Dąbrowski zespół mógł wykorzystać słaby mecz czwartego w tabeli Impelu Wrocław, powiększając nad nim punktową przewagę. Wystarczyło pójść za ciosem w trzeciej partii sobotniego spotkania z Chemikiem Police i wykorzystać w stu procentach przewagę nad nieco zagubionymi mistrzyniami Polski. Podopieczne Juana Manuela Serramalery nie potrafiły tego dokonać i koniec końców policzanki triumfowały we własnej hali 3:1. - Wydaje mi się, że w takim momencie zaważyło doświadczenie dziewczyn po drugiej stronie siatki i nie przejmowały się wynikiem po drugiej stronie siatki. W trzecim secie było już 16:8 dla nas, nagle z niewiadomych przyczyn zrobiło się 17:17... Chyba za bardzo panikujemy w najważniejszych momentach i nie umiem wytłumaczyć, dlaczego tak się dzieje - mówiła po meczu środkowa zagłębiowskiej ekipy Kamila Ganszczyk, autorka 9 punktów przy 42-procentowej skuteczności i 3 punktowych bloków.
Dobra zmiana skutecznej Rebecci Pavan, niemal stuprocentowa skuteczność Karoliny Różyckiej w plasach kierowanych w środek parkietu i doskonałe odczytywanie zamiarów rozgrywających Chemika sprawiły, że dąbrowianki wyrównały stan spotkania w drugim secie (25:21) i miały wszystko w swoich rękach w kolejnej odsłonie konfrontacji. Wtedy jednak trener Giuseppe Cuccarini posłał w pole serwisowe cichą bohaterkę meczu, Dominikankę Yonkairę Penię, której dwa asy obudziły kadrę mistrzyń Polski. - Chemikowi "wpadło" kilka naprawdę niezłych zagrywek, na które nie byłyśmy przygotowane i to też miało wpływ na taki scenariusz seta. Każda z nas do tego popełniła po kilka błędów, ja sama także. Musimy z tego spotkania wyciągnąć właściwie wnioski: nikt co prawda nie spodziewał się, że wywieziemy stąd trzy punkty, ale szansa na chociaż jeden była na wyciągnięcie ręki i to boli - Ganszczyk nie kryła rozczarowania.
To nie pierwszy raz, kiedy dąbrowski MKS na własne życzenie traci cenne sety i punkty. Wystarczy wspomnieć pięciosetowe spotkanie z , przegrane starcie z , nawet ostatnia ligowa wygrana z (3:1) została skażona setem przegranym aż do 13. - Cóż, jesteśmy kobietami i takie rzeczy siedzą nam w głowach, ale trudno się tłumaczyć w ten sposób i nie zamierzam tego robić. Czasami bywa tak, że po serii dobrych zagrań przychodzi przestój i musimy nauczyć się jak najszybciej przerywać takie momenty. Póki co nam tego brakuje i nad tym trzeba będzie popracować - przyznała reprezentantka Polski.
Ekipę z Dębowego Miasta czekają wymagające konfrontacje z rywalami z Muszyny, Łodzi, Sopotu i Wrocławia, czyli pretendentami do pierwszych czterech miejsc w tabeli fazy zasadniczej. Jeśli Tauron MKS zamierza awansować do półfinałów ligi, nie może już sobie pozwalać na taką niekonsekwencję jak w Azoty Arenie. - W play-offach zamierzamy walczyć o medale, aczkolwiek do nich jeszcze trochę zostało. Czekają nas jeszcze ważne mecze w dalszej części sezonu, do tego w tym momencie w tabeli zaczyna robić się ciasno. Mam nadzieję, że wykorzystamy w kolejnych kolejkach atut własnej hali i zajmiemy miejsce w pierwszej czwórce - stwierdziła środkowa.