Raul Lozano: Zmiany w PlusLidze były konieczne, bo brak Polaków na igrzyskach byłby katastrofą

Były trener reprezentacji Polski podsumował rok spędzony w Cerrad Czarnych, a także zdradził, czy możliwe jest łączenie posady w kadrze Iranu i w radomskim zespole.

Agata Kołacz
Agata Kołacz

Dla Raula Lozano mecz z PGE Skra Bełchatów był ostatnim w sezonie w roli szkoleniowca Cerrad Czarnych. Ze względu na podpisanie kontraktu z reprezentacją Iranu, Argentyńczyk musiał opuścić Polskę wcześniej. Klub poprowadzą teraz Robert Prygiel i Wojciech Stępień.

WP SportoweFakty: Został pan trenerem reprezentacji Iranu. Czy powrót do Cerrad Czarnych Radom w przyszłym sezonie jest w ogóle realny?

Raul Lozano: W tym momencie nie można tego określić na sto procent, ale powrót do Radomia nie jest wykluczony. Nie wiadomo bowiem, jak wszystko ułoży się w Iranie. Będzie to ogromne wyzwanie nie tylko dla mnie, ale i dla zawodników. Nie wiem, jak odnajdę się w nowym dla siebie środowisku. Wiadomo, że decyzja o ewentualnym powrocie będzie zależna od wyniku z kadrą Iranu, czy uda nam się zakwalifikować na igrzyska olimpijskie. Jeżeli nie zrealizuję postawionego przez federację celu, nie ma mowy o kontynuowaniu współpracy. Zgodziłem się na propozycje objęcia kadry Iranu, ponieważ mam szansę pojechać na trzecie igrzyska olimpijskie. To byłoby coś wspaniałego.

Podczas turnieju interkontynentalnego, który odbędzie się w maju w Japonii, odbywają się jednocześnie kwalifikacje azjatyckie. Jedna drużyna z tego kontynentu ma więc zapewnione miejsce w Rio, eksperci typują właśnie Iran. Czy wyobraża pan sobie jednoczesną pracę w klubie i w reprezentacji?

- Nie sądzę, żeby to było najlepsze rozwiązanie dla zdrowia. A tak poważnie, od dawna nie miałem wakacji, a prosto z Polski lecę do Iranu. Poza tym, wolę pracować tylko w jednym miejscu, a nie w dwóch krajach na pół gwizdka. Pracowałem tak przez trzy lata, byłem jednocześnie trenerem kadry Hiszpanii i włoskiego klubu. Jednak we Włoszech mieszkałem wówczas z moją rodziną. Z kolei podczas pracy chociażby z polską reprezentacją, czy teraz z Cerrad Czarnymi Radom, rodzina pozostała w Argentynie.

Załóżmy wobec tego, że Iran nie zakwalifikuje się na igrzyska. Wówczas wraca pan do pracy z Cerrad Czarnymi?

- Jeśli zależałoby to ode mnie, to chętnie bym w Radomiu został. Świetnie się tutaj czułem, bardzo dobrze mnie traktowano. Miałem okazję pracować z młodymi, perspektywicznymi zawodnikami. Gdy do tego dołoży się tak doświadczonych siatkarzy jak Daniel Pliński czy Lukas Kampa, to śmiało mogę powiedzieć, że była to idealna grupa do trenowania. Jeśli chodzi o tych chłopaków, którzy dopiero zaczynają przygodę z profesjonalną siatkówką, stanowią oni bardzo silną grupę. Przed nimi są ogromne możliwości rozwoju, naprawdę mogą być przyszłością polskiej kadry. Wielu ludzi początkowo nie rozumiało, że w składzie mamy tylu 20-latków. Adam Kowalski, Artur Szalpuk, Bartek Bołądź mają 21 lat, Bartek Grzechnik 23 lata, Igor Grobelny czy Zack La Cavera są rok młodsi. Kuba Zwiech ma zaledwie 19 lat. Oni wszyscy potrzebują czasu, żeby zrobić progres. PlusLigę można porównać ze studiami. Kiedy je zaczynasz, po kolei pokonujesz kolejne etapy. To jest oczywiste, że w 5 miesięcy nie zdobędziesz dyplomu. Tak samo jest z PlusLigą, ci zawodnicy nie będą mistrzami w tak krótkim czasie. Trzeba im dać możliwości do pracy, a na pewno rezultaty będą widoczne.

Jak może pan podsumować swój pobyt w Polsce?

- W Polsce są świetne warunki do pracy, sprzyja temu przede wszystkim środowisko, które jest pozytywnie nastawione do siatkówki. W Radomiu miałem okazję pracować ze wspaniałymi ludźmi, z którymi stworzyliśmy zgrany sztab szkoleniowy. Kibice chcą przychodzić na mecze, siatkarze spotykają się z ogromną sympatią. Fani jeździli za nami na praktycznie wszystkie mecze. Wszyscy w Polsce są bardzo chętni do pomocy. Na pewno nie brak jednak drobnych, które można poprawić. Przede wszystkim przydałby się większy budżet. W tym roku kontrakty kończą się Lukasowi Kampie, Danielowi Plińskiego, Arturowi Szalpukowi czy Wojtkowi Żalińskiemu. Jeśli oni odejdą, to znów trzeba będzie bazę budować od nowa. To jest ważne, żeby skład był na kilka lat, a nie zmieniany co sezon. Ci zawodnicy na pewno otrzymają propozycje z innych klubów, pewnie z wyższymi kontraktami, nie wiadomo, czy będziemy w stanie z nimi konkurować. Świetnie, że w Radomiu jest sponsor tytularny. Firma Cerrad dba o to, żeby drużyna była silna. Bardzo fajną inicjatywą jest także to, że w sponsoring zaangażowały się mniejsze firmy z regionu radomskiego. Z pewnością budowa hali jest pozytywnym bodźcem. Siatkówka jest taką dyscypliną, że aby był możliwy progres, trzeba w nią zainwestować.

Jak wyglądała współpraca z Polskim Związkiem Piłki Siatkowej?

- Współpraca ze związkiem układała się bardzo dobrze. Od momentu, kiedy zostałem trenerem polskiej reprezentacji, dokonano wielu zmian. Warto podkreślić, że nie były one łatwe do przedstawienia i zaakceptowania. Gdy pracowałem jako trener kadry, chciałem, żeby liga rozpoczęła się dopiero po mistrzostwach świata w Japonii, zwracałem uwagę na kwestie dyscypliny reprezentantów. Z Arturem Popko dużo rozmawialiśmy o tym, żeby wzmocnić pozycję siatkówki w Polsce. Poszukiwaliśmy też sposobu na poprawę polskiej ligi, podsuwałem sugestie, które mogłyby pomóc. Chociażby sprawa piłek, w lidze grało się wówczas Moltenami, a na arenie międzynarodowej Mikasami. Bardzo mi zależało na tym, żeby to ujednolicić, bo zupełnie inaczej zagrywa się floata. Zawodnicy potrzebowali czasu, żeby się przestawić z jednej piłki do drugiej. Na szczęście bardzo szybko doszliśmy do porozumienia. Praktycznie wszystkie moje sugestie zostały prędzej czy później wprowadzone. Oczywiście termin rozpoczęcia sezonu klubowego w 2006 r. był bardzo długo dyskutowany, bo nie jest tajemnicą, że stanowiska trenerów klubowych i trenera kadry to często dwa różne bieguny. Ówczesne władze związku przekonały władze ligi, a tym udało się dojść do porozumienia z prezesami w klubach. Na pewno osoba Artura Popko odegrała tutaj szczególną rolę.

Radomianie zajmują aktualnie szóstą pozycję. Co może pan powiedzieć o tegorocznych rozgrywkach?

- Sezon był udany pod każdym względem. Dotyczy to zarówno treningów i zrealizowania postawionych przeze mnie założeń, jak i sposobu gry czy indywidualnego rozwoju zawodników. Nie miałem żadnych problemów z dyscypliną, atmosfera w drużynie była wspaniała. Wypracowana została baza do dalszej pracy. Trzeba pamiętać, że nie mamy takiego budżetu jak czołowe drużyny ligi. Asseco Resovia Rzeszów, PGE Skra Bełchatów czy Lotos Trefl Gdańsk rywalizowały jednocześnie w PlusLidze i Lidze Mistrzów. Tam budżet jest stabilny, dzięki czemu są warunki, by walczyć o zupełnie inne cele. Z kolei w ZAKSIE Kędzierzyn-Koźle gra obecnie trzech mistrzów świata i dwóch mistrzów Europy. To niezwykle silna ekipa, którą zbudowano po to, by zdobyła mistrzostwo Polski. Jest wielce prawdopodobne, że tak się stanie.

