem jednych to wynik na miarę możliwości, zdaniem innych, wynik mógł być nieco lepszy.
[ad=rectangle]
Drużyna A - autorski zespół Vitala Heynena
- Jesteśmy na dobrej drodze, by stworzyć w Bydgoszczy coś między dobrą, a bardzo dobrą drużyną. Wygląda to bardzo obiecująco, ale będzie to specyficzna drużyna. Szukam jakiejś nazwy, która może określić ten zespół. Budujemy drużynę z zawodników, o których myślimy, że mają większy potencjał, niż Wam się wydaje. Stąd właśnie nazwa - Drużyna A. Może wydaje się, że to nie jest dobre połączenie, ale na pewno wyjdzie z tego coś dobrego - tłumaczył swój pomysł na budowę zespołu szkoleniowiec Transferu Bydgoszcz Vital Heynen.
Budowę rozpoczęto od rozstania z zawodnikami, których Belg nie widział w zespole na kolejny sezon. Ekipę znad Brdy pożegnali: Amerykanie Carson Clark i Garrett Muagututia oraz Kubańczycy Yasser Portuondo i Maikel Salas Moreno. Za współpracę podziękowano także Polakom: Bartoszowi Janeczkowi, Marcinowi Wice, Miłoszowi Zniszczołowi oraz Tomaszowi Wieczorkowi.
W ich miejsce sprowadzono z kolei zawodników stanowiących mieszankę wybuchową: znanych z występów w Polsce Jakuba Jarosza i Dawida Gunię, mającego za sobą występy w egzotycznej Indonezji Justina Duffa, znanego szkoleniowcowi z gry w Bundeslidze Andrew Nally'ego, będących wielką niewiadomą Konstantina Cupkovicia i reprezentanta Kanady Stevena Marshalla. Grono nabytków uzupełnił Nikodem Wolański, uznawany za przyszłość polskiej siatkówki. W trakcie sezonu natomiast dołączył doświadczony Dawid Murek, który nie porozumiał się z działaczami AZS Częstochowa i zmuszony był opuścić ekipę spod Jasnej Góry.
Bydgoski rollercoaster
Początek sezonu w wykonaniu bydgoskiej ekipy nie był zbyt udany. Transfer na inauguracje przegrał bowiem z ekipą AZS Politechniki Warszawskiej 2:3. Jak się później okazało, gracze znad Brdy nie byli jedyną ofiarą rewelacji rozgrywek, co z biegiem czasu nieco zatarło nie najlepsze wrażenie po nieudanym początku rozgrywek. Tym bardziej, że w kolejnych starciach bydgoszczanie zanotowali 7 zwycięstw i tylko jedną porażkę. Katem Transferu okazał się Lotos Trefl Gdańsk. Zespół, na który podopieczni Vitala Heynena nie potrafili znaleźć recepty do końca sezonu.
Weryfikacja potencjału ekipy Transferu nastąpiła dopiero od 9. kolejki rozgrywek. Starcia z PGE Skrą Bełchatów, Asseco Resovią Rzeszów, Jastrzębskim Węglem i ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle potwierdziły, że czołówka w dalszym ciągi pozostaje poza zasięgiem. Późniejszy triumf nad Cerrad Czarnymi Radom pozwolił jedynie na obronę szóstej pozycji po zakończeniu pierwszej rundy PlusLigi.
- Pierwsza runda dużo nam dała. Można powiedzieć, że z każdym kolejnym meczem rozumiemy się coraz lepiej. Początek sezonu, jak patrzę z obecnej perspektywy, graliśmy nie tak jak byśmy tego oczekiwali, chociaż czuliśmy się dobrze. Ja również nie do końca rozumiałem o co chodzi trenerowi, kiedy mówił, że musimy wejść na inny level. Teraz już wiem co miał na myśli - przyznał w rozmowie z naszym portalem Paweł Woicki po zakończeniu pierwszej części zmagań rundy zasadniczej.
Nadzieje przed fazą rewanżową były spore, bowiem zespół z każdym kolejnym meczem prezentował się coraz lepiej. Do zespołu dołączył też Dawid Murek, który wbrew zapowiedziom sceptyków, okazał się cennym wzmocnieniem. Nadzieje na poprawę pozycji w tabeli dodatkowo zaostrzyła wygrana w Warszawie z AZS Politechniką, uznaną za "czarnego konia" rozgrywek. Właśnie w stolicy rozpoczął się zwycięski marsz bydgoszczan, przerwany na chwilę przez Lotos Trefl Gdańsk. Nikt jednak z tego powodu nie rozdzierał szat, bowiem punkt wywalczony nad morzem uznano za spory sukces, a porażkę, za wypadek przy pracy. Niestety, dla fanów znad Brdy, zwyżki formy nie udało się potwierdzić w konfrontacjach z finansowymi potentatami: PGE Skrą, Asseco Resovia, Jastrzębskim Węglem i ZAKSĄ. Zaledwie jeden punkt wywalczony w tych starciach, zepchnął Transfer na szóstą pozycję.
[nextpage]Play-off - nowy system, nowe życie
- Mam wrażenie, jakby ta runda zasadnicza trwała dwa lata. Była bardzo długa, zagraliśmy wiele spotkań, bardzo dużo podróżowaliśmy. Zakończyliśmy ją na dobrej pozycji, choć zdajemy sobie sprawę z tego, że mogliśmy być jeszcze wyżej - powiedział po zakończeniu fazy zasadniczej Andrew Nally.
Dla podopiecznych Vitala Heynena, runda play-off była okazją do rehabilitacji i udowodnienia, że miejsce w czołowej czwórce ekipie znad Brdy się należy. Niestety dla graczy Transferu, na przeszkodzie w walce o medale po raz kolejny stanął Lotos Trefl Gdańsk, na którego bydgoszczanie nie potrafili znaleźć recepty nie tylko w rozgrywkach ligowych, ale także w Pucharze Polski. Złej passy nie udało się przerwać również w ćwierćfinale PlusLigi. - Mamy mieszane odczucia. Jesteśmy zasmuceni, bo czujemy, że jesteśmy na podobnym poziomie jak aktualnie najlepsza czwórka. Półfinały to był dla nas bardzo realny cel. Walka o piąte miejsce będzie także bardzo wymagająca, bo tak silna jest PlusLiga. Aktualnie będziemy zmieniać swoje myślenie i skupiać się na kolejnej rywalizacji. Myślę, że będziemy w pełni zmobilizowani, ponieważ piąte miejsce w żaden sposób nie jest powodem do wstydu - stwierdził reprezentant Stanów Zjednoczonych.
W walce o 5. miejsce, ekipie znad Brdy nie zabrakło motywacji. Transfer poradził sobie w kolejnych dwumeczach z MKS-em Banimex Będzin, AZS Politechniką Warszawską, a na zakończenie z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle, co zapewniło bydgoszczanom 5. miejsce i prawo startu w przyszłorocznej edycji europejskich pucharów. Wynik końcowy był o tyle satysfakcjonujący, że po pierwszym pojedynku niewielu wierzyło w takie rozstrzygnięcie. Drużyna Vitala Heynena przegrała bowiem kilka dni wcześniej 0:3. W rewanżu Konstantin Cupković i spółka nie pozostawili jednak złudzeń przeciwnikom, wygrywając w trzech setach, pieczętując końcowy sukces w "złotym secie". - Patrząc na wynik pierwszego spotkania, to była dla nas mała misja niemożliwa. Tak to wyglądało też z perspektywy poprzednich meczów ligowych z ZAKSĄ, które kończyły się zazwyczaj po tie-breaku. Wierzyliśmy jednak w to, że jesteśmy w stanie odrobić straty - przyznał kapitan bydgoskiego zespołu.
- Cieszymy się z tego wyniku, bo wygraliśmy to, co mogliśmy wygrać w tym sezonie. Jest troszeczkę niedosytu, bo niewiele nam zabrakło do pierwszej czwórki. Z drugiej jednak strony przegraliśmy z Lotosem dwa mecze i nie awansowaliśmy do tej czwórki, choć walczyliśmy z nimi momentami jak równy z równym. Ja jednak powiem tak: jeżeli mielibyśmy awansować do czwórki i smucić się po ostatnim, przegranym meczu, to lepiej, że wygraliśmy 5. miejsce i na koniec jesteśmy zadowoleni - stwierdził Marian Kardas.
Analiza
Wynik końcowy, osiągnięty przez ekipę znad Brdy wydaje się być adekwatny do możliwości zespołu. Z drugiej jednak strony trzeba przyznać, że patrząc na potencjał finansowy klubu, piąta pozycja jest sporym sukcesem zespołu. Spory udział w tym wyniku miał "siatkarski cudotwórca" czyli Vital Heynen. Belg zgodnie z przedsezonowymi zapowiedziami zbudował zespół, który potrafił przeciwstawić się ligowym potentatom. Niestety dla sympatyków Transferu, momentami brakowało konsekwencji, co przełożyło się na brak zdobyczy punktowej w starciach z PGE Skrą, Asseco Resovią czy Lotosem Trefl Gdańsk.
Na uznanie zasługują również transfery dokonane przez zarząd klubu, we współpracy ze szkoleniowcem. Patrząc na postawę zawodników, którzy dołączyli do zespołu w trakcie i już po rozpoczęciu rozgrywek, można stwierdzić, że każdy z nich miał swój wkład w osiągnięcie dobrego wyniku. Filarami zespołu byli Jakub Jarosz i Konstantin Cupković, którzy nad Brdą odbudowali formę i potwierdzili, że nadal z powodzeniem mogą rywalizować na najwyższym poziomie. Dawid Gunia i Justin Duff, choć nie odgrywali pierwszoplanowych ról, zapisali na swoim koncie kilka znakomitych występów. Pozostali, czyli Dawid Murek, Steven Marshall i Nikodem Wolański, stanowili solidne wsparcie w trudnych momentach. Patrząc na przedsezonowe decyzje personalne innych zespołów PlusLigi śmiało można stwierdzić, że działacze Transferu Bydgoszcz wykazali się wyjątkowym wyczuciem.
[nextpage]
Co dalej?
Niestety dla sympatyków bydgoskiej ekipy, podobnie jak po sezonie 2012/2013 zakończonym na czwartej pozycji, także i tym razem zespół czeka "rozbiórka". Kilka tygodni przed zakończeniem sezonu, decyzję o rozstaniu z zespołem podjął Vital Heynen. Szkoleniowiec przyznał, że powodem są względy rodzinne i chęć poświęcenia czasu najbliższym. - Rozmowy zaczęły się już w listopadzie, jednak moja obecna sytuacja nie jest łatwa. Na przełomie stycznia i lutego miałem wątpliwości, bowiem bardzo lubię trenować. Pojechałem do domu na dwa dni, by porozmawiać z rodziną. Najstarsza córka miała tutaj decydujący głos, powiedziała: "tato, wracaj do domu" - wyjaśnił Vital Heynen, którego obowiązki przejął dobrze znany nad Brdą Piotr Makowski.
Wszystko wskazuje na to, że drużynie opuści także kilku czołowych zawodników. Jak dotąd uczynili to Marcin Waliński, Paweł Woicki, Dawid Gunia oraz Konstantin Cupkovic. Prawdopodobnie podobny los czeka Andrew Nally'ego, Stevena Marshalla i Justina Duffa. Mimo to, nowy szkoleniowiec zachowuje spokój i zapowiada, że Transfer nie straci na jakości. W barwach bydgoskiego teamu pojawić się mają bowiem doświadczeni gracze, wsparci przez utalentowanych juniorów, którzy w minionym sezonie sięgnęli po brązowe medale młodzieżowych mistrzostw Polski.
W ostatnich trzech sezonach, gracze Transferu Bydgoszcz dwukrotnie potwierdzali przynależność do krajowej czołówki. Piotra Makowskiego w kolejnym sezonie czeka więc trudne zadanie, bowiem oczekiwania będą bez wątpienia spore. Szkoleniowcowi ekipy znad Brdy motywacji do pracy nie powinno zabraknąć, wszak po nieudanej przygodzie z żeńska kadrą, wielu zaczęło wątpić w jego warsztat szkoleniowy. Powrót do zespołu z grodu Kazimierza Wielkiego będzie dla trenera okazją do udowodnienia niedowiarkom, że negatywne opinie na jego temat były kompletnie nieuzasadnione.
Trochę liczb
Najstarszy i najmłodszy zawodnik: Paweł Stysiał (18 lat) i Wojciech Jurkiewicz (37 lat)
Najwięcej rozegranych setów: Paweł Woicki i Jakub Jarosz (126)
Najwięcej zdobytych punktów: Jakub Jarosz (532)
Najwięcej asów serwisowych: Konstantin Cupoković (42)
Najwięcej punktów zdobytych blokiem: Justin Duff (70)
Najlepsze przyjęcie: Andrew Nally (27 proc. przyjęcia perfekcyjnego)
Średnia frekwencja na trybunach: 2783