Ola Piskorska: Takiej PlusLigi nie chcą ani kibice, ani zawodnicy ani trenerzy. Czas na zmiany (felieton)

Runda zasadnicza zbliża się do końca, walka jest bardzo zacięta, a niektóre wyniki wręcz sensacyjne. A mimo to, trudno się zachwycać tegoroczną PlusLigą. Ma jedną ogromną wadę.

Ola Piskorska
Ola Piskorska

Meczów ligowych w tym roku pokazywanych jest sporo i są bardzo często. Niestety większość ogląda się z bólem zębów, bowiem wadą tegorocznych rozgrywek jest wszechobecny brak jakości. Sensacyjne rezultaty nie wynikają z tego, że zespoły z dołu tabeli wspinają się nieoczekiwanie na wyżyny swoich umiejętności, tylko z tego, że drużyny ze szczytu tabeli nieustannie falują poziomem i zdarzają im się mecze bardzo słabe. Nawet zapowiadane jako hity kolejek spotkania między ekipami z aspiracjami medalowymi prezentują czasem poziom zupełnie niegodny miana dobrego widowiska. W nowym sezonie na pewno będzie inna formuła, zastanówmy się więc, czy można to zmienić i jak. Oto moje propozycje zmian.

Skończmy z graniem w środy

Moim zdaniem realizacja tego postulatu jest kluczowa dla poprawy jakości gry w naszej lidze. Nie bez powodu w Lidze Mistrzów grają najlepsi i najbogatsi, bo do meczów co 3 dni przygotowane są wyłącznie najmocniejsze ekipy. Te z szerokim składem i pełne zawodników doświadczonych i o umiejętnościach tak wysokich, że są nimi w stanie przykryć chwilowe zmęczenie czy spadek formy. Drużyna przeciętna i grająca tą samą szóstką nie utrzyma poziomu grając co 3 dni. Trudniej jest również o porządną koncentrację i mobilizację przy tak częstych meczach.

Do tego dochodzi też brak czasu na regularne, spokojne treningi, a każdy trener powie, że jakość gry zespołu podnosi się wyłącznie poprzez treningi. Ci najzamożniejsi mogą bazować na umiejętnościach indywidualnych swoich graczy (choć przykład Resovii pokazuje, że nie zawsze to wychodzi), ale średniacy nie mają możliwości podnosić poziomu gry, kiedy zamiast trenować podróżują przez Polskę na kolejne mecze ligowe.
Kibice - nawet ci głęboko i wiernie zakochani w siatkówce - też odczuwają przesyt i znużenie, zwłaszcza, że spotkania są często niewarte oglądania. Nawet jak wielbią swoją drużynę, to nie mają czasu ani pieniędzy, żeby oglądać ją dwa do trzech razy w tygodniu. A czasem nie mają nawet już chęci, zwłaszcza jak ta drużyna umęczona słania się po boisku i popełnia juniorskie błędy.

Teraz mamy rok olimpijski i kluczowe było maksymalne skrócenie sezonu, to jest zrozumiałe. Ale można spokojnie uznać, że eksperyment się nie powiódł i po igrzyskach wrócić do klasycznego wariantu kolejek ligowych tylko w weekendy. A w środy będą grali tylko uczestnicy prestiżowych rozgrywek Ligi Mistrzów.

Ktoś powie, że mamy tak liczną ligę, że mecze muszą odbywać się co 3 dni, bo inaczej faza zasadnicza trwałaby za długo. I to nas przenosi do następnej zmiany.

Skończmy z powiększaniem PlusLigi na siłę, niech będzie 12 dobrych drużyn

Jest tajemnicą poliszynela, że niektóre kluby nie zasługują na grę w ekstraklasie. Może czas uczciwie powiedzieć, ze najwyższa klasa rozgrywkowa nie jest dla wszystkich? Dla klubów uboższych i słabszych sportowo mamy pierwszą ligę, a nawet drugą. Władze PlusLigi regularnie przymykają oko na problemy finansowe i sportowe kilku drużyn, udzielając przy okazji wyjątkowo bezsensownych tłumaczeń ("nikt nigdy nie złożył oficjalnej skargi na brak wypłat w tym klubie" - o drużynie, która była powszechnie znana w całym środowisku z zaległości sięgających kilku sezonów, a jej zawodnicy już w styczniu wychodzili na mecze w kamizelkach z napisem "SOS"). Zamknięcie ligi spowodowało, że nikt nie spada, ale władze zobowiązały się do dbałości o poziom sportowy i ewentualne usuwanie zespołów zbyt słabych. Nie robią tego, dopuszczając do grania kluby, które wymagany budżet mają wyłącznie na papierze, a ich transfery polegają na rozpaczliwym poszukiwaniu wystarczająco tanich zawodników, żeby dało się uzbierać choć dwunastu.

W efekcie mamy w lidze kilka zespołów, których gry po prostu nie da się oglądać. Z dobrze dysponowanym rywalem przegrywają w trzech setach, ze słabszym grają pięciosetowe maratony na poziomie gorszym od czołówki pierwszej ligi. I owszem, nawet im zdarza się jeden czy dwa przyzwoite mecze w sezonie, ale przez większość roku grają to, co trafnie niegdyś Łukasz Kadziewicz nazwał "pornografią".

Oczywiście, nie każda drużyna z małym budżetem jest słaba i powinna wylądować w pierwszej lidze. Czasem uda się znaleźć rozsądnego trenera, który nawet przy małym budżecie umie złożyć zespół, który daje się oglądać i nie jest ligowym "chłopcem do bicia". Ale to są rzadkie wyjątki.

Oczekiwałabym od władz ligi faktycznych, a nie pozorowanych, działań mających na celu podniesienie poziomu gry w PlusLidze. Weryfikacji budżetów oraz fachowej oceny gry zespołów poniżej ósmego miejsca, bo zapisany w regulaminie wymóg pięciu zwycięstw jest zupełnie niewystarczający. Niektóre drużyny grają w PlusLidze tylko dlatego, że stoi za nimi wspaniała historia. Albo dlatego, że ktoś uważa, że im liczniejsza liga, tym lepiej dla polskiej siatkówki.

Otóż nie, nie jest lepiej. PlusLiga powinna być prestiżowymi rozgrywkami elit, gdzie każdy mecz wymaga od zawodników maksymalnej koncentracji i wspięcia się na szczyt umiejętności. To gwarantuje oglądalność, poziom widowisk, a także ściąganie zagranicznych gwiazd. Inaczej skończymy jak liga turecka, gdzie prawdziwą siatkówkę grają cztery zespoły, a reszta udaje.

Do drzwi polskiej ekstraklasy pukają teraz trzy zespoły z 1 ligi. Trzeba zadbać o to, żeby były to kolejne Cuprum Lubin, który jest doskonałym przykładem przemyślanego i udanego awansu. Powinny być im postawione bardzo jasne i ostre warunki do spełnienia, a przy okazji te same można by (wreszcie!) zastosować do obecnych plusligowców. Na pewno nie powinno się powiększać ligi, a może przy okazji przyjmowania nowych ekip warto by ją zmniejszyć. Dwanaście zespołów wydaje się być bardzo odpowiednią liczbą, także ze względu na play off.

Skończmy z rozbudowaną fazą play off

Tegoroczne rozgrywki pokazują, że zmiana formuły bardzo podniosła rangę rundy zasadniczej i lidze wyszło to na dobre. Każdy mecz jest ważny, nawet każdy set jest ważny. Spotkania są o wiele bardziej zacięte i dzięki temu ciekawsze dla kibiców. Wszyscy mają świadomość, że strat już nie da się odrobić w fazie play off, jak wcześniej.

Rok olimpijski wymusił oczywiście skrajne skrócenie fazy play off, nazbyt ekstremalne na kolejne lata. Ale w przyszłym sezonie można by wprowadzić system czwórkowy. Drużyny z pierwszej czwórki grają półfinały (1-4, 2-3) i potem finał i mecze o brąz, zespoły z miejsc 5-8 oraz 9-12 w tym samym czasie robią to samo. Jest w miarę krótko i premiuje dobrą postawę drużyn w rundzie zasadniczej.

Część z tego brzmi znajomo, prawda? Była już PlusLiga złożona z dwunastu zespołów i mecze tylko w weekendy. Gdzieś po drodze działacze nieco zachłysnęli się ideą tworzenia z naszej ekstraklasy produktu, a zapomnieli o tym, że ostatecznie najważniejszy jest poziom sportowy. Ilość (ani meczów ani zespołów) nie przekłada się na jakość. Dobrze by było, że władze ligi przyjrzały się zmianom wprowadzanym w ostatnich sezonach i ich skutkom. Wycofanie się z niektórych i powrót do poprzednich koncepcji nikomu ujmy nie przyniesie, a będzie krokiem w dobrą stronę.

Ola Piskorska

Zobacz więcej tekstów Oli Piskorskiej ->

[b]Zobacz wideo: Kłos o powołaniach: trener nie chce ryzykować
Źródło: TVP S.A. [/b]
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×