Reprezentacja Polski kobiet rozegrała w sobotę w Izmirze prawdopodobnie najsłabsze spotkanie w tej edycji Liga Europejskiej kobiet. Wszelkie optymistyczne prognozy i zapewnienia o lepszej kondycji psychicznej po udanej wyprawie do Tbilisi odeszły w niepamięć już po rozpoczęciu spotkania, kiedy rywalki z Turcji dzięki mocnemu serwisowi wyszły na prowadzenie 8:1 i nie oddały go do samego końca. Biało-Czerwone na tle gospodarza dwumeczu wyglądał bojaźliwie, chaotycznie i po prostu słabo.
[ad=rectangle]
Kamila Ganszczyk zgodziła się z tezą, że kadra Wiesława Popika ma problemy z przełożeniem dyspozycji z treningów na oficjalne mecze. - Przede wszystkim Turczynki pogoniły nas dzisiaj zagrywką, po prostu nie dysponujemy taki serwisem, jaki zaprezentowały dzisiaj rywalki. Przez to "uciekło" nam przyjęcie i to z pewnością zdeprymowało nasz zespół. Wielokrotnie podczas tego meczu opuszczałyśmy głowy, poza tym nie ma co ukrywać, że sytuacja w naszej ekipie jest teraz ciężka. Martyna Grajber przez problemy z kolanem mogła tylko wchodzić na zmiany w celu poprawy przyjęcia, nie chcemy jej mocno eksploatować, bo czekają nas w Zawierciu ważne mecze z Węgierkami - wyjaśniła środkowa. Absencja siatkarki Budowlanych Łódź przyczyniła się do powstania poważnej luki w linii polskiego przyjęcia, której nie potrafiły wypełnić ani Monika Bociek, ani Julia Twardowska.
Paradoksalnie niedzielny mecz może być dla Polek nieco łatwiejszy niż pierwsze starcie z Turcją. W końcu nasze reprezentantki wiedzą już, na co stać przeciwnika i jak można próbować zneutralizować jego atuty. - Wiedziałyśmy, że główną bronią naszych rywalek będzie właśnie zagrywka. Byłyśmy na to przygotowane, ale w praktyce nie czułyśmy jej na rękach i dopiero teraz przekonałyśmy się o jej sile. Jesteśmy teraz nieco mądrzejsze: pozostaje kwestia wiary w samego siebie i w to, że przełamiemy naszą niemoc. Musimy walczyć, stanowić kolektyw, w końcu nieraz już pokazałyśmy w Lidze Europejskiej, że jesteśmy jednością. Wierzę w to, że jutro będzie dla nas lepsze - przekonywała zawodniczka dąbrowskiego MKS-u.
Ganszczyk, kapitana reprezentacji występującej w LE, czeka teraz trudne zadanie podbudowania mentalnego rozbitych po dotkliwej porażce koleżanek z zespołu, by drużyna przestała rozpamiętywać sobotnią klęskę i weszła w kolejne starcie z czystymi głowami. 24-latka zapewniła, że czuje się na siłach, by podjąć to wyzwanie. - W klubach, w których grałam, zawsze mogłam liczyć na kapitanów drużyn. To właśnie dzięki nim jestem teraz gotowa na to, by poprowadzić te dziewczyny do walki. One w większości są młodsze ode mnie i liczą na to, że starsze i bardziej obyte z parkietem zawodniczki będą im pomagały. Ale pamiętajmy, że tu nie zawsze liczy się wiek: spora część z nas ma za sobą występy w kadrach kadeckich, juniorskich, także seniorskiej reprezentacji, posiadają doświadczenie i ogranie. Jedyne, czego potrzebują, to wiara we własne możliwości, a my tylko musimy im to podpowiedzieć. Żadna z nas nie jest tutaj z przypadku: trener zaufał w nas i nasze umiejętności, uznał, że zasłużyłyśmy na miejsce, w którym jesteśmy. Moim obowiązkiem jest pomoc koleżankom w uwierzenie w siebie, trener powierzył mi w zaufaniu to zadanie i mam nadzieję, że to zaufanie znajdę tez w zespole - stwierdziła z pewnością siebie środkowa reprezentacji.
Co do przyjmujących to bardzo się dziwię, dlaczego z zespołem nie Czytaj całość