Do końca sezonu zostały dwa mecze. Które miejsce ostatecznie zajmą Cerrad Czarni Radom?

- Naszym celem jest poprawa lokaty z poprzednich rozgrywek. Nawet, jeśli ostatecznie zajęlibyśmy siódme miejsce, to byłbym zadowolony, bo przedsezonowe założenia zostałyby zrealizowane. Za prawdziwy sukces uznałbym miejsce piąte czy nawet szóste. Biorąc pod uwagę te wszystkie czynniki, które wcześniej wymieniłem, to naprawdę duże osiągnięcie.
Raul Lozano bardzo sobie chwali czas spędzony w Polsce Raul Lozano bardzo sobie chwali czas spędzony w Polsce
Krytykowany przez wielu tegoroczny system PlusLigi dostarczył i wciąż dostarcza wielu emocji, bo na dwie kolejki przed końcem rundy zasadniczej wciąż nie mamy stuprocentowej pewności, kto zagra o złoto. Jakie jest pana zdanie na ten temat?

- Cały problem polega na tym, że jest sezon olimpijski i po prostu brakuje czasu. Polska reprezentacja grała w Pucharze Świata we wrześniu, w turnieju kwalifikacyjnym w styczniu i jeszcze w mają czeka ją turniej interkontynentalny. Dla mnie o wiele ważniejsze jest to, żeby Polacy zagrali na igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro. Gdyby tak się nie stało, byłaby to katastrofa. Jeśli sezon miałby formułę taką, jak wcześniej, rozgrywki zakończyłyby się około 20 maja. 28 maja zaczyna się turniej interkontynentalny. Niektórzy tydzień po wywalczeniu medali musieliby walczyć o olimpijską kwalifikację. Tak się po prostu nie da. W Rosji np. w ogóle nie gra się play-offów, po prostu ten, kto wygrywa rundę zasadniczą, od razu zdobywa mistrzostwo. W Polsce zdecydowano się na rozegranie dodatkowych meczów: pierwszy z drugim, trzeci z czwartym. Kiedy prowadziłem waszą reprezentację, poprosiłem o czas. Jak więc teraz mógłbym być przeciwko interesom kadry? Jeśli kalendarz nam sprzyja, możemy grac play-offy tak jak rok temu. Żeńska reprezentacja nie zakwalifikowała się na igrzyska, ale też szukano sposobu, by sezon skrócić. Ja osobiście jestem dużym zwolennikiem systemu, jaki jest w tym roku w PlusLidze.

Postawa któregoś z zawodników pana zaskoczyła? Któryś z siatkarzy zrobił największy postęp?

- Bardzo duży progres wykonał Artur Szalpuk. Widać, że poprawił się zwłaszcza w przyjęciu. Czas spędzony z reprezentacją naprawdę wiele mu dał. Znajduje to odzwierciedlenie w rankingach, obecnie jest na drugim miejscu w klasyfikacji na najlepiej przyjmujących. Wyprzedza go jedynie Facundo Conte. Drugi z chłopaków, który zrobił kilka kroków do przodu to Kuba Zwiech. Owszem, niewiele grał, ale ja mogę ocenić jego postawę z treningów. Przychodził do nas na środek siatki, jednak ze względu na sytuację kadrową od pewnego czasu trenuje jako przyjmujący. Kuba to zawodnik, który może mieć wpływ na wynik drużyny. W każdej roli się odnajduje, a ma dopiero 19 lat. Jest zaangażowany, ma bardzo dobre warunki. Widać, że solidnie pracował z trenerem przygotowania fizycznego. Jednak wszyscy zrobili postępy i należą im się słowa uznania. Wojciech Żaliński znalazł się na czwartym miejscu w klasyfikacji na najlepiej przyjmującego, Bartek Bołądź jest piąty w rankingu atakujących, Daniel Pliński na tym samym miejscu w rankingu środkowych. Lukas Kampa jest również wysoko w kwalifikacji rozgrywających, ma za sobą bardzo dobry sezon. Bartek Grzechnik i Michał Ostrowski grali na zmianę, obaj są na podobnym poziomie, tak samo jak Adam Kowalski i Neven Majstorović. Czuję się spokojny, bo obserwując rozwój wszystkich zawodników, nie mam sobie nic do zarzucenia.

Rozmawiała Agata Kołacz 

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×