Niestety forma i sposób przeprowadzenia gali, w moim odczuciu, daleka była od ideału. Tak na dobrą sprawę tylko dwa momenty w tej prawie dwugodzinnej imprezie przykuło moja uwagę. Pierwszy raz, gdy na ekranie pokazano fragmenty czarno-białego filmu z Agatą Mróz na parkiecie, a wszyscy uczestnicy gali na stojąco oddali cześć tej wspaniałej sportsmence. Była to wzruszająca chwila zadumy nie tylko na siatkówką, ale przede wszystkim nad losem człowieka i jego postawy wobec życia, rodziny i przeciwności losu. To było coś niezwykłego, przejmująca cisza na sali i przesuwające się czarno- białe kadry na ekranie.
Drugi raz wzruszyłem się, gdy prezes Mirosław Przedpełski zdecydował się pożegnać odchodzącego na emeryturę Andrzeja Niemczyka. Trenerowi dwukrotnych mistrzyń Europy zwyczajnie to należało się. Jego dokonania pozwoliły polskiej żeńskiej siatkówce ruszyć do przodu, a i jego życie choć barwne i obfitujące w różnorakie sukcesy nie pozbawione w przeszłości było też cierni. Stworzył siatkarski wunderteam, pozwalający uwierzyć kibicom żeńskiej siatkówki, że polskie siatkarki mogą nie tylko grać jak równy z równym z takimi ekipami jak Rosja, USA czy Włochy, ale także od czasu do czasu je ogrywać.
Niestety to były jedyne chwile, które wbijały mnie w fotel przed telewizorem. Później już tylko raz po raz kręciłem się w nim rozczarowany, zniesmaczony i po prostu wkurzony tym co z niego płynęło w moim kierunku.
Większość kibiców za decydujący moment gali uważało ogłoszenie nazwisk nowych trenerów kadry narodowej w siatkówce żeńskiej i męskiej. Sam PZPS podgrzewał atmosferę informując co rusz, iż właśnie na tej gali poznamy osoby które poprowadzą ekipy biało-czerwonych. Logicznym wydawało się, że, podobnie jak w dobrym kryminale rozstrzygnięcie głównego wątku powinno mieć miejsce na ostatnich stronach książki, tak podania nazwisk selekcjonerów siatkarek i siatkarzy należało dokonać na zakończenie gali. Ale organizatorzy tej imprezy chcieli być lepsi. Ogłoszenie Jerzego Matlaka trenerem kadry narodowej siatkarek wcisnęli na zakończenie pierwszej części, ot tak, jako kolejny punkt programu. Żeby było jeszcze śmieszniej, otwarty kanał Polsatu (dotychczas gala transmitowana była na zakodowanym Polsacie Sport) rozpoczynał transmisję z tej imprezy od jej drugiej części, a więc już po ogłoszeniu kto został wybrany trenerem siatkarek. Jednocześnie prowadzący, Agnieszka Popielewicz i Zygmunt Chajzer, podgrzewali atmosferę, zapowiadając, iż po przerwie poznamy najważniejsze nominacje, w tym informację o wyborze trenera siatkarzy.
Siedząc w kucki w fotelu miałem wrażenie, że najważniejsza w Polsce jest siatkówka męska. Mało tego wydawało mi się, że gdyby zielony ludzik z mgławicy Andromedy przyleciał wprost do sali bankietowej warszawskiego hotelu Hilton, to odniósł by wrażenie, że w Polsce w siatkówkę grają tylko mężczyźni, a kobiety, jeżeli już, tylko wtedy gdy nikt tego nie widzi. Nie dość , że jako gwóźdź programu zapowiadano ogłoszenie nazwiska trenera siatkarzy, to organizatorzy tak "ustawili" kategorie w których kibice mogli wybierać zwycięzców, że siatkarki pozostawały de facto w nich bez szans.
Bądźmy szczerzy więcej kibiców interesuje się siatkówką męską. Dlatego też, co jest rozumowaniem tyle prostym co oczywistym, głosującymi w przeważającej części byli kibice przesympatycznych zresztą siatkarzy. Już dziesięcioletni Franek pojmie, że w tej sytuacji, w głosowaniu na kategorię w której w jednym worku znalazły się siatkarki i siatkarze, szanse tych pierwszych, są znikome. Dlatego w kategoriach typu "odkrycie roku" czy "zespół roku" w których wspólnie rywalizowały siatkarki i siatkarze, tak naprawdę trudno było mówić o prawdziwej rywalizacji. Już przed ogłoszeniem wyników można było przewidzieć, iż w każdej "łączonej" kategorii wygra siatkarz. Dlatego na przykład w kategorii "debiut roku" bez szans była Agnieszka Bednarek w konfrontacji z jakimkolwiek zawodnikiem płci odmiennej. W tej kategorii wygrał akurat Zbigniew Bartman, młody, dobrze zapowiadający się zawodnik, zapewne przyszły reprezentant seniorskiej kadry Polski. Gdybym miał jednak wybierać między nim a Bednarek to miałbym duży dylemat. Tegoroczne dokonania choćby w reprezentacji narodowej, chyba jednak przemawiają na korzyść pilskiej siatkarki. Idę w zakład, że gdyby z Bednarek rywalizował, nie siatkarz częstochowskiego AZS-u, ale jakiś Franek Fajtłapski, on też tę rywalizację wygrałby.
Dlatego uważam, że kategorie w których kibice wybierają swoich faworytów, powinny być oddzielne dla siatkarek i siatkarzy. Tak będzie po prostu uczciwiej, a gala nie zamieni się jeden wielki pean ku czci siatkarzy. Myślę, że PZPS i Polkomtel stać by w przyszłorocznych galach z plusami wprowadzić oddzielne kategorie dla siatkarek i siatkarzy.
Kiedy siedziałem w przyciemniony pokoju w wpatrywałem się w połyskujący ekran, z każdą minutą doznawałem uczucia, jak pewnie wielu innych kibiców, że chodząc na mecze siatkarek, tracę czas, bo liczy się tylko siatkówka męska. Siatkówka żeńska to dodatek, może ładny, zgrabny, wdzięczny ale mniej poważny. Czy o to chodziło organizatorom tej gali. Nie sądzę, chociaż tak to wyglądało. Tylko jedna siatkarka wygrała w swojej kategorii, i to tylko dlatego, że była to kategoria "najlepsza siatkarka roku", w której siatkarze, siłą rzeczy, nie brali udziału, ale gdyby znalazł się w niej jakiś przebieraniec, to kto wie.
W końcu już zupełnie zdołowała mnie zapowiedź Zagmunta Chajzera, iż na chwilę poznamy "najbardziej elektryzującą wiadomość tego wieczoru, ogłoszenie wyników konkursu na nowego trenera reprezentacji Polski mężczyzn". Być może tak, ale dla mnie, i chyba nie tylko dla mnie, równie, jeżeli nie bardziej elektryzującą wiadomością było ogłoszenie nazwiska trenera siatkarek. A kto ma rację może okazać się już niebawem po wrześniowych mistrzostwach Europy kobiet. W każdym razie, jak się wydaje, nie można było podczas tej gali w tak oczywisty sposób faworyzować męską siatkówkę.