Dwie pierwsze partie to wręcz koncertowa gra Cerrad Czarnych Radom. W trakcie ich trwania oddali rywalom zaledwie 33 "oczka", a sami popełnili tylko 5 błędów (2 w pierwszym secie i 3 w drugim)! Gdy w kolejnej odsłonie miejscowi prowadzili 4:0, wydawało się, że MKS Będzin się już nie podniesie. Tymczasem rywale postawili wszystko na jedną kartę i mieli swoje szanse na wygranie seta, ale ostatecznie to radomianie triumfowali 26:24.
Strata nawet punktu w meczu z najniżej notowaną drużyną byłaby dużym problemem dla podopiecznych Raula Lozano. Na ich szczęście triumf za 3 punkty pozwolił awansować na 5. miejsce w tabeli. - W pierwszych dwóch setach graliśmy naprawdę fajnie, w trzecim już pojawiło się kilka błędów. Mieliśmy moment dekoncentracji, ale najważniejsze, że wygraliśmy 3:0 i że nie straciliśmy punktów. Teraz skupiamy się już na meczu z Kielcami - podkreślił Bartłomiej Bołądź.
Jak zauważył atakujący, nie było mowy o dopisaniu sobie kompletu "oczek" przed startem spotkania z MKS-em. - Liga naprawdę w tym roku się wyrównała i choć będzinianie zajmują ostatnie miejsce w tabeli, to ich nie zlekceważyliśmy. Każdy może wygrać z każdym, już wcześniejsze mecze pokazały, że jest wiele niespodzianek w tym roku. A że nie ma play-offów, liczy się każdy punkt i każde zwycięstwo - dodał.
W poprzedniej kolejce PlusLigi Cerrad Czarni wygrali premierową odsłonę 25:12, by ostatecznie ulec Indykpolowi AZS po tie-breaku. Czy po dwóch setach z ekipą z Będzina, dość gładko wygraną przez miejscowych, nie pojawiły się obawy, że historia lubi się powtarzać? - W pierwszym secie gładko wygraliśmy i bałem się, że może się powtórzyć scenariusz z Olsztyna, gdzie premierową odsłonę zagraliśmy fantastycznie, a później przegraliśmy mecz. Drugi set również dość gładko przez nas wygrany, ale w trzecim po prostu MKS zagrał o wiele lepiej. My mieliśmy trochę problemów z przyjęciem, ale całe szczęście tym razem nie zaważyło to na wyniku - przyznał zawodnik.
Bartłomiej Bołądź w środę rozegrał świetne zawody, atakował z 64-procentową skutecznością (18/28) i nie popełnił żadnego błędu w tym elemencie. Dodatkowo popisał się punktowym blokiem i 3 asami serwisowymi. Nic więc dziwnego, że za swoje dokonania otrzymał statuetkę MVP.
Atakujący zwykle serwuje z wyskoku, ale w meczu z MKS-em zaprezentował także floata. Co ciekawe, taki rodzaj serwisu sprawił rywalom wiele problemów. - W tym sezonie już kilka razy zagrywałem stacjonarną zagrywkę. Cieszę się z tego, że mogę dokładać do swojego repertuaru różne rozwiązania. Siatkówka staje się coraz bardziej urozmaicona, nie tylko siłowa, co pokazują najlepsi - skomentował.