Hop-Bęc sezonu 2014/2015 PlusLigi

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

To były długi i pełen wyjątkowych wydarzeń sezon. Portal SportoweFakty.pl przedstawia zestawienie największych oczarowań i rozczarowań tegorocznej edycji PlusLigi.

W tym artykule dowiesz się o:

HOP: Beniaminki

w tym sezonie wzbogaciły ligę znacznie bardziej niż w poprzednich. Zespoły, które zadebiutowały w najwyższej klasie rozgrywkowej wcale nie były outsajderami, a niejednokrotnie wygrywały z najlepszymi drużynami w kraju tak jak wtedy, gdy MKS Banimex Będzin pokonał PGE Skrę Bełchatów lub gdy Cuprum Lubin poradził sobie z Asseco Resovią Rzeszów. Ostatecznie oba zespoły zakończyły sezon daleko od końca tabeli. Cuprum zajął 7. pozycję, a Będzińskie Tygrysy 11. miejsce. [ad=rectangle] Lotos Trefl Gdańsk z pewnością ten sezon może zaliczyć do udanych. Zespół, który jeszcze w tamtym roku był 10. ekipą w lidze dziś jest wicemistrzem Polski i zdobywcą Pucharu Polski. Receptą na sukces okazało się zatrudnienie na stanowisku trenera Andrei Anastasiego. Włoch ze swoich zawodników zrobił prawdziwą drużynę, przed spotkaniem z którą pozostałe kluby czuły respekt. Pod wodzą Mateusza Miki gdańszczanie systematycznie budowali swoją renomę pokonując niemal każdy zespół, który stawał po drugiej stronie siatki. Gdańsk stał się ważnym punktem na siatkarskiej mapie Polski, a w Ergo Arenie co tydzień gromadziły się tysiące kibiców, by podziwiać, jak dream team Anastasiego staje się plusligową sensacją.

Na wyróżnienie zasłużyły też Wilki Bednaruka. Młoda drużyna oparta na siatkarzach o szerzej nieznanych nazwiskach swoim zaangażowaniem w grę i zwycięstwami podbiła serca dużej grupy kibiców. Jakub Bednaruk po raz kolejny udowodnił, że w siatkówce nie trzeba mieć ogromnego sponsora, by rywalizować z najlepszymi. Szkoleniowiec AZS Politechniki Warszawskiej dał szansę pokazać się szerszej publiczności takim zawodnikom jak Aleksander Śliwka, Michał Filip czy Maciej Olenderek. Po świetnym sezonie Inżynierowie zajęli 8. miejsce, a najlepsi zawodnicy otrzymali propozycje podpisania kontraktu w u plusligowych potentatów.

Kolejny udany rok ma za sobą Krzysztof Gierczyński. Przyjmujący notorycznie wysyłany na siatkarską emeryturę znowu udowodnił swoją wartość. Można powiedzieć, że jest jak wino: im starszy, tym lepszy. W obliczu kontuzji Denisa Kaliberdy i Zbigniewa Bartmana stał się pierwszoplanową postacią Jastrzębskiego Węgla. Przez cały sezon Gierek notował dobre występu i w dużej mierze uratował sezon zespołowi, którego dręczyły problemy kadrowe.

Ponad przeciętność wybiła się część środkowych. Mowa szczególnie o trzech graczach, którzy byli postrachem centralnej części siatki. Pierwszym z nich jest Dmytro Paszycki. Ukrainiec, który poprzedni sezon spędził w Francji przyszedł do polskiej ligi jako postać anonimowa. Jednak jego fantastyczne bloki i precyzyjne ataki szybko pozwoliły mu na uzyskanie miana jednego z najlepszych środkowych tego roku. Dziś już wiemy, że kolejny sezon spędzi w Rzeszowie. Następnym zawodnikiem, którego trzeba wyróżnić jest Bartłomiej Lemański. Siatkarz Politechniki debiutował w PlusLidze i już po kilku rundach było o nim głośno. Świetnie ustawiał blok, potrafił też postraszyć przeciwników zagrywką. Stawkę uzupełnia Mateusz Bieniek. Grający na co dzień w Effectorze Kielce środkowy fenomenalnie się rozwinął. W swojej drużynie odgrywał pierwsze skrzypce, a Grzegorz Pająk często korzystał z jego usług. Bieniek oprócz doskonałych ataków i bloków imponował też w polu serwisowym. Wydaje się, że już w tym sezonie reprezentacyjnym ten zawodnik może wypracować sobie miejsce w podstawowej 12 kadry.

To był zdecydowanie dobry czas dla włoskiej myśli szkoleniowej. Trenerzy, którzy z Półwyspu Apenińskiego "masowo" wyemigrowali do kraju nad Wisłą mogą być usatysfakcjonowani ze swojej pracy. Swoje zrobił m.in. Andrea Anastasi, o którym pisaliśmy już przy okazji Lotosu Trefla Gdańsk. Jego rodacy też nie byli gorsi. Roberto Santilli wyciągnął MKS Banimex Będzin z dołka. Z zespołu, który notorycznie przegrywał i zakończył sezon zasadniczy na 14. miejscu zrobił drużynę, która ostatecznie zajęła 11. miejsce. Duży wpływ miało na to przeniesienie Miłosza Hebdy na pozycję atakującego, czy zrobienie z Jakuba Oczki pierwszego rozgrywającego. Nieco mniejszymi sukcesami może pochwalić się Andrea Gardini zatrudniony w trakcie trwania sezonu w AZS-ie Olsztyn. Włoch na nowo odkrył Bartosza Bednorza i wykorzystał potencjał Akademików z Olsztyna.

Sezon pełen wyśmienitych występów ma za sobą Damian Wojtaszek. Libero Jastrzębskiego Węgla potwierdził, że jest jednym z najlepszych zawodników na tej pozycji w PlusLidze. 26-latek rządził defensywą czwartego zespołu rozgrywek. W każdym meczu zapewniał swojej drużynie doskonały poziom przyjęcia i walkę o obronę nawet niemożliwych do obronienia piłek. Na plus trzeba też zapisać, że wywołany do rozegrania Wojtaszek potrafił wystawić piłkę na tyle dokładnie, że atakujący mieli spore szanse na zdobycie punktu. Prawdopodobnie libero spędzi kolejny rok w zespole z Rzeszowa.

[nextpage] BĘC:

AZS Częstochowa zawiódł swoich fanów. Przed sezonem po raz kolejny mamiono kibiców obietnicami, że zespół będzie walczył o udział w fazie play-off najlepszych ośmiu zespołów rozgrywek. Tymczasem brak wartościowych transferów, jakiegokolwiek pomysłu na rozwój klubu skutkował tym, że Akademicy zakończyli rozgrywki na ostatnim miejscu w tabeli. Warto zwrócić też uwagę na fakt, że drużyna w trakcie sezonu zmieniła trenera. Pracę stracił Marek Kardos, a na jego miejscu pojawił się Michał Bąkiewicz. Roszada na tym stanowisku nie przyniosła jednak poprawy jakości gry zawodników z pod Jansej Góry.

Sezon na straty może też spisać ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. Zespół Sebastiana Świderskiego miał zakończyć rozgrywki z medalem, jednak ostatecznie wywalczył 6. pozycję. Już pierwsze mecze tej edycji PlusLigi pokazały, że Trójkolorowi mają problemy. Kontuzje Grzegorza Boćka czy Michała Ruciaka jeszcze pogorszyły sytuacje zespołu z Kędzierzyna-Koźla. ZAKSA przegrywała nawet ze znacznie słabszymi rywalami, jak choćby MKS Będzin. Słabe występy drużyny sprawiły, że z funkcją trenera pożegnał się Sebastian Świderski.

Pomyłką okazał się także nowy system rozgrywek. Środowisko siatkarskie już w październiku dawało sygnały, że liga pędzi w szalonym tempie i drużyny nie mają odpowiedniej ilości czasu na przygotowanie się do kolejnych spotkań. Dodatkowym utrudnieniem była faza play-off, w której brały udział wszystkie zespoły. Mecze, które trzeba było rozegrać nie tylko o najwyższe miejsca, ale również o 9. czy 11. pozycje nie gromadziły zbyt dużej publiczności i jeszcze bardziej narażały zawodników na kontuzje. Nie sprawdził się też system rozgrywania dwumeczów w ćwierćfinałach. Ofiarą tego rozwiązania są chociażby zawodnicy Cerrad Czarnych Radom, którzy wygrali pierwsze spotkanie, ale po przegraniu drugiego meczu spadli do walki o miejsca 5-12.

Trudny rok ma za sobą Indykpol AZS Olsztyn. Akademicy z Warmii nie podołali oczekiwaniom narzuconym im przez kibiców. Niemrawa gra olsztynian obfitowała w błędy własne. Swoje zadania nie najlepiej wypełniali siatkarze, o których przed sezonem mówiło się, że będą stanowić o sile zespołu tacy jak Frantisek Ogurcak czy Lévi Alves Cabral. Z kolei inni, jak Piotr Łuka rozgoryczeni porażkami wyładowywali swoje frustracje w niesportowy sposób. Na dodatek pracę w trakcie rozgrywek stracił Krzysztof Stelmach.

To nie był pierwszy sezon, w którym stosowano wideoweryfikację, ale w tej edycji rozgrywek było wiele sytuacji, które po jej zastosowaniu bardziej komplikowały niż wyjaśniały co tak naprawdę stało się w konkretnej akcji. Tak było na przykład podczas meczu Indykpolu AZS-u Olsztyn i Politechniki Warszawskiej. W trzecim secie, przy stanie 31:30 Grzegorz Szymański zaatakował w aut. Olsztynianie uważali jednak, że piłka po ataku najpierw dotknęła rąk blokujących. Arbitrzy postanowili sprawdzić sytuacje za pomocą wideoweryfikacji. Sędziowie sprawdzili jednak czy piłka trafiła w boisko czy poza nie. Set padł łupem warszawiaków, ale w asyście komisarza zawodów arbitrzy po raz kolejny sprawdzili sporną akcję. Okazało się, że rzeczywiście piłka zahaczyła o blok. Siatkarze myśleli, że wrócą do gry od stanu 31:31, ale sędziowie zadecydowali, że rozpoczną kolejnego seta.

Źródło artykułu: