Wstrząsające słowa Niemczyka. Wolałby umrzeć, byle Agata Mróz była zdrowa

"Cholera, wiele bym dał, żeby móc samemu pożegnać się z tym światem, w zamian za zdrowie Agatki!" - przyznaje legendarny trener siatkówki. Po śmierci zawodniczki czuł się bezsilny i wściekły. Publikujemy kolejny fragment biografii Andrzeja Niemczyka.

Michał Fabian
Michał Fabian
Agata Mróz-Olszewska / Na zdjęciu: Agata Mróz-Olszewska

"Andrzej Niemczyk. Życiowy tie-break". W swojej autobiografii Andrzej Niemczyk - żywa legenda polskiej siatkówki - bez ogródek opowiada o tym, co przeżył. O burzliwych relacjach z kobietami. Milionie dolarów straconym w kilka sekund. Kulisach pracy z reprezentacją Polski kobiet. Całej prawdzie o Polskim Związku Piłki Siatkowej.

Prapremiera autobiografii Andrzeja Niemczyka "Życiowy tie-break" miała miejsce podczas 19. Międzynarodowych Targów Książki w Krakowie (22-25 października br.). 28 października na Stadionie Narodowym odbyła się medialna premiera książki, a od 4 listopada pojawi się ona we wszystkich dobrych księgarniach w Polsce. Dodatkowo na oficjalnej stronie internetowej wydawnictwa SQN można książkę już kupować wysyłkowo.

W WP SportoweFakty publikujemy fragmenty autobiografii Andrzeja Niemczyka, napisanej wespół z naszym redakcyjnym kolegą Markiem Bobakowskim. Przeczytajcie, jak trener wspomina tę, która w tak młodym wieku od nas odeszła - Agatę Mróz-Olszewską.

***

Także dziewczyny namacalnie odczuły to złoto (mistrzostwo Europy w 2003 r. - przyp. red.). Co prawda mistrzostwa odbyły się bardzo późno i po turnieju nie było czasu na podpisywanie kontraktów z zagranicznymi klubami na nowy sezon ligowy, ale większość nazwisk trafiła do notesów najlepszych agentów. Taka Agata Mróz, która na mistrzostwa jechała jako zawodniczka nieznanego klubu z Ostrowca Świętokrzyskiego, sezon 2003/2004 spędziła już w wielkiej Stali BKS Bielsko-Biała. Na jej przykładzie najostrzej było widać, jak jeden turniej może zmienić życie człowieka. Przed mistrzostwami Europy zarabiała marne grosze, ledwo wiązała koniec z końcem, a o oszczędnościach nie mogło być mowy. Kilka miesięcy po złocie w Turcji nie musiała się już martwić o przyszłość finansową. Kontrakt z bielskim klubem, który należał do ścisłej krajowej czołówki, zapewniał jej bardzo dobre zarobki.

Przy Agacie muszę się zatrzymać chwilę dłużej. Kiedy objąłem prowadzenie kadry, zadzwonił do mnie dyrektor Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Sosnowcu Maciej Binkiewicz, prywatnie kolega ze studiów: "Andrzej, mam dla ciebie prawdziwą perełkę". "Okej, przyjeżdżam natychmiast", odpowiedziałem, wiedząc, że w szkole Maćka pracuje się na bardzo wysokim poziomie. Sosnowiec to była kuźnia talentów, a pomysł scentralizowania siatkówki juniorskiej i prowadzenie SMS-ów popierałem ze wszystkich sił. "Andrzej, spokojnie, daj mi powiedzieć - przystopował mnie Maciek. - Tej dziewczyny nie ma w Sosnowcu. Nazywa się Agata Mróz, jest niesamowita. Ma papiery na jedną z najlepszych środkowych świata. Problem w tym, że przerwała treningi. Dwa lata temu poważnie zachorowała, wróciła do rodzinnego Tarnowa. Straciłem z nią kontakt. Jednak teraz dowiedziałem się, że wróciła i gra w Ostrowcu Świętokrzyskim". "Ostrowiec? Cholera jasna, przecież tam nie ma kasy, to nie jest najlepsze miejsce dla utalentowanej zawodniczki", wydusiłem. Maciek przyznał mi rację: "No właśnie. Zadzwoń proszę do niej, zobacz się z nią, i jeśli uznasz, że mam rację i Agata nadaje się do kadry, powołaj ją".

Zadzwoniłem do niej natychmiast i zaprosiłem na zgrupowanie do Szczyrku. Kiedy ją zobaczyłem na treningu, już po pierwszych trzech minutach wiedziałem, że ta dziewczyna jest stworzona do gry na międzynarodowym poziomie. Po zajęciach podszedłem do niej i powiedziałem, żeby czekała na powołanie z reprezentacji. Widać było, że nie wierzy. Pewnie pomyślała, że ma do czynienia z wariatem, który wróci do Warszawy i zapomni. Nie zapomniałem.

**

Te dwa dni w miesiącu, które spędzałem w szpitalu, strasznie mnie wkurzały. Na oddziale onkologii widziałem wyniszczonych ludzi, chudych jak palec, bez iskry w oczach. Oni już nie walczyli, nie wierzyli. A ja chciałem żyć! Dlatego na podłączenie kroplówki chodziłem do gabinetu lekarskiego i tam w spokoju brałem chemię. Tak wolałem. Widok tych biedaków rozkładał mnie na łopatki.

Pobyt w szpitalu był trudny z jeszcze jednego powodu. Chodziło o zachowanie środków bezpieczeństwa. Każdy, kto mnie odwiedzał - a przychodziły całe pielgrzymki - musiał wchodzić na oddział w maseczce, ponieważ mój osłabiony organizm był narażony na infekcje. "Panie Andrzeju, proszę mieć świadomość, że może mi pan teraz umrzeć na katar", powtarzał mój lekarz. Miał rację, o czym się przekonałem, kiedy odeszła Agata Mróz. Cholera, wiele bym dał, żeby móc samemu pożegnać się z tym światem, w zamian za zdrowie Agatki! Gdy się jeszcze dowiedziałem, że ona zmarła nie dlatego, że przegrała z rakiem, że przeszczep się nie udał, ale właśnie z powodu infekcji, to mnie szlag trafił. Z wściekłości rzucałem przedmiotami po ścianach i chyba po raz pierwszy w życiu czułem się bezsilny.

4 czerwca 2008 roku pamiętam z jeszcze jednego powodu. Tuż przed 10.00 rano próbowałem się do niej dodzwonić. Nie udało się. "Pewnie jest na badaniach", pomyślałem. Wykręciłem więc numer jej męża. Cisza. Zdziwiłem się, bo Jacek zawsze odbierał. Nagrałem się więc Agacie na pocztę głosową: "Hej, nie ma sprawy, nic się nie dzieje, nie musisz oddzwaniać. Życzę ci miłego dnia". Kilkadziesiąt minut później dowiedziałem się, że to były moje ostatnie słowa skierowane do jednej z najlepszych siatkarek i jednej z najcudowniejszych kobiet, jakie poznałem…

Byłem jedną z osób, która namawiała Agatkę, aby urodziła dziecko. Wiem, że wielu było temu przeciwnych. Zasięgnąłem języka u swoich lekarzy, najwyższej klasy profesorów, i okazało się, że to świetny pomysł. "Nawet sobie nie wyobrażasz, jak ciąża regeneruje organizm - mówili. - Jeżeli uda się urodzić to dziecko, to pacjentka dostanie takiego kopa, że pomoże jej to w walce z nowotworem". Tym bardziej czuję się bezsilny i wściekły. Gdyby starczyło jej siły na jeszcze dwa-trzy dni walki z infekcją, to przetrwałaby kryzys i dziś była spełnioną matką, żoną, sportsmenką. Kto wie… Może umówiłbym się z nią na kawę w jednej z warszawskich knajpek, żeby powspominać dawne czasy?

* * * Andrzej Niemczyk to autor niezliczonych sukcesów żeńskiej siatkówki w Polsce, Niemczech i Turcji. Jest jedynym szkoleniowcem, który doprowadził polskie siatkarki do mistrzostwa Europy, i to dwukrotnie - w 2003 i 2005 roku. Od 1995 roku zmagał się z nowotworem, który pokonał ostatecznie po 10 latach walki. Marek Bobakowski jest dziennikarzem sportowym, pracującym w WP SportoweFakty. Wcześniej był szefem działu sportowego Grupy o2.pl, redaktorem naczelnym "Magazynu Futbol" i szefem działu siatkówki w katowickim "Sporcie". Do tej pory wydał dwie książki: Niepokój stadionów (razem z Rafałem Zarembą) oraz Grzegorz Lato. Zobacz także: Niemczyk o Agacie Mróz: płakałem jak dziecko, strasznie to przebolałem
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×