Reprezentacja Czech kobiet wzięła rewanż na podopiecznych Jose Mielesa za porażkę 2:3 w jednym ze spotkań tegorocznej WGP i dzięki zwycięstwu 3:1 w lubelskiej Hali Globus mogła cieszyć się z trzeciego miejsca w całej dywizji. To spory krok do przodu dla ekipy, która jeszcze rok temu występowała w najniżej notowanej grupie zespołów Grand Prix. - Wiedziałyśmy, że czeka nas trudne starcie, już wcześniej mierzyłyśmy się z Portoryko w fazie grupowej World Grand Prix. To drużyna, która bardzo dobrze broni, dlatego naszym zadaniem była cierpliwość w ataku. Właśnie tego zabrakło nam w drugim secie, zabrakło nam pewności siebie, a zamiast tego pojawił się niepokój i chaos - oceniła przebieg spotkania Tereza Vanzurova, atakująca czeskiej drużyny narodowej.
[ad=rectangle]
Po drugiej odsłonie meczu, przegranej przez europejski zespół do 12, wydawało się, że podopieczne Carlo Parisiego mają marne szanse na sukces w Lublinie. - Powtórzyło się to samo, co w półfinale z Holandią... Nie mam pojęcia, dlaczego, ale zdarzają się nam wyraźnie słabsze momenty. Mimo to udało się na wrócić do gry: powiedziałyśmy sobie po drugiej partii "jesteśmy tu po to, by wygrać! nie możemy się poddać!". Z tym nastawieniem wróciłyśmy na parkiet, co prawda nie było łatwo, ale tym bardziej to zwycięstwo nam smakuje - powiedziała uśmiechnięta od ucha do ucha siatkarka z Czech.
Siatkarki z Karaibów prowadziły w trzeciej partii już 16:14, by po serii serwisów Pavli Vincourovej przegrywać 18:21. Tej straty już nie udało się im odrobić, natomiast czeski zespół złapał dzięki temu wiatr w żagle i nie pozwolił przeciwnikowi na wiele w dalszej części meczu. - Portorykańskie przyjmujące zaliczają się do najlepszych w tej dywizji i jeśli tylko dobrze radzą sobie z zagrywkami, ich rozgrywająca może pozwolić sobie na rozegranie bardzo szybkiej piłki niemal w każdym możliwym kierunku. Trudno je wtedy zablokować, a jest to zespół, któremu nie można pozwolić na kończenie akcji, by z nim wygrać. Musiałyśmy coś przeciwstawić ich zaletom i była to właśnie zagrywka oraz dobra obrona, w której sporo zawdzięczamy naszej kapitan - komplementowała Helenę Havelkovą jej reprezentacyjna koleżanka.
Dla 24-latki, która od trzech lat występuje w klubach ligi włoskiej, tegoroczna edycja WGP byłą wyjątkowa. Vanzurova, która od 2010 roku zagrała jedynie w 16 spotkaniach rodzimej reprezentacji, musiała wypełnić lukę na prawym skrzydle kadry po jednej z najsłynniejszych czeskiej zawodniczki, Anecie Havlickovej. Nie było pewne, czy zawodniczka Il Bisonte Firenze sprosta takiemu wyzwaniu. - Zastąpić Anetę Havlickovą? To niemożliwe! (śmiech) Aneta jest wyjątkową zawodniczką i według mnie to najlepsza atakująca w naszym kraju oraz jedna z najlepszych siatkarek na tej pozycji w Europie. Szczerze mówiąc, to jest moja idolka i przez lata wzorowałam się właśnie na niej. Wiem, że nie jestem w stanie jej zastąpić, po prostu chcę grać jak najlepiej - przyznała skromnie Vanzurova, która mogła zaliczyć polskie finały WGP do udanych: bez jej 13 punktów wiktoria Czeszek nad Portoryko nie doszłaby do skutku.
Ostatnim zadaniem dla rosnącej w siłę drużyny naszego południowego sąsiada są mistrzostwa Europy. Kadra Parisiego zagra w grupie D czempionatu z drużynami Niemiec, Serbii i Rumunii. - Z pewnością nie jesteśmy faworytami turnieju, pozostaje nam tylko ciężko pracować i jak najlepiej pokazać się w fazie grupowej mistrzostw, a potem... zobaczymy, co przyniesie życie. Wiemy, że do naszej drużyny dołączy wtedy Havlickova i libero Jasova: wierzymy, że to wzmocnienia pomogą w dużym stopniu naszej kadrze - stwierdziła atakująca, która wyraziła nadzieję, że jej koleżanki stać na więcej, niż 10. lokatę ME sprzed dwóch lat.