Fruń jak najwyżej po marzenia - mija 10 lat od śmierci Arkadiusza Gołasia

 / Na zdjęciu: Arkadiusz Gołaś
/ Na zdjęciu: Arkadiusz Gołaś

Eksperci wróżyli mu wspaniałą karierę. Był uznawany za jednego z najbardziej utalentowanych środkowych na świecie. Tragiczna śmierć przerwała jego marsz na szczyt i odebrała reprezentacji Polski wielkiego siatkarza.

W tym artykule dowiesz się o:

Śmierć Arkadiusza Gołasia była niepowetowaną stratą dla polskiej siatkówki. Mimo zaledwie 24 lat, pochodzący z Ostrołęki siatkarz zdążył na stałe zapisać się w historii tej dyscypliny sportu. W swojej krótkiej karierze osiągnął więcej, niż wielu zawodników przez lata gry. Żył zgodnie z jedną ze swoich maksym: Jeśli na boisku czujesz się jak ptak, to poczuj, jak wspaniale jest latać, i fruń jak najwyżej po marzenia.

Arkadiusz Gołaś swoją przygodę z siatkówką rozpoczął w Szkole Podstawowej nr 7 w rodzinnej Ostrołęce. Początkowo nic nie wskazywało, że będzie wielkim sportowcem, jednak w miarę upływu czasu coraz częściej zaczęto dostrzegać jego wielki talent. Pod koniec podstawówki zawodnik mierzył już blisko 190 cm. Dostrzegł go Krzysztof Felczak i tak Arek Gołaś trafił do klubu MKS MOS Wola Warszawa. W stolicy talent zawodnika pochodzącego z Ostrołęki cały czas się rozwijał i po czterech latach spędzonych w Warszawie, w 2000 roku Arkadiusz Gołaś trafił do jednego z najlepszych wówczas polskich zespołów - AZS Częstochowa.

Pod Jasną Górą gwiazda Arka zaświeciła pełnym blaskiem. Gołaś przebojem wdarł się do pierwszej szóstki częstochowskiej ekipy i szybko zaskarbił sobie wielką sympatię kibiców. W mgnieniu oka pokonywał kolejne szczeble w siatkarskiej hierarchii i szybko stał się pierwszoplanową postacią w zespole Akademików. - W czasie, gdy Arek przychodził do klubu, byłem kapitanem zespołu. Wtedy właśnie dołączyła do zespołu grupa młodych zawodników: Jakub Oczko, Michał Bąkiewicz i Arkadiusz Gołaś. Dało się od razu zauważyć, że drzemie w nim ogromny talent. Jego ogromnym atutem była skoczność i zasięg. Potrafił zawisnąć nad siatką, rozejrzeć się i skierować piłkę w dowolne miejsce pola przeciwnika - mówił o umiejętnościach Gołasia Andrzej Szewiński, były siatkarz i prezes AZS-u Częstochowa.

Dobra gra w lidze zaowocowała powołaniem do seniorskiej reprezentacji Polski i w 2001 roku utalentowany środkowy zadebiutował w drużynie prowadzonej przez Ryszarda Boska. W kolejnych latach Arek Gołaś systematycznie otrzymywał powołania na zgrupowania kadry, ale większość spotkań Biało-Czerwonych oglądał z ławki rezerwowych. W 2004 roku siatkarz urodzony w Ostrołęce stał się jednak podstawowym zawodnikiem reprezentacji, a na Igrzyskach Olimpijskich w Atenach był pewnym punktem polskiej drużyny.

Kibice AZS-u Częstochowa nigdy nie zapomnieli o Arkadiuszu Gołasiu
Kibice AZS-u Częstochowa nigdy nie zapomnieli o Arkadiuszu Gołasiu

Jego postawa nie umknęła uwadze włodarzy włoskich klubów. Występy w AZS-ie okazały się dla Arka trampoliną do wielkiej kariery, którą kontynuował na Półwyspie Apenińskim, uznawanym wówczas za siatkarski Olimp i miejsce, o którym marzył każdy profesjonalny siatkarz. - Propozycja z Padwy to było spełnienie marzeń. Na pewno było mi ciężko opuścić Częstochowę. Spędziłem w niej cztery lata i jestem naprawdę przywiązany do tego miasta. Jednak musiałem zmienić środowisko, zacząć zbierać nowe doświadczenia i umiejętności. Nie miałem wątpliwości, że powinienem wyjechać - mówił w jednym z wywiadów Arkadiusz Gołaś.
[nextpage]
Pierwszy sezon we Włoszech okazał się być dla zawodnika pochodzącego z Ostrołęki bardzo udany. Drużyna zakończyła rozgrywki na piątej pozycji i uzyskała prawo startu w kolejnej edycji Pucharu CEV. Sam Gołaś został natomiast wybrany do drużyny zagranicznych gwiazd ligi włoskiej.

Po roku spędzonym w Padwie, Arek Gołaś zrobił kolejny krok naprzód. W sezonie 2005/2006 miał reprezentować barwy jednego z najlepszych siatkarskich zespołów świata - ekipy z Maceraty, z którą podpisał trzyletni kontrakt. - Dawno polski siatkarz nie grał w tak renomowanym klubie. Kontrakt Gołasia, mówiąc obrazowo, można porównać do przejścia polskiego piłkarza do klubu klasy AC Milan czy FC Barcelona - oceniał ten transfer mistrz olimpijski i świata, Ryszard Bosek. Niestety, Arkowi nigdy nie dane było zagrać w barwach nowego klubu.

Ostatni mecz polski środkowy rozegrał 8 września 2005 r. na mistrzostwach Europy we Włoszech i Serbii. Polska wygrała wówczas z Portugalią 3:0, kończąc turniej na 5. pozycji. 16 września siatkarz wraz ze swoją świeżo upieczoną żoną wyruszył w podróż do Maceraty. Do celu jednak nie dotarł.

Na austriackiej autostradzie A2 w Griffen koło Klagenfurtu, prowadzony przez Agnieszkę Gołaś samochód niespodziewanie zjechał na prawo i uderzył w betonową ścianę bariery dźwiękoszczelnej. Arkadiusz Gołaś zginął na miejscu, w wieku zaledwie 24 lat. Jego żona przeżyła wypadek.

Srebrny medal MŚ 2006 polscy siatkarze zadedykowali tragicznie zmarłemu Arkadiuszowi Gołasiowi
Srebrny medal MŚ 2006 polscy siatkarze zadedykowali tragicznie zmarłemu Arkadiuszowi Gołasiowi

Śmierć jednego z najlepszych polskich siatkarzy wstrząsnęła nie tylko środowiskiem siatkarskim w Polsce, ale i na całym świecie. "Żegnaj Arku, Padwa oddaje Ci hołd", "Gołaś blokuje w niebie" - pisały włoskie media. Klub z Padwy postanowił natomiast zastrzec dożywotnio numer 16 na koszulce, czyli ten z którym grał reprezentant Polski.

20 września ciało zawodnika spoczęło tam, gdzie zaczęła się jego sportowa kariera - w Ostrołęce. Środkowy został pochowany na cmentarzu parafialnym. W uroczystościach pogrzebowych Arkadiusza Gołasia uczestniczyło kilka tysięcy osób, w tym władze miasta, koledzy z reprezentacji, kibice. Nie zabrakło także kilkuset osobowej delegacji z Częstochowy. Trumnę z ciałem sportowca nieśli koledzy z reprezentacji: Grzegorz Szymański, Łukasz Żygadło, Piotr Gacek, Piotr Gruszka, Jakub Oczko oraz Krzysztof Ignaczak. - Arkadiusz Gołaś awansował z kadry Polski do kadry niebiańskiej - mówił w czasie mszy proboszcz miejscowej parafii Witold Kamiński.

Koledzy z reprezentacji Polski nigdy nie zapomnieli o Arkadiuszu Gołasiu. Srebrny medal zdobyty w 2006 roku, podczas XVI Mistrzostw Świata w Piłce Siatkowej Mężczyzn, został zadedykowany tragicznie zmarłemu zawodnikowi. Podczas ceremonii wręczania medali wszyscy polscy zawodnicy weszli na podium w koszulkach z numerem 16, z którym środkowy występował w kadrze. - Stojąc na podium, czułem, że jest to jeden z najbardziej intensywnych momentów w moim życiu zawodowym, obok mistrzostwa Ameryki Południowej (...). Ale nigdy nie czułem takich emocji jak wówczas, gdy stanęliśmy na podium i ściągnęliśmy dresy, wszyscy mieliśmy koszulkę z numerem 16. To nasz hołd złożony najlepszemu z nas wszystkich, Arkowi Gołasiowi, człowiekowi, którego nie zapomnimy - napisał w swojej autobiografii "Moje miejsce" Raul Lozano.

16 grudnia 2006 r. Arkadiusz Gołaś został pośmiertnie odznaczony przez prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego Złotym Krzyżem Zasługi. Jego imieniem została nazwana hala sportowo-widowiskowa w Ostrołęce. Hołd reprezentacyjnemu koledze złożyli także Sebastian Świderski i Bartosz Kurek, którzy w barwach drużyny z Maceraty, występowali w koszulkach z numerem 16.

- Czy go brakuje? Na pewno! Brakuje jego obecności, sposobu bycia, gry, uśmiechu. Ale pozostał w sercach wielu: kochanych rodziców, ukochanej żony Agnieszki, kolegów z drużyn, trenerów czy wiernych kibiców. Jest i będzie obecny. Bo o dobrych ludziach się nie zapomina. A nawet, jeśli ktoś zapomni, to przecież czytamy w Ewangelii św. Łukasza: "Jeśli ci umilkną, kamienie wołać będą" - mówił w kazaniu do wiernych w Kościele Środowisk Twórczych pw. św. Brata Alberta i św. Andrzeja Apostoła w Warszawie duszpasterz siatkarzy ksiądz Mirosław Choroszy, w pierwszą rocznicę śmierci Arkadiusza Gołasia. Mimo upływu lat, słowa te nadal pozostają aktualne.

Źródło artykułu: