Reprezentacja Francji premierową odsłonę półfinałowego meczu z Bułgarią rozpoczęła od porażki siedmioma punktami. Później gra była bardziej zacięta, ale niewiele brakowało, by Trójkolorowi przegrali mecz 0:3. Ostatecznie triumfowali po tie-breaku.
W pierwszych dwóch partiach podopieczni Laurenta Tillie popełnili ponad 20 błędów. - Przez dwa sety w zasadzie nie istnieliśmy na boisku, bo Bułgarzy świetnie zagrywali, dobrze grali w relacji blok - obrona. W ogóle w każdym elemencie mieli przewagę, dlatego nie było nam łatwo pokazać swoją siatkówkę - podkreśla Jenia Grebennikov.
Gdy Francuzi byli już w kiepskim położeniu, postawili wszystko na jedną kartę. Przede wszystkim poprawili swoją grę w ataku (ich skuteczność wzrosła z 30 do 50 proc.), a także zredukowali pomyłki. - Po tych dwóch setach znaleźliśmy wreszcie sposób, by zatrzymać Bułgarów. Tak naprawdę nie wiem, co się stało. Zaczęliśmy zagrywać, poprawiliśmy się w obronie i bloku. Bardzo chcemy złota, dlatego podejrzewam, że to spowodowało, że ostatecznie wygraliśmy - odpowiada libero. - Naszą drogę w tym półfinałowym spotkaniu można określić jako z piekła do nieba. To był niezwykle trudny pojedynek, Bułgarzy zaskoczyli nas swoją postawą. Być może po tych dwóch setach byli zmęczeni, może nie wytrzymali ciśnienia.
Zwykle to Trójkolorowi zachwycają grą w obronie, tym razem Bułgarzy pokazali się w tym elemencie z dobrej strony. - Faktycznie obrona zwykle jest naszą silną stroną. W tym meczu nie broniliśmy w zasadzie nic, słabo radziliśmy sobie w tym elemencie. Natomiast Bułgarzy podbijali praktycznie wszystko, a na dodatek wykorzystywali kontry - dodaje 25-latek.
Francuzi nie mieli łatwego zadania także z powodu żywiołowego dopingu publiczności. Zawodnicy między sobą mieli ogromne problemy, by zebrać własne myśli. - W tym meczu rywalizowaliśmy nie tylko z bułgarskimi zawodnikami, ale i ich kibicami. Stworzyli na trybunach prawdziwe piekło, nie byliśmy w stanie się komunikować między sobą. Nie słyszeliśmy własnych myśli. Było nam naprawdę trudno, bo każda wygrana akcja, każdy kontakt Bułgarów z piłką powodował niesamowitą euforię - relacjonuje zawodnik A.S. Volley Lube Civitanova Marche.
Podopieczni Laurenta Tillie o złoto ME 2015 zagrają z "czarnym koniem" turnieju, Słowenią. Gdy Francuzi weszli na halę w trakcie pierwszego meczu, na ich twarzach widoczne było lekkie zdziwienie. - W finale zagramy ze Słowenią, mają bardzo dobrego atakującego. Oprócz tego świetny turniej rozgrywają również Klemen Cebulj i Tine Urnaut. Musimy zagrać tak, jak graliśmy do tej pory. Spodziewaliśmy się tego, że Słowenia jest w stanie sprawić Włochom problemy, graliśmy z nimi turniej w Niemczech i tam pokazali swoje wysokie umiejętności. Być może zaskoczył nas jedynie rozmiar zwycięstwa nad Włochami, to że ich rywale w zasadzie nie mieli zbyt wiele do powiedzenia - zaznacza Jenia Grebennikov.
Agata Kołacz z Sofii