Wojciech Ferens: To nie jest tak, że urwało mi nogę. Po takich kontuzjach się wraca

Wojciech Ferens to jak dotąd największy pechowiec trwającego sezonu PlusLigi. Przyjmujący Łuczniczki Bydgoszcz w meczu inauguracyjnym doznał kontuzji, która wyeliminowała go z gry na wiele miesięcy.

Wojciech Ferens do ekipy Łuczniczki Bydgoszcz dołączył przed rozpoczęciem sezonu. Występy w grodzie nad Brdą miały być dla 24-latka okazją do odbudowania formy, po niezbyt udanym sezonie w barwach BBTS-u Bielsko-Biała. Niestety w drugiej partii inauguracyjnego starcia z Indykpolem AZS Olsztyn, siatkarz doznał kontuzji zerwania więzadeł krzyżowych. Uraz ten wykluczył go z gry najprawdopodobniej na kilka miesięcy.

- W momencie gdy upadłem na parkiet miałem świadomość, że kiedy cały ciężar ląduje na kolanie, coś złego może się wydarzyć. Gdzieś tam w środku żyłem nadzieją, że nie będzie tak źle. Z drugiej strony jednak byłem nastawiony na najgorsze, bo wolałem być pozytywnie zaskoczony. Niestety najgorsze obawy się potwierdziły. Teraz trzeba z tym żyć. Medycyna poszła do przodu, więc nie jest to kontuzja nieuleczalna. Można po niej wrócić do pełnej sprawności, a nawet lepszej, bo więzadła są nowe. Tego się będę trzymał i z takim nastawieniem podejdę do rehabilitacji - powiedział w rozmowie z WP Sportowe Fakty Wojciech Ferens.

Dla młodego zawodnika, któremu nie dane było zadebiutować w barwach nowego zespołu przed własną publicznością, kontuzja oznacza prawdopodobnie koniec sezonu. - Niestety, takie jest życie siatkarza, sportowca zawodowego. Uraz jest poważny, jednak nie na tyle, żeby mnie całkowicie wykluczył ze sportu. Będę musiał skupić się na rehabilitacji, bo z tego się wychodzi. To nie jest tak, że urwało mi nogę i nie będę mógł chodzić. Muszę po prostu zacisnąć zęby i wracać jak najszybciej - zapewnia 24-latek.

Spotkanie z Cerrad Czarnymi Radom Wojciech Ferens (z lewej) obejrzał z wysokości trybun
Spotkanie z Cerrad Czarnymi Radom Wojciech Ferens (z lewej) obejrzał z wysokości trybun

W ciągu najbliższych kilkunastu dni, wychowanek Czarnych Radom ma przejść operację, po której rozpocznie walkę o powrót na parkiet. Mimo prognoz mówiących o długotrwałym rozbracie z siatkówką i żmudnej walce o powrót na parkiet, wychowanek Czarnych Radom zachowuje optymizm. - Pozytywne nastawienie to 50 jak nie 75 procent sukcesu. Wiem, że będę operowany przez dobrych lekarzy i trafię w dobre ręce. Teraz wszystko zależy od tego, co będzie się działo w mojej głowie i od mojego nastawienia - przyznaje Wojciech Ferens.

- Dawid jest najlepszym przykładem na to, że nie ma kontuzji z której nie można wyjść i wrócić silniejszym. Takich urazów jak mój było sporo i zawodnicy wracali do gry. Będę musiał więc stoczyć walkę, trochę inną niż chłopaki na boisku i powrócić silniejszy - dodaje przyjmujący Łuczniczki Bydgoszcz.

Bez względu na przebieg i długość rehabilitacji, wiadomo już, że najbliższe spotkania z udziałem kolegów z zespołu, Wojciech Ferens zmuszony będzie oglądać z poza boiska. Siatkarz nie ukrywa, że nie jest to dla niego zbyt komfortowa sytuacja. Zwłaszcza, gdy gra nie układa się po myśli zespołu, jak w to miało miejsce w starciu z Cerrad Czarnymi Radom. - Bardzo ciężko ogląda się mecze z poza boiska. To jest świeża sprawa zarówno dla mnie jak i dla zespołu. Czasami potrzeba czasu, na poprawę gry. Liczę na to, że z każdym meczem gra będzie wyglądała coraz lepiej. Musimy chłopakom zaufać i dać czas, bo to są ludzie, którzy wiedzą co robią. Czasami trzeba się znaleźć w trudnej sytuacji, żeby pokazać na co nas stać. Miejmy nadzieję, że chłopaki to udowodnią. Tym razem trafił się słabszy mecz, byliśmy dobrze rozpracowani, ale trzeba być dobrej myśli - zapewnia Ferens.

Źródło artykułu: