Zrealizowaliśmy wszystkie założenia transferowe - rozmowa z Piotrem Należytym, prezesem Lotosu Trefla Gdańsk

- Wszystko, co sobie nakreśliliśmy na ten okres transferowy, udało się nam zrealizować. Przede wszystkim utrzymaliśmy najważniejszych graczy - mówi Piotr Należyty, prezes klubu.

W tym artykule dowiesz się o:

Karol Wasiek: Czy Lotos Trefl Gdańsk zrealizował wszystkie cele transferowe w okresie wakacyjnym?

Piotr Należyty: Tak, zdecydowanie. Wszystko, co sobie nakreśliliśmy na ten okres transferowy, udało się nam zrealizować. Przede wszystkim utrzymaliśmy najważniejszych graczy z drużyny, która miała fantastyczny poprzedni sezon. Dokonaliśmy też niewielkich wzmocnień, które są zgodne z filozofią naszego klubu. Jesteśmy z tego powodu bardzo zadowoleni.

Dobrze pan to ujął - drobne korekty w składzie. Dlaczego nie wzmocniliście zespołu w sposób znaczący?

- Trzeba zacząć od tego, że mamy własną filozofię budowania drużyny. Nie chcemy patrzeć krótkowzrocznie, wzmacniając się "tu i teraz", bo budujemy ten klub bardzo spokojnie. Chcemy wprowadzać do zespołu naszych młodych wychowanków. Poza tym szukaliśmy zawodników, którzy mają predyspozycje do tego, by dalej się rozwijać i robić postępy, a nie tylko takich, którzy już mają silną pozycję.

Poza tym zależało nam na tym, aby utrzymać w drużynie zawodników, którzy mieli fantastyczny poprzedni sezon. Gracze świetnie pracowali w minionych rozgrywkach, tworząc niezwykłą atmosferę. Osiągnęli świetny rezultat, kibice już się z nimi identyfikują, więc to, by dalej grali w barwach Lotosu Trefla, było naszym priorytetem.

[ad=rectangle]  
Przez pewien czas mówiło się o zakontraktowaniu dwóch amerykańskich siatkarzy - Thomas Jaeschke i Aarona Russella. Faktycznie coś było na rzeczy?

- Rozmawialiśmy z oboma zawodnikami, ale równocześnie prowadziliśmy negocjacje z Sebastianem Schwarzem. Amerykanie byli traktowani jako rozwiązanie alternatywne, gdyby nie udało nam się porozumieć z Niemcem. Sebastian był dla nas pierwszą opcją, chcieliśmy zatrzymać go w drużynie, której był ważnym elementem przez ostatnie miesiące. Na szczęście przedłużyliśmy kontrakt, z czego się bardzo cieszymy. Russell miał interesującą propozycję z Włoch, którą wybrał, z kolei Jaeschke zdecydował się na przenosiny do Resovii.

Dlaczego rozmowy ze Schwarzem tak długo trwały?

- Sebastian był w rozjazdach i dlatego kontakt z nim był utrudniony. Poza tym długo uzgadnialiśmy kwestie finansowe i szczegóły jego kontraktu. Krok po kroku zbliżaliśmy się do siebie i finalnie udało się dojść do porozumienia.

Drugie miejsce i zdobyty Puchar Polski. Czy za tymi sukcesami coś idzie? Budżet klubu wzrósł?

- Budżet klubu w tym sezonie musiał wzrosnąć, bo inaczej nie udałoby się nam zatrzymać wszystkich zawodników, a także wystartować w Lidze Mistrzów. Nie ma co ukrywać, że wszystkich naszych sponsorów i partnerów kosztowało to sporo wysiłku. Wszyscy zawodnicy chcieli zostać w Gdańsku, ale mieli bardzo kuszące propozycje z innych klubów.

Chociażby Piotr Gacek, który mógł odejść do Skry. Pokonać bełchatowian na takim polu to nie lada sukces...

- (śmiech) Piotr miał kilka propozycji, ale jest on taką osobą, która nie lubi za często zmieniać miejsce zamieszkania i nie chce dokonywać zmian tylko dla paru "złotówek" więcej. On chciał tutaj zostać, nam też bardzo na tym zależało i teraz możemy się tylko cieszyć. To nie tylko znakomity gracz, ale również świetny motywator, który bardzo pomaga innym zawodnikom.

Musieliście się chyba sporo napracować nad tymi nowymi umowami?

- To prawda. O tym, że udało się podpisać z zawodnikami nowe kontrakty, zadecydowało kilka kwestii. Po pierwsze – atmosfera w drużynie, która była niezwykła. Każdy mówił, że chciałby tutaj pozostać, ale nie ma co ukrywać, że finansowe propozycje z innych klubów były na tyle atrakcyjne, że potrzebowaliśmy czasu, by zamknąć niektóre umowy. Najważniejsze jednak, że ponownie spotykamy się w większości w tym samym gronie. Mamy też dodatkowe atuty, które pozwalają niwelować różnice finansowe w stosunku do najbogatszych klubów PlusLigi. Na naszą korzyść działa piękne miasto i efektowny obiekt. W Gdańsku żyje się i trenuje znakomicie, a siatkarze i ich rodziny mają co robić również w wolnym czasie. Gracze również biorą to pod uwagę i wielokrotnie podkreślają, jak wspaniałe jest to miejsce.

No i jest jeszcze Liga Mistrzów, której nie mają wszyscy...

- To prawda. Reasumując, mamy naprawdę sporo atutów, które potrafią przechylić szalę na naszą korzyść. Hasło "pieniądze to nie wszystko" idealnie tutaj pasuje.

Projekt "Liga Mistrzów" wiąże się z dużymi wydatkami. Już wiecie, ile to przedsięwzięcie będzie was kosztowało?

- Sztuką jest zbilansować przychody z kosztami. Nie ukrywam, że naszym marzeniem było zagranie w europejskich pucharach. Trafiliśmy do elitarnej Ligi Mistrzów i nie mieliśmy żadnych wątpliwości, czy przystąpić do tych rozgrywek. Wszyscy - razem z miastem Gdańsk, Grupą Lotos , firmą Trefl SA i naszymi pozostałymi partnerami – myśleliśmy o tym, jak przygotować się do tego przedsięwzięcia nie tylko pod kątem sportowym, ale również organizacyjnym i finansowym. Koszty będą wiązały się z tym, jak daleko zajdziemy. Mamy już wszystko skalkulowane, już z wariantem wyjścia z grupy. Teraz trzeba tylko godnie zaprezentować się na boisku.

Szczęście było z wami przy losowaniu, bo uniknęliście bardzo dalekich wyjazdów...

- Tak, i dzięki temu koszty są zdecydowanie niższe. Zależało nam na tym, aby nie trafić na drużyny z Rosji. Aspekt finansowy to jedno, ale tu w grę wchodziło również narastające zmęczenie siatkarzy związane z dużym natężeniem meczów oraz ewentualnymi dalekimi podróżami. Przez pierwsze dwa miesiące będziemy grali przecież co trzy dni, a gdybyśmy w tym czasie musieli jeszcze polecieć do Kazania i później wrócić... Wystarczy spojrzeć, jak Mateusz Mika wygląda po długiej podróży. W Iranie pierwszy mecz zagrał słabo, a kolejny miał już świetny.

Źródło artykułu: