W tym meczu ekipę ze stolicy Podkarpacia interesowała tylko pełna pula. Wiadomo było, że strata punktu czy choćby jednego seta mogłaby być bardzo bolesna w końcowym rozrachunku. Gospodarze do czwartkowego pojedynku przystąpili jeszcze bez powracającego po kontuzji Piotra Nowakowskiego i narzekającego na ból pleców Juliena Lyneela, a goście bez Bartosza Kaczmarka.
Początek meczu toczył się pod dyktando gospodarzy. Bartosz Kurek zaczął od trzech punktowych zagrywek. W przyjęciu duże problemy miał Maciej Pawliński (8:3). Potem jednak rzeszowianie popełniali szkolne błędy. Dwa asy serwisowe zaliczył Wiaczesław Baczkała, a oba obciążały konto Nikołaja Penczewa. Potem dwa autowe zbicia zanotował Mariusz Gaca i przewagę nadal miały Pasy (16:12). W końcówce Stelio DeRocco próbował ratować sytuację zmianami, ale to nic nie dało. Resovia co prawda z przestojami, ale w bardzo dobrym stylu rozpoczęła spotkanie (25:19).
Na starcie drugiej partii będzinianie wyciągnęli wnioski i zaczęli coraz bardziej naciskać mistrzów Polski. Kilka indywidualnych pojedynków na środku mieli Dmytro Paszycki i Baczkała (6:8). Po kilku nieskończonych akcjach Andrzej Kowal zdjął z boiska bezproduktywnego Penczewa i do gry desygnował Oliega Achrema. Miejscowi mieli problemy w przyjęciu, co przekładało się na nieskończone ataki (14:16). Ekipa znad Czarnej Przemszy kontrolowała wynik, a pętla na szyi Resovii zaciskała się. W końcówce emocje sięgnęły zenitu. Po jednej z akcji najpierw skutecznym challengem popisał się Kowal, a po chwili o wideoweryfikację poprosił De Rocco i to właśnie szkoleniowiec gości przechytrzył swojego vis-a-vis. W kluczowej wymianie ataków nie skończył Achrem, a MKS wyprowadził zabójczą kontrę przez środek (23:25).
W kolejnej odsłonie emocje opadły, ale rzeszowianie zaczęli grać bardziej odpowiedzialnie i odskoczyli rywalowi po serii zagrywek Paszyckiego (8:4). Fabian Drzyzga wobec nadal słabszego odbioru grę opierał na skrzydłach - Achremie i Bartoszu Kurku. Ten drugi był najjaśniejszą postacią po stronie Resovii. W MKS-ie kapitalnie radził sobie Baczkała (16:12). Po drugiej przerwie technicznej mistrzowie Polski nie pozostawili oponentom żadnych złudzeń i ponownie objęli prowadzenie w całej rywalizacji (25:18).
Na starcie czwartego seta walka była wyrównana, ale ciągle przewagę optyczną mieli gospodarze (8:6). Bardzo wiele piłek wędrowało do Kurka, którego skuteczność przez to spadała. W ekipie gości największym zagrożeniem w ataku był Maciej Pawliński. Potem Resovia weszła na najwyższe obroty (16:12). Na przestrzeni całego spotkania najstabilniej prezentował się - początkowo mało widoczni - Thomas Jaeschke i Krzysztof Ignaczak. Na finiszu będzinianie już nie do końca wierzyli, że zdołają ugrać coś więcej niż jedną partię. Rzeszowianie pewnie wygrali czwartą odsłonę (25:18). W Rzeszowie zostały więc trzy duże "oczka", ale plan na ten mecz nie został wykonany.
Asseco Resovia Rzeszów - MKS Będzin 3:1 (25:19, 23:25, 25:18, 25:18)
Asseco Resovia
: Drzyzga, Jaeschke, Paszycki, Kurek, Penczew, Dryja, Ignaczak (libero) oraz Achrem, Holmes, Witczak, Perłowski.
MKS: Sanders, Peszko, Baczkała, Piotrowski, Pawliński, Gaca, Stysiał (libero) oraz Warda, Oczko, Żuk, Laane, Schamlewski.
MVP: Krzysztof Ignaczak (Asseco Resovia).
Najważniejszy mecz to będzie Resovii z Lotosem, no i Skr Czytaj całość