- Nie był to najlepszy sezon w wykonaniu Jastrzębskiego Węgla, ale warto wyraźnie podkreślić, że nie był także najgorszy. Zajęliśmy czwarte miejsce i trzeba to uznać za sukces. Szczególnie biorąc pod uwagę to, co działo się w trakcie rozgrywek. Cieszę się, że pomimo kontuzji dotrwaliśmy do końca sezonu z Krzyśkiem Gierczyńskim w składzie. Codziennie modliliśmy się o zdrowie tego zawodnika - podsumował sezon w wykonaniu zespołu z Jastrzębia-Zdroju prezes klubu, Zdzisław Grodecki.
[ad=rectangle]
Od początku rozgrywek jastrzębianie nie mieli szczęścia. Już w inauguracyjnym spotkaniu z BBTS-em Bielsko-Biała kontuzji doznał przyjmujący Denis Kaliberda, który kilka tygodni wcześniej błyszczał podczas mistrzostw świata rozgrywanych w Polsce. Broniąc piłkę, Niemiec zderzył się ze Zbigniewem Bartmanem, a uraz barku okazał się na tyle poważny, że wykluczył siatkarza z gry do końca sezonu.
- Sytuacja była trudna, bowiem już w pierwszym pojedynku kontuzji doznał Denis Kaliberda. Chcieliśmy wyleczyć go w sposób permanentny, podjęliśmy każdą próbę. Zawodnik na wiele się zgodził, ale nie miał ochoty na brutalną iniekcję w bark, decydując się ostatecznie na operację. Stąd został wykluczony na cały sezon, a obecnie przechodzi do Lokomotiwu Nowosybirsk. Z rosyjskim klubem nawet nie zamierzaliśmy konkurować, bo to są pieniądze niewyobrażalne - podkreślił.
Włodarze Jastrzębskiego Węgla starali się załatać lukę w składzie, która wytworzyła się po kontuzji Denisa Kaliberdy. Przez kilka tygodni drużyna musiała radzić sobie w uszczuplonym składzie, bowiem spory problemem okazało się zakontraktowanie nowego gracza. Prezes Zdzisław Grodecki przyznał, że niemal pewnym był transfer Włocha Jakopo Massariego, który występował w Coprze Piacenza. - Okienko transferowe było na naszą prośbę przedłużane aż trzykrotnie. Na rynku nie było zawodników, a my w związku z budżetem naszego klubu nie byliśmy w stanie pozyskać siatkarza tej klasy, co Denis Kaliberda. Nasza sytuacja wyglądała źle, a po domówieniu się z ekipą z Piacenzy jeszcze gorzej. Teraz mogę powiedzieć, że chcieliśmy, aby w naszych szeregach występował Jacopo Massari, ale niestety prezes okazał się niesłowny. Szkoda, bowiem z tego co słyszałem klub idzie do likwidacji, a siatkarzom nie są wypłacane pensje - zdradził prezes.
Ostatecznie do drużyny trafił Guillaume Quesque, który również zmagał się z urazem. Jednak Francuz od początku został rzucony na głęboką wodę, ponieważ niemal w tym samym czasie kontuzji łokcia nabawił się Zbigniew Bartman. Niedyspozycja podstawowego zawodnika Jastrzębskiego Węgla trwała kilka miesięcy, a w tym czasie francuski przyjmujący musiał szybko zgrać się z kolegami. - Wiedzieliśmy, że za wszelką cenę musimy kogoś pozyskać, aby nadal liczyć się w walce o medale. Na rynku dostępny był Guillaume Quesque, który rozstawać się z klubem z Monzy. Zdawaliśmy sobie sprawę, że ma kontuzję barku i potrzeba czasu. Media pisały, że nie może atakować, a on naprawdę nie mógł tego robić. Modliliśmy się, aby nic mu się gorszego nie stało - wyjaśnił Zdzisław Grodecki.
Problemy kadrowe szybko zweryfikowały cele drużyny na sezon 2014/2015. W rozgrywkach Ligi Mistrzów, drużyna zdołała awansować z grupy, zajmując w niej drugie miejsce. Jastrzębianie musieli pożegnać się z europejskimi pucharami po przegranym dwumeczu z Sir Safety Perugia. - Nie zakładaliśmy w tym sezonie wygrania Ligi Mistrzów, bo pomimo chęci, nie jesteśmy w stanie tego zrobić. Po brązowym medalu z roku poprzedniego liczyliśmy na więcej, ale jestem przekonany, że swoją szansę przegraliśmy na własnej hali z Sir Safety Perugia. Myślę, że to dobry wynik, ale nie zaspokaja naszych ambicji - mówił z rozczarowaniem Grodecki.
Z kolei w PlusLidze, siatkarze Jastrzębskiego Węgla walczyli zacięcie z PGE Skrą Bełchatów, ale musieli uznać wyższość przeciwników w pięciu pojedynkach. Prezes klubu nie ukrywał, że taki wynik go nie satysfakcjonuje. - Jestem zły, że nie wywalczyliśmy brązowego medalu. Szanuję to, jak zagrało z nami Cuprum Lubin, jednak nie byli w stanie z nami wygrać. Awansując do czwórki, zawodnicy poczuli zadowolenie i spełnienie. Nie chcę oceniać trenera Piazzy, ale zamiast dać siatkarzom trochę odpoczynku, on jeszcze dołożył im jednostek treningowych - dodał.
Pomimo niezadowolenia z wyników, prezes zdradził również system, jaki stworzyć szkoleniowiec Roberto Piazza. - Jestem wdzięczny trenerowi, bo w obliczu naszych problemów, mógłby się już poddać, ale walczył i pracował. Roberto Piazza stworzył system, którego na pewno nie przejmie wielu szkoleniowców. Ludzie mieli nam za złe, że kiwamy z lewego skrzydła, a to właśnie było założenie taktyczne. To spowodowało, że zachowaliśmy ciągłość gry, powodującą systematyczne zbliżanie się i zmęczenie przeciwnika. Żal można mieć jedynie o to, iż zielonego światła nie dostał Michał Łasko. Jednak taki był system i ja to szanuję - zakończył Zdzisław Grodecki.