Przede wszystkim nauczyłem się, jak trudno jest być trenerem - rozmowa z Nikolą Grbiciem, trenerem reprezentacji Serbii

Ola Piskorska
Ola Piskorska

To przejdźmy do reprezentacji Serbii. Wybrałeś sobie Camillo Placiego na drugiego trenera, dlaczego? Nie miałeś presji ze strony federacji, że to powinien być Serb?

- Jest to pierwszy raz w historii naszej drużyny narodowej, że w sztabie szkoleniowym jest cudzoziemiec. Owszem, nie było mi łatwo przekonać do tego federację, ale przyjęli moje argumenty i jestem im za to wdzięczny. Dla mnie to było bardzo ważne, żeby mieć obok siebie tak doświadczonego trenera, który pracował w wielu krajach i z wieloma bardzo różnymi zespołami, zarówno reprezentacjami, jak i klubami. Do tego ma osobowość, która mi pasuje, bo jest bardzo spokojny i szybko podejmuje decyzje, jak ja. Nie lubię dzielenia włosa na czworo godzinami i rozważania wszystkiego bez końca, wolę szybkie i zdecydowane rozwiązania. I już widzę, że zatrudnienie Camillo to była doskonały wybór, bardzo wiele mi pomógł.

Dużo rotujesz swoimi zawodnikami w trakcie rozgrywek Ligi Światowej, czy z powodu takiej wygodnej grupy to jest dla ciebie trochę poligon doświadczalny przez ważniejszymi turniejami? Sprawdzasz ich sobie?

- Czasem to były drobne urazy czy kontuzje i nie chciałem niepotrzebnie ryzykować zdrowia zawodnika. Ale owszem, staram się też ich wszystkich zobaczyć "w praniu", to jest ważne.

Macie wygodną sytuację, bo awans z waszej grupy na LŚ był prawie oczywisty. Mogłeś sprawdzać zawodników, a nie bić się wszystko w każdym spotkaniu.

- Jeżeli chcesz mnie skłonić do stwierdzenia, że nasza grupa jest łatwiejsza niż wasza, to tak, oczywiście jest (śmiech). Mamy Brazylię, która jest gospodarzem i Australię, która jest beniaminkiem. Ale to nie jest tak, że mogliśmy się nie bić i odpuszczać. Jak ktoś wychodził z takim założeniem, to kończył jak Włosi w Jesolo (0:3 z Australią - przyp. red.). Nie możemy zakładać, że Australia znalazła się w elicie czystym przypadkiem i jest chłopcem do bicia, oni wygrali swoją drogę do pierwszej dywizji, a nie dostali w prezencie.

Testowanie już się kończy i jakie masz wnioski? Jesteście gotowi na medale, tak jak powiedziałeś na konferencji przez rozpoczęciem sezonu?

- Mamy jakość, która pozwala nam grać jak równy z równym z zespołami z czołówki światowej, jak choćby z Brazylią. Na cztery mecze z nimi graliśmy trzy tie-breaki. Ale nie wiem, czy to, że możemy grać na poziomie czołówki, przełoży się na medale, tego się nie da przewidzieć.

Jakie widzisz różnice pomiędzy byciem trenerem klubowym a reprezentacyjnym?

- Sporo ich jest, muszę powiedzieć. W klubie mam siedmiu, ośmiu graczy, a w drużynie narodowej kilkunastu i muszę nieustannie dokonywać trudnych wyborów. Za to z drugiej strony nie mam problemu ze zmianami, jeżeli coś nie idzie na boisku, to wiem, że większość jest na podobnym poziomie i mogę ich zastępować. Druga rzecz, w klubie mam więcej czasu na treningi. Liga Światowa to są podróże i mecze, na treningi czasu nie zostaje prawie wcale. Są też mecze z rzędu dzień po dniu, co jest trudne, w klubie mamy jednak minimum 3 dni między spotkaniami.

A granie z flagą serbską na koszulce? Czujesz to czy pochłania cię prowadzenie drużyny?

- O, zdecydowanie to jest różnica. Choć pamiętaj, że w klubie może jestem najemnym pracownikiem, ale na koszulce jest moje nazwisko, to też zobowiązuje. Pracuję na swój klub, ale i na swoje nazwisko i swoją renomę. Ale bycie trenerem własnej drużyny narodowej jest oczywiście czymś znacznie bardziej emocjonalnym. To jest dla mnie ogromny honor i zaszczyt, i pamiętam o tym zawsze.

Chodzą pogłoski, że jesteś wyjątkowo wymagający i surowy dla swoich podopiecznych w reprezentacji narodowej, to prawda?

- Tak, jestem. Wymagający, surowy i ostry. Ale to nie dlatego, ze jestem sadystą, który ma przyjemność z wyżywania się na biednych siatkarzach i dręczenia ich. Chcę ich jak najlepiej przygotować do tego co nadejdzie, a ja wiem lepiej od nich, co nadejdzie. Muszą być bardzo odporni, a ja ich właśnie uodparniam.

Po tych paru wspólnych tygodniach pewnie już ich nieźle poznałeś. Jacy są twoi podopieczni?

- Mam dużą przyjemności z pracy z tymi chłopakami, bo to nie tylko dobrzy zawodnicy, ale i fajni, dobrzy ludzie. Wszyscy bardzo chcą pracować, jest świetna energia w drużynie. Są przyjaciółmi nie tylko na boisku, ale i poza. Oczywiście, to nie jest niezbędny warunek, ale oznacza, że w trudnych chwilach będą sobie pomagać i wspierać. To jest dobre dla zespołu, że nie mamy jakichś niechęci, komentarzy za plecami, obgadywania czy innych złych zachowań. Każdy bardzo chce być częścią tej naszej całości i dołożyć coś od siebie.

To na koniec zapytam cię o coś z polskiego podwórka. Jak oceniasz decyzję o zmianie pozycji przez Bartosza Kurka?

- Na pewno zmiana pozycji nie była dla niego łatwa, bo Kurek nie jest już taki młody. Ale przecież tak samo zrobili i Matt Anderson i Iwan Zajcew dla swoich reprezentacji. To jest duże szczęście tych trenerów, że mają kogoś, kto jest w stanie zmienić pozycję i nadal dobrze sobie radzić, bo takich graczy nie ma dużo. Bo to nie jest tylko kwestia chęci, tylko także kwestia możliwości, nie można o tym zapominać. Bartek Kurek ma i chęci i możliwości. I wszyscy musicie zrozumieć, że on potrzebuje czasu na całkowitą adaptację do nowej roli, to nie jest takie proste. Każdy, nawet najlepszy, przy zmianie pozycji potrzebuje czasu, żeby regularnie grać na bardzo dobrym poziomie. Nie widziałem co prawda żadnego spotkania waszej reprezentacji w TV na razie, ale, po rezultatach osiągniętych w tak trudnej grupie sądząc, to była trafna decyzja Stephane Antigi i Kurek na razie radzi sobie bardzo dobrze.

W Belgradzie rozmawiała Ola Piskorska

Czy Serbowie mogą zdobyć medale w tym sezonie?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